Rozdział 18

926 46 106
                                    

Po powrocie z Busan dni stały się lżejsze. Jeong-guk był pogodniejszy, mniej przewrażliwiony, łatwiej wymawiał słowo „my" i nawet zaproponował, aby poszli razem na kolację do restauracji albo na siłownię.

— Zaniedbałeś się Tae — powiedział, gdy oglądali film któregoś wieczora na kanapie i V siłą próbował odebrać mu pilot od telewizora.

V spojrzał na niego oburzony.

— I co? Już ci się nie podobam? — zapytał, wciąż próbując odebrać mu przywłaszczony przedmiot. — To nie ja jestem zaniedbany, tylko ty ćwiczysz jak szalony! Masz tyle siły, co lokomotywa — wysyczał przez zęby i szarpnął go za ramię, które Jeong-guk wyciągał w przeciwnym kierunku, żeby V nie dosięgnął pilota w jego dłoni.

— Podobasz, nie przekręcaj moich słów — zakpił. — I to nie ja ćwiczę jak szalony, tylko tobie zwiotczały mięśnie. Unikasz siłowni jak ognia, widzę to.

V westchnął z rezygnacją. Poddał się i już mu na pilocie nie zależało. Oparł się o oparcie i skrzyżował ręce na torsie.

— Nigdy tego nie lubiłem. Nie chcę tam chodzić — pożalił się, ale uśmiechnął się przekornie. — Tobie na złość się roztyję i będę miał odstający brzuch.

Jeong-guk roześmiał się głośno. Odłożył pilota w bezpieczne miejsce, czyli na oparciu po swojej stronie i złapał go skórę na brzuchu.

— Już masz gruby brzuch. Zobacz. Można go złapać jak oponę — zakpił.

V podniósł koszulkę do góry i spojrzał na swój brzuch krytycznie.

— To... to nie tak — zaczął się bronić, choć brzuch wcale nie był gruby ani odstający. Po prostu nie był tak wyrzeźbiony, jak ten Jeong-guka. — Opowiem ci, jak to było naprawdę. Chcesz? — zapytał, ale nie czekał na odpowiedź. Usiadł okrakiem na jego kolanach. — Pewnego ranka po prostu się obudziłem i to już tu było, przysięgam! — zarzekał się, poklepując po brzuchu.

Jeong-guk roześmiał się w głos, odchylając głowę do tyłu, a kiedy już opanował śmiech, spojrzał na V poważnie.

— To kiedy idziemy?

V nachylił się do niego blisko, jakby chciał go pocałować. Jeong-guk uległ sugestii i jego spojrzenie spłynęło na jego usta.

— NIGDY. Tam. Nie. Wrócę — powiedział V z przekorą i cmoknął go uwodzicielsko.

Jeong-guk znów się zaśmiał, ale już nie pociągnął tematu. Sytuacja zlodowaciała w jedną sekundę. Sięgnął po pilota i podał mu go do ręki.

— Proszę, wygrałeś — bąknął.

Zrobiło się niezręcznie.

Z rodzinnego domu Jeong-guka przywieźli pasażera na gapę. Dystans. Było mniej czułości, więcej powściągliwości i chłodu. Wszystko przez rozmowę, którą odbyli, siedząc w samochodzie pod domem jego rodziców. Chodziło znów o seks i to, w jakich okolicznościach uprawiali go po raz ostatni. Bo choć atmosfera się oczyściła i nie było już zboczeńca, który demoralizował grzecznego chłopca, to dystans pozostał. Niby było normalnie, zdrowiej, ale z jednej strony Jeong-guk nie chciał być zwierzęciem, które chce tylko seksu, a z drugiej V nie chciał, żeby Jeong-guk pomyślał, że znów chce mu coś dać na siłę, wbrew sobie. Znów zapętlili się w błędne koło i oddalali od siebie, ale mimo wszystko i tak było lepiej, bo obaj zdawali sobie tym razem z tego sprawę. To miało się samo ułożyć i obaj byli tego pewni, że tak się stanie. Z czasem. Ta orbita po prostu była elipsą, na której to oddalali się od siebie, to znów zbliżali, wciąż krążąc wokół siebie. Już nikt na nikogo nie naciskał. Po prostu cierpliwie czekali. To też było jak jedna z lekcji, którą każdy odrobił sumiennie. Cierpliwość i zrozumienie było jej efektem. Przestrzeń, w której każdy układał w swojej głowie to, co razem przeżyli tego dnia.

폭군 || Tyran 3 • TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz