Dzień wstał jasny, ale chłodny. Przez uchylone okno słychać było szum drzew. Wiało i chłodne powietrze wpadało do sypialni. Jeong-guk mimo to obudził się spocony. V nie było już obok w pościeli. Zastał go w kuchni, gdy przygotowywał kawę, a Yeon-tan, który przyjechał z nimi, nie opuszczał dywanika przy drzwiach wejściowych, który obrał sobie zaraz po przyjeździe na swoje miejsce do stróżowania. Od chwili, gdy opuścił samochód, czuł się panem posesji. Obszczekał całą okolicę, a potem zajął owo miejsce na dywaniku przy wejściu i nie chciał go opuścić o dziwo nawet na noc.
— Nie pogniewasz się, jeśli dziś jej z tobą nie wypiję? — zapytał prosząco V, gdy zauważył Jeong-guka w progu.
Ten podszedł i objął go od tyłu.
— Nigdy nie musisz tego robić, przecież wiesz — odpowiedział mu łagodnie.
— A ty wiesz, że wiem, ale po prostu chcę to robić, tylko że dziś wystarczająco trzęsą mi się ręce i chyba nie powinienem — powiedział smutno V. — Nie utrzymam urny, jeśli wypiję choćby łyk.
Jeong-guk odwrócił go przodem do siebie i przytulił.
— Ja poniosę urnę, ale kawy nie pij i tak, dobrze? — zapytał. — Nie zmuszaj się do rzeczy, których nie lubisz, tylko przez wzgląd na mnie. Nigdy.
— Dzięki. Obiecuję, że nie będę.
Dwie godziny później stali przed bramą cmentarza, na którym pochowany był G-guk. Ręce V faktycznie się trzęsły i urnę niósł Jeong-guk, jak obiecał. Formalności ceremonii samego spalenia dopilnowała Go-eun, wczorajszego wieczoru, oni jedynie odebrali dzisiaj prochy w urnie.
Wciąż wiał zimny wiatr, dlatego obaj ubrali marynarki. V miał pod spodem jasną koszulę rozpiętą pod szyją, a Jeong-guk czarną, gładką, bawełnianą koszulkę. Kiedy tylko mógł, unikał koszul. Wystarczyło, że jutro miał ją ubrać na wizytę u rodziców.
— Idziemy? — zapytał i spojrzał na V.
Ten jedynie skinął głową i ruszył przed siebie. Był blady jak ściana. Jeong-guk ruszył za nim i po chwili przekroczyli żeliwną, czarną bramę.
Cmentarz był ogromny. Stało na nim mnóstwo podłużnych ścian z kwadratowymi wnękami upamiętniającymi tych, którzy odeszli, a one usiane były tabliczkami z ich imionami i nazwiskami. Wyglądały jak labirynt. Kiedy szli kamienną ścieżką, Jeong-guk przyglądał się im z nostalgią. Wcześniej nie zauważył, że niektóre miejsca były otwarte, wtenczas imię i nazwisko wygrawerowane było na widocznej wewnątrz urnie, a wokoło pełno było nawpychanych kwiatów, inne zaś były zabezpieczone kamienną płytą, za którą kryła się urna i dlatego nie były przystrojone. Jeong-guk zastanawiał się, jak wygląda miejsce G-guka. Czy ktoś przynosił tu kwiaty? Bestia jakby przycichła, ale czuł, że ona jest czujna i gotowa znów kłapać zębiskami. Nie rozumiał jej i tego, dlaczego go tak gnębi. Zaczęła się pojawiać w niezrozumiałych dla niego sytuacjach, a to sprawiało, że czuł się zdezorientowany. Kiedyś sądził, że jest zazdrością, ale teraz już nie był tego taki pewien. Nie umiał rozwiązać zagadki jej pochodzenia i tym samym się jej pozbyć raz na zawsze. Zerknął na V.
Szedł sztywno, jak zahipnotyzowany przez labirynt kamiennych ścian i choć nie był tu od chwili śmierci G-guka, to znał drogę na pamięć. Ona była wyryta w jego sercu i za nic w świecie nie byłby w stanie jej stamtąd wymazać. Pamiętał doskonale, gdy szedł samotnie tą drogą pierwszy i ostatni raz, sześć lat temu, niosąc ciepłą jeszcze urnę z prochami G-guka. Płakał tak mocno, że ledwo widział, gdzie stawiał nogi, a mimo to, dziś drogę pamiętał doskonale. Musiał wtedy zapłacić, a ostatecznie zagrozić właścicielowi domu pogrzebowego, aby skremował jego ciało i pozwolił pochować. Głowę miał tak pogruchotaną, że grabarz nie chciał go dotknąć i nie pozwolił na to nikomu z obsługi. V sam musiał ułożyć go do trumny, a potem patrzeć, jak znika w płomieniach.
CZYTASZ
폭군 || Tyran 3 • Taekook
FanficJeśli chcesz, aby Twoja rana się zagoiła. Musisz przestać jej dotykać.