V opadł na poduszkę i leżał chwilę w pościeli. Owinął się kołdrą ciepłą wciąż jeszcze od ciała Jeong-guka i obmyślał jak podejść tego krnąbrnego chłopaka z warsztatu. Słyszał, że brał prysznic, a potem, że poszedł do kuchni. Zwabiony zapachem kawy, wstał, ubrał wczorajsze porzucone na podłodze spodnie oraz koszulę i przeszedł przez korytarz, żeby do niego dołączyć.
Zastał go, gdy opierał się biodrami o blat, w samych gatkach, wyciągając kubki z szafki nad głową. Wciąż wyglądał jak model, zwłaszcza w bieliźnie i z tymi tatuażami, choć zakłócały harmonię. V chyba nie był do nich przekonany, ale musiał przyznać, że cholernie przyciągały oko i były mimo wszystko pociągające. Podszedł do niego i przylgnął do jego pleców, obejmując w pasie rękami. Pod palcami poczuł twarde mięśnie na brzuchu, a zapach żelu pod prysznic sprawiał, że miał ochotę stać tak z nim cały dzień. On go niesamowicie pociągał.
— Skąd masz takie ciało? — zapytał, zaciskając palce nieco mocniej na jego brzuchu.
Jeong-guk odwrócił głowę w bok i uśmiechnął się na ten gest i to pytanie. Wszystko wróciło jak za mrugnięciem oka. Nie było żadnych barier. To było takie znajome, zupełnie jak w zeszłym roku, choć nie czuł się tak atrakcyjny, jak mówił o tym V.
— Dostałem od rodziców — zaśmiał się żartobliwie i postawił dwa kubki na blacie. — A tak poważnie, to sporo ćwiczyłem ostatnio, nie miałem co robić, nudziło mi się i tak jakoś wyszło. Chyba codziennie byłem na siłowni.
— Wyglądam przy tobie, jak rozgotowany makaron — pożalił się V.
Jeong-guk pokiwał głową na boki.
— Poćwiczysz trochę, to wrócisz do formy, poza tym nie wyglądasz źle, nigdy nie wyglądałeś, nie gadaj — zaoponował.
V parsknął cichym śmiechem.
— Już ja wiem, jak wyglądam, mam w domu lustro, ale dzięki, to było miłe — powiedział z zadowoleniem.
Jeong-guk kiwnął głową tym razem przytakująco.
— Proszę bardzo. Chcę być miły, jak najbardziej, ale tym razem nie musiałem, bo to prawda — powiedział, a potem zastygł w bezruchu. — A ty? Przyszedłeś się zdeklarować, czy tylko się stęskniłeś? — zażartował i zamknął szafkę nad głową.
V przytaknął skinieniem głowy.
— Tęskniłem — przyznał, celowo nie wspominając ani słowem o deklaracji.
Jeong-guk prychnął cicho śmiechem, przygotowując dalej kawę. Zachowanie V było słodkie, a przy tym żartobliwe. On się z nim droczył? Jeszcze go takim nie widział. Niby zachowywał się jak kiedyś, ale mimo wszystko to był po części trochę nowy V i podobał mu się jeszcze bardziej. Odchylił głowę bardziej w tył i pocałował go w czoło.
— Kawy? — zapytał, a V przytaknął skinieniem głowy.
Wrócił więc do kawy i do kubków.
— Byłeś dziś inny — zasugerował V, wprowadzając swój niecny plan w życie.
Jeong-guk kompletnie niczego nieświadomy, znieruchomiał na ułamek sekundy.
— Inny? Dziś? — zapytał, nie wiedząc, o co dokładnie V miał na myśli.
Ledwie było rano. Obudzili się kilkanaście minut temu i w dodatku o mało nie pokłócili się o jego ojca, ale nie było w tym nic „innego" niż zwykle. No może prócz otwartej rozmowy na temat przeszłości, ale to akurat miało pozytywny wydźwięk. Pozbywali się balastu, co sprawiało, że zaczynali w dobrym znaczeniu dojrzewać do bycia naprawdę razem. Bez wymówek i bez uników przed trudnymi tematami. Twarzą w twarz z demonami. To było takie uczciwe. Właściwe. Podobało mu się, choć nie wszystkie rewelacje były miłe, ale wiedział, że to ważne. Myślał o tym pod prysznicem i doszedł do wniosku, że po raz pierwszy czuł się naprawdę blisko z V. Nie tylko fizycznie, ale i mentalnie. Czuł, że on wpuścił go do swoich myśli i do serca. Tak całkowicie i nieodwracalnie. Uczciwie przyznał do wszystkiego. Wciąż też krążyło mu w głowie zabójstwo z wczoraj. Widok ciała porywacza spadającego na cegły. Nie chciał tego widzieć w swojej głowie i mieć świadomości, że to V był tego sprawcą. Nie chciał myśleć, że ten człowiek stojący teraz za nim i ten z wczoraj, to jedna i ta sama osoba. Jednak natarczywe pytanie ile takich zabójstw wykonał, nie pozwalało się zignorować, ale odpychał to od siebie ze wszystkich sił. Bronił go argumentem, że to było w obronie własnej, że porywacz to był zły człowiek, że gdyby nie V, to pozabijałby ich bez mrugnięcia okiem, ale do głowy wpadała mu co rusz wizja, jak V strzela do G-guka. Jakim cudem się na to zdobył? G-guk wydawał się w jego postrzeganiu bezbronny, a V go kochał. Czy na nim też wykonałby wyrok?
CZYTASZ
폭군 || Tyran 3 • Taekook
FanfictionJeśli chcesz, aby Twoja rana się zagoiła. Musisz przestać jej dotykać.