19

2K 117 8
                                        

^Annabell^ (bo czemuż to nie?)

Mam księgę. Mogę naprawić swoje błędy z przeszłości. Przez te wszystkie lata szukałam jej wszędzie, przekopałam wszystkie możliwe dziury w lesie, sprawdzałam ulubione miejsca Elizabeth... Ale nigdzie jej nie mogłam znaleźć, mimo tego nie straciłam nadziei. Nadziei na to, że mój mąż znów będzie człowiekiem. Że będzie mnie pamiętał jako swoją żonę a nie stwórcę czy przewodnika. Wiem, ile to kosztuje moją siostrę. Kocha Michaela, jednak jej zazdrość? Od zawsze wpajano nam, że zazdrość czyni samo zło. Przyrzekłyśmy sobie, że nigdy nie będziemy czynić czegoś złego sobie nawzajem. Ale wyszło jak wyszło. 

Nie obchodziła mnie obecność alfy, luny i Elizabeth. Spojrzałam na brunatne zwierzę, które obserwowało nas. Zachowywał się tak, jakby wszystko rozumiał, jednak wiem, że wróci całkowicie do siebie, gdy tylko wypowiem zaklęcie. Wzięłam głęboki wdech i skupiłam się na kartce. Potrzebna będzie krew. Osoby rzucającej zaklęcie oraz "ofiary". Wyprostowałam się i szybkim krokiem poszłam do kuchni. W stole miałam ukryty specjalny nóż. Wyciągnęłam go i obejrzałam z każdej strony. Wyglądem przypominał zwykły, mały kuchenny nóż. Wyróżniały go jednak symbole na metalowej rękojeści i złotego paska, który ciągnął się po całej długości ostrza. Westchnęłam głęboko i wróciłam do salonu. Podeszłam do księgi i przeczytałam wszystko jeszcze raz. Krople naszej krwi muszą spłynąć na ową stronę. W tym samym czasie, muszę wypowiedzieć zaklęcie. Nie było ono długie. Przeczytałam je szybko kilka razy i pokiwałam głową. Spojrzałam na Courtney. Czuję, że to jej sprawka. Musiała jakoś przekonać Elizabeth do tego czynu. Sama bowiem nie przyniosła by księgi. Jej alfa musiał źle zinterpretować mój wzrok, gdyż zasłonił ją swoim ciałem i warknął ostrzegawczo. Przewróciłam oczami i spojrzałam na Elizabeth.

- Rób co musisz. - powiedziała, odsuwając się. A co jeśli, to się nie uda? Przecież muszę naciąć skórę niedźwiedzia! Niby jest mi oddany, jednak jak może zareagować dzikie zwierzę, widząc podchodzącego człowieka z nożem? Miałam ochotę wyrzucić nóż i skulić się w kącie, jednak... nie mogę tego zrobić. Spojrzałam na Michaela.

- Podejdź proszę. - powiedziałam cicho. Niedźwiedź powoli zbliżył się do mnie, po czym usiadł na tyłku. Kątem oka zarejestrowałam, że trójka obecnych wyszła z pomieszczenia. 

- Muszę naciąć twoją skórę. Nie zabiję cię. - westchnęłam, po czym dodałam. -  Podaj mi proszę łapę.

Niedźwiedź podniósł swoją prawą łapę. Wzięłam księgę ze stołu, położyłam ją pod łapą, po czym zrobiłam nacięcie na skórze, przebijając się przez futro. Wyciągnęłam swoją lewą rękę, zrobiłam nacięcie na wewnętrznej stronie i czekając, aż krople naszej krwi dotknął strony, wyrecytowałam w myślach zaklęcie. Zamknęłam oczy, powtarzając je kilka razy. Odczekałam kilka minut i gdy nic nie usłyszałam, rzuciłam nóż na podłogę. Spuściłam głowę na dół, czując jak łzy chcą wydostać się na zewnątrz. Nie udało się. Nie odzyskam męża. Zostanie niedźwiedziem na zawsze. Muszę... Muszę mu przekazać, aby odszedł. Co to za miłość, gdy druga osoba nie może cię przytulić czy pocałować? Powiedzieć żadnego słowa otuchy? Wykrzyczeć czy zaśmiać się? Co to za życie? To nie życie.

- Ty stara wiedźmo. Jeszcze raz wywiń mi taki numer, a cię pogryzę. - gdy usłyszałam głos Michaela, zaszlochałam. Cierpienie i samotność doprowadza człowieka do takiego stopnia, że wymyśla sobie coś, co jest nieprawdą. Słysząc głos mojego męża... Serce mi się kraje, bo wiem, że nigdy więcej go nie usłyszę. 

- Spojrzysz na mnie? - poczułam czyjś dotyk na włosach. Otworzyłam oczy, patrząc na swoje dłonie. Zmarszczyłam brwi, widząc, że są... młodsze. Powoli podniosłam głowę. Moim oczom ukazał się nagi mężczyzna. Otworzyłam szeroko usta. Niebieskie oczy, brązowe włosy z siwymi pasemkami, mocny zarost. 

- Michael... - nie potrafiłam wydusić z siebie więcej słów. Mężczyzna widząc to, przyciągnął mnie do silnego uścisku. Objęłam go ramionami, trzymając się ukochanego, jak tonący koła ratunkowego. Dotknęłam dłonią jego klatki piersiowej, gdzie biło jego serce. Zaśmiałam się krótko i spojrzałam na swojego męża, który miał łzy w oczach. 

- Naprawdę... Wywiń mi jeszcze raz taki numer, a nie wiem co ci zrobię, kobieto. - powiedział brunet. Zaśmiałam się jeszcze raz i złączyłam nasze usta w spragnionym pocałunku. Jego dotyk, głos... Udało się. Matko... Naprawdę się udało! 

- Przepraszam... Przepraszam za to zaklęcie, za tamtą kłótnię. Nie chciałam, aby to się tak skończyło. - powiedziałam zduszonym głosem. Wstałam szybko z kolan, po czym rozejrzałam się po pokoju. Zauważając koc na fotelu, podeszłam tam szybko i zabierając koc, wróciłam do mężczyzny. Okryłam go kocem, aby nie zmarzł. Nie jest wilkołakiem, nie ma wysokiej temperatury ciała dwadzieścia cztery godziny na dobę. 

- Wybaczam ci skarbie. Ale ta księga ma do cholery zniknąć. Tak samo jak tamta reszta. Chcę nacieszyć się swoją żoną, gdy w końcu nie jestem przerośniętym miśkiem. - powiedział Michael. Do salonu weszła Courtney, a za nią alfa. Podeszłam do niej i przytuliłam kobietę ze łzami w oczach. 

- Dziękuję. Nie wiem, jak przekonałaś moją siostrę ale wiem, że jesteś idealną luną. Pomogłaś mi, nie znając mnie dobrze. Ale mimo to, pomogłaś. - wyszeptałam jej do ucha, po czym odsunęłam się. Michael wstał powoli z podłogi, jednak widząc, że traci równowagę, podbiegłam do mężczyzny i pomogłam mu się utrzymać. 

- Lata na czterech łapach robią swoje. - zażartował mężczyzna, na co wszyscy się zaśmialiśmy. Pocałowałam bruneta w policzek, po czym spojrzałam na alfę. 

- Alfo, jeśli kiedykolwiek będziecie potrzebować pomocy, pomogę. Nigdy nie odpłacę się lunie, za to, co zrobiła. Przekonała moją upartą siostrę do oddania księgi. Niby to nie jest dużo, jednak odzyskanie ukochanego męża, znaczy dla mnie naprawdę wiele. Elizabeth dzięki temu dostała drugą szansę na miłość i szczęście. - powiedziałam, pochylając głowę w ich kierunku. 

Oddanie księgi, przywrócenie Michaela do postaci człowieka... Elizabeth musi strasznie cierpieć, widząc nas razem, jednak powinna zrozumieć już dawno temu, że z prawdziwą miłością nie wygra. I nie może z nią walczyć, nie przysparzając sobie dodatkowego cierpienia. Mam nadzieję, że gdy to zrozumie, będzie w stanie przyjść i porozmawiać na spokojnie. Nie chcę być skłócona z własną siostrą do końca życia.  

- Elizabeth... Wyglądasz pięknie. - powiedziałam, gdy siostra weszła do salonu. Spojrzała na Michaela.

- Miło cię widzieć Michael. - powiedziała, po czym wyszła. Westchnęłam głośno. Mój mąż czując mój nastrój, pocałował mnie w bok głowy.

- Nie przejmuj się nią kochanie. Gdy zrozumie, przyjdzie sama. Nic na siłę. - pokiwałam głową powoli.

- To może przygotuję herbaty? A później odeślę was portalem do watahy. - zaproponowałam. Courtney uśmiechnęła się szeroko i pokiwała głową, natomiast alfa zmarszczył brwi.

- Niech będzie. Odpowiedz mi Annabell na jedno pytanie. Dlaczego kurwa moja mate była pijana pod twoją opieką? 

Wracam/ZAWIESZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz