Bad włączył film a ja poszedłem po coś do jedzenia. Wziąłem parę rzeczy i wróciłem do chłopaka. Ułożyliśmy się wygodnie, ja się okryłem kocem i zaczęliśmy oglądać.
Film nie był bardzo interesujący, ale nie wdawał się także być nudny. Ja jednak nie potrafiłem się skupić na filmie. Co jakiś czas spoglądałem na chłopaka, a jak się dowiedziałem, że usnął, nie obchodził mnie dłużej film. Teraz skupiałem wzrok tylko na Darrylu. Wglądał tak słodko jak spał. Zacząłem go delikatnie głaskać po włosach. Kiedy on się nie obudził od tego, powoli i delikatnie go przytuliłam. A wręcz wtuliłem się w niego. Na mojej twarzy pojawiły się niewielkie rumieńce, ale mnie to mało obchodziło. Po niedługim czasie siedzenia tak, poczułem się senny i musiałem wybrać, albo nie budzić go i zostać z nim, albo iść do siebie. Ta druga opcja mało mi się podobała, ale bałem się co on pomyśli. Jednak tak długo się zastanawiałem, że już zdążyłem usnąć.
Rano poczułem jak coś próbuje mnie wybudzić ze snu. Nie chciało mi się budzić, ale coś usilnie próbowało to zrobić. Otworzyłem leniwie oczy i zobaczyłem Rat, która z jakiegoś powodu się cieszyła. Usiadłem i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Bada nigdzie nie było. Spojrzałem się na nadal cieszącą się Lucy. Zacząłem ją głaskać. Po chwili usłyszałem otwieranie się drzwi od jednego z pokojów. Spojrzałem się w stronę drzwi i zobaczyłem Bada. Uśmiechnął się do mnie a ja odwzajemniłem lekki uśmiech. Podszedł, wziął psa i poszedł w stronę wyjścia, a ja patrzałem się jak wychodzi. Gdy tylko to zrobił poczułem pustkę, pomimo, że wiem, że poszedł tylko na spacer i za niedługo wróci, nie chciałem żeby mnie zostawiał. Nawet na chwilę.
Czekałem już kilka minut, ale wydawało mi się jakby to były godziny. W końcu usłyszałem otwieranie się drzwi. Od razu się ożywiłem i ucieszyłem. Tym bardziej jak go zobaczyłem.
- Baaaaaad!- Powiedziałem i się do niego przytuliłem. On wydawał się nie wiedzieć o co chodzi.
- Coś się stało??-
- Przyyytul mnieee...!- On zrobił to co mu powiedziałem. Lekko się zarumieniłem, ale czułem się dobrze w jego ramionach. Chciałbym mu powiedzieć jak bardzo go kocham, jak strasznie pragnę żeby on też mnie pokochał, ale wiedziałem, że on nie odwzajemnia moich uczuć i że nigdy nie będzie. To zawsze sprawiało, że było mi smutno i chciałem zakończyć życie na tym świecie. Bałem się dnia kiedy mnie opuści. Wtedy zostanę sam i nie będzie osoby która mogła by mnie przytulić, która by mi poprawiła humor. Tak naprawdę bez Bada jestem nikim. Gdyby nie on moje życie by nie miało sensu i pewnie bym je zakończył już dawno.
Do moich oczu napłynęły łzy i poczułem dziwne drapanie w gardle. Odsunąłem się od Darryla i zacząłem kaszleć i od razu zakryłem usta rękami. Zacząłem się dusić krwią oraz kwiatami, a fakt, że nie mogłem nabrać powietrza przez nieustanne kaszlenie, nie pomagał. Zacząłem się cały trząść, aż w końcu moje nogi nie wytrzymały i upadłem na kolana.
Kiedy to wszystko ustało spojrzałem się na spanikowanego bruneta. Zbyt słabo się czułem żeby cokolwiek powiedzieć.
- Skeppy...?- Powiedział po czym kucnął przy mnie. Chciałem cokolwiek zrobić, ale poczułem, że znowu zaczyna mi lecieć krew z ust. Po niedługiej chwili doszedł kaszel płatkami kwiatów. Nie miałem siły cokolwiek już robić i nagle nic nie czułem.
Kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem, że nie jestem u mnie w domu, ale w jakimś nieznanym mi miejscu. Lekko się podniosłem i rozejrzałem się po pokoju w którym aktualnie przebywałem. Nagle zobaczyłem zapłakanego Bada siedzącego na krześle obok łóżka na którym leżałem. Chciałem coś powiedzieć, ale nie potrafiłem. Ostatkiem sił chwyciłem jego dłoń leżącą niedaleko mnie. On się wystraszył i spojrzał na mnie.
- S-Skeppy...?- Wyszeptał przez łzy. Nie pamiętałem nic co się działo przed tym jak się obudziłem, dlatego nie wiedziałem co wywołało u niego smutek. Nagle poczułem jak brunet mnie przytulił i wtulił głowę w moje ramię. Była cisza i jedyne co można było usłyszeć to cichy płacz chłopaka. Po dłuższej chwili usłyszałem jego łamiący się głos.
- P-przepraszam Skeppy... To w-wszystko moja wina...- Nie rozumiałem o czym on mówi i ledwo słyszalnym głosem powiedziałem.
- O czym ty mówisz?- Po wypowiedzeniu tych słów zapadła chwilowa cisza.
- Prze zemnie możesz u-umrzeć...- Ponownie nikt nic nie mówił. Byłem w zbyt wielkim szoku żeby móc się spytać o co chodzi, ale na szczęścia on po chwili kontynuował - Gdybyś m-mnie nie poznał... Byś mnie nie p-pokochał i by do t-tego nie doszło... Przepraszam, że z-zrujnowałem ci życie...- Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Zirytowała mnie postawa Bada.
- To wolał byś mnie nigdy nie poznać, tak?- Chłopak zareagował od razu oddalając się ode mnie i patrząc mi ze smutkiem w oczy.
- Nie o to chodzi...-
- To o co niby?- Brunet nic nie odpowiadał co mnie jeszcze bardziej wkurzyło. Jednak było mi go żal widząc, jak płacze.
- P-przepraszam, że przeze mnie u-umrzesz...-
- Możesz mi w końcu wytłumaczyć o co ci chodzi?-
- Hanahaki... To śmiertelna choroba nieodwzajemnionej miłości... Lekarz powiedział, że jeśli w przeciągu około dwóch tygodni osoba, którą kochasz nie odwzajemni twoich uczuć... To... Umrzesz...- Nie wierzyłem w to co mówił Bad i już chciałem mówić, że coś sobie wymyślił, ale on kontynuował - Objawy to między innymi kaszlenie krwią i kwiatami...- Byłem w szoku. Nie mogłem uwierzyć, że zostały mi tylko dwa tygodnie życia. Widziałem, że chłopak nigdy nie odwzajemni moich uczuć a więc musiałem się przygotować na śmierć. Pomimo, że nieraz byłem gotów odejść z tego świata i nieraz nad tym myślałem, nigdy bym nie pomyślał, że tak naprawdę to się stanie.
Po moich policzkach zaczęły lecieć pojedyncze łzy. Brunet mnie mocno przytulił do siebie i ścisnął moją bluzkę.
- Przepraszam Skeppy! Obiecuje, że zrobię wszystko żeby nie doszło do... Sam wiesz czego...-
- Bad... Nie chcę żebyś mnie okłamywał czy bawił się moimi uczuciami... I tak wiem, że nigdy mnie nie pokochasz- Mówiłem to poważnie.
- Ale Skeppy...- Zaczął mówić, ale ja nie dałem mu dokończyć.
- Wole żyć te dwa tygodnie w prawdzie i jakoś fajnie spędzić ten czas, niż żebyś mnie okłamywał i udawał, że coś do mnie czujesz- Chłopak odsunął się ode mnie i z niedowierzaniem malującym się na jego twarzy spuścił wzrok na podłogę. Zapadła niezręczna cisza.
CZYTASZ
|×| Krwawe Kwiaty |×| SkepHalo |×| Hanahaki |x|
FanfictionHanahaki to Japońska legenda zwana "Chorobą kwiecistych płuc". Udziela się ona osobie, która czuje mocno nie odwzajemnione uczucia do innej osoby. Jej objawami są m.i.n kaszlenie krwią oraz kwiatami. Choroba ta jest śmiertelna, jednak da się ją wyle...