Rozdział 1

668 40 40
                                    

Pustka. Głowa wypełniona... niczym, a jednak czymś. Jakąś plątaniną, której nie da się określić i jednoznacznie zdefiniować. To „nic" nie ma emocji, nie ma kształtu, jest odległe, a jednocześnie znajduje się tuż pod powierzchnią czaszki. Bardzo blisko. To mieszanka myśli, których nie można precyzyjnie nazwać i umiejscowić w czasoprzestrzeni. Biegniesz do nich w bardzo odległą przeszłość, a potem uświadamiasz sobie, że to o czym myślisz, znajduje się tuż obok.

Z taką właśnie pustką, V docierał właśnie do Yongsan-gu, dzielnicy, w której mieszkał, a owa przestrzeń bliżej niedookreślona w jego głowie, z którą zostawił go na skraju ulicy Jeong-guk, przemieniała się w coraz większy chaos. Myśli jednak zaczęły nabierać kształtu i bombardować go z zaświatów. Zaczął sobie wyrzucać, że postąpił jak ostatni cham i kretyn, wysadzając go na obrzeżach dzielnicy i pozwalając, aby ludzie się na niego gapili, nie wspominając o bezpieczeństwie. Ale on tak go zaskoczył tą nagłą prośbą, aby go wysadził, że nie zdążył odpowiednio zareagować. Teraz nadrabiał lukę i docierało do niego, że popełnił kolejny błąd. Ji-min zaczął wrzeszczeć na niego w jego głowie.

OPUŚCIŁEŚ GARDĘ!

Co, jeśli jednak ktoś ich śledził? Co, jeśli to jeszcze nie koniec? A jeśli ludzie Nam-joona czekali tam na niego? Dlaczego postąpiłem tak lekkomyślnie? — zarzucał sobie. — Ji-min miał rację, robię błąd za błędem.

Nie rozumiał dlaczego.

— Zadzwoń do JK'a — wydał polecenie do telefonu, ale po chwili usłyszał jedynie przekierowanie do poczty głosowej.

„Tu Jeong-guk, wiesz co robić" — usłyszał z głośnika.

— Cholera — zaklął pod nosem, przypominając sobie, że przecież telefon był rozładowany. Nawet jeśli Jeong-guk dotarł do domu, to na pewno nie zdążył go jeszcze podłączyć i naładować.

A co jeśli do niego nie dotarł? Co, jeśli zasłabł na ulicy? Przecież był pobity! — zadawał sobie pytanie za pytaniem i miał wrażenie, że krew zamarza mu w żyłach.

— Kurwa! — zaklął głośno, rozeźlony sam na siebie. — Tae-hyung! Jaki z ciebie kretyn!

Zerknął we wsteczne lusterko, potem szybko w oba boczne i nie widząc na ulicy żadnego samochodu. Zakręcił kierownicą do oporu i zawrócił z piskiem opon. Nie minęło kilka sekund, gdy usłyszał za sobą dźwięk syreny radiowozu, a niebieskie światło zamigotało we wstecznym lusterku.

— Kurwa... kurwa... kurwa... — klął z irytacją, uderzając dłonią o kierownicę. — Niby skąd się tu do kurwy nędzy wzięli? Tylko ich jeszcze było mi trzeba!

Zatrzymał samochód na poboczu, a kiedy policjant podszedł do szyby, opuścił ją i spojrzał na funkcjonariusza. A raczej funkcjonariuszkę. Była nią niska kobieta, trochę starsza od niego.

— Dobry wieczór, posterunkowa Hwang Chae-young. Poproszę o dokumenty — powiedziała stanowczo.

— Dobry wieczór — jęknął V i sięgnął pod marynarkę do wewnętrznej kieszeni, trącając ukryty w kaburze pistolet.

Co za nonsens — pomyślał i podał policjantce prawo jazdy z grymasem na twarzy. Miał nadzieję odwrócić nim jej uwagę od brudnych rąk i zakurzonego garnituru. Policjantka odebrała od niego dokumenty, istotnie patrząc mu w oczy i zmierzyła go lodowatym spojrzeniem, a potem przeniosła go na dokument.

— Zawrócił pan w niedozwolonym miejscu. Tu jest podwójna ciągła linia. Dokąd się pan tak spieszy? Co to za manewry na drodze? — zapytała znów bardzo stanowczo i jednocześnie upominająco.

— Czy to przesłuchanie jest konieczne? — zapytał opryskliwie V, nie wytrzymując presji emocji, które nim targały. Rozdrażnienie i zniecierpliwienie rozrywało mu żyły. — Proszę wypisać mandat i miejmy to z głowy — dodał zdenerwowany.

폭군 || Tyran 3 • TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz