Ustawiłam się w kolejce po ciepła zupę dyniową. Fred natomiast zajął nam stolik a z racji tego że nie wiedzieliśmy gdzie podziała się Mania i Oliver postanowiliśmy zjeść sami. Cały dziedziniec był pięknie udekorowany. Mogłabym się zachwycać widokiem liści, dyni i beli siana non-stop. Cóż chyba Zielone Wzgórze sprawia że widzę świat bardziej romantycznym niż jest. Wzięłam na tackę dwie zupy po czym udałam się do stolika. Fred siedział i studiował mapę która była dołączona do notesu.
- Z jakiego punktu startujemy? - zapytałam po tym jak usiadłam obok niego i zamoczayłam łyżkę w pomarańczowym kremie.
- Dziwne bo zaczynamy z dziedzińca- westchnął cicho, miał lekko zniesmaczoną minę.
- Liczyłeś na bardziej odosobnione miejsce?- uśmiechnęłam się lekko do siebie.
- Uwierz mi, że takie miejsce mogę znaleźć dosłownie zaraz - puścił mi oczko- Ale tak liczyłem na takie miejsce.
- Nie o to mi chodziło... Ale nie ważne- przestałam jeść i spojrzałam na niego wpatrującego się w mapę. Szybko przeniósł swoją uwagę na mnie. Westchnęłam- Ja... Jakby...
- Nie chciałaś tego?- podniósł jedną brew przerywając mi. Skąd on do jasnej cholery wiedział że wlansie o tym myślę? Te wszystkie dni były dla mnie tak trudne aby go unikać... Nie wiedziałam jak mam się z nim skonfrontować. A dzisiaj jak gdyby nigdy nic wparował mi do pokoju i nagle całe to moje napięcie uciekło. Z jednej storny cieszę się, że mogę już z nim normlanie porozmawiać, jednakże dalej nie wiem co tak naprawdę wtedy pomyślał. Co jeśli odebrał to jako zwykły pocałunek, nic dla niego nie znaczący?
- Bardzo chciałam... Tylko bałam się, że może ty tego nie chciałeś- westchnęłam i odwróciłam wzrok.
- Uwierz mi, że chciałem... Nie martw się o to- uśmiechnął się do mnie i zamknął zeszyt.
- Nie będę się o to martwić...- westchnęłam przewracając oczami.
- Znam cię na tyle aby wiedzieć, że przez najbliższy tydzień dalej będziesz się nad tym zastanawiać- już miałam otworzyć buzię aby coś powiedzieć- I tak mam rację... Więc zostawmy ten temat i zastanówmy się nad naszą taktyka...
- Taktyką? Nawet jeszcze nie znasz treści zadań... Ani ich położenia... Nie wiesz nawet czego będziemy potrzebować-westchnelam ponownie.
- Ale musimy mieć jakąś taktykę!- oburzył się.
- Wiedziałam, że będzie ciężko się nam dogadać...- powiedziałam pod nosem.
- Co tam mamroczesz?- spojrzał na mnie.
- To, że przede wszystkim powinniśmy się dobrze bawić podczas tej gry- mój uśmiech w tym momencie był lekko wymuszony.
- Zdecydowanie wolałbym wygrać- uśmiechnął się i wstał od stolika. Również się podniosłam po czym zaniosłam mój talerz do miejsca na brudne naczynia.
- Ile czasu jeszcze mamy? - Fred spojrzał na zegar na dziedzińcu.
- Dokładnie półtorej godziny- Fred stał przede mną z dłońmi schowanymi w kieszenie. Jego włosy były nieułożone i do tego delikatnie zmierzwione przez ciepły jesienny wietrzyk. Słońce przebijające się przez obłoki sprawiało że jego piegi stawały się widoczniejsze- Gapisz się - zaśmiał się.
- Wcale nie! Ja...- moje policzki stały się czerwone- Ja po prostu, pójdę jeszcze na chwilę do dormitorium- uśmiechnęłam się lekko i go wymieniłam.
- Mogę iść z tobą?- spojrzałam na niego przez ramię i widziałam jego łobuzerski uśmiech który ostatnio doprowadza do tego, że miękną mi kolana. Skinęłam głową po czym Fred zaczął iść razem ze mną.
CZYTASZ
Wybaczysz mi Weasley? || Fred Weasley
Fiksi PenggemarLidia Collins jest najbardziej pomocną osoba w całym Hogwarcie jednak czuje się dobrze na uboczu. Jedyne co różni Puchonkę od reszty jej towarzyszy to bałagan w dormitorium i życiu. Jednak na piątym roku to właśnie Lidka pojawi się na językach ludzi...