Disappear

67 4 2
                                    

-Mamy mało czasu, ile osób zaginęło w przeciągu ostatnich trzech dni?- spytałem szukając w zmodyfikowanym zegarku Wayne Tech.
-Czterdzieści osiem w samych Stanach, i co z tego?- odezwał się głos w słuchawce.
-Ostatnie dwie trójki ofiar miały ze sobą coś wspólnego?- spytałem wychodząc na korytarz przed jadalnią, ku niezadowolenia reszty.
-Nic znaczącego. Po co ci to?- nie rozumiała mojego toku myślenia.
-Porywacze składając po trzy ofiary, które coś łączy, na początku były dziewice, bo wątpię by dzieci miały ze sobą coś bardziej wspólnego i znaczącego dla pseudo rytualnych mordów. Następni byli filozofowie, teraz z tego co widzę mamy trzy osoby związane z policją. To już jakiś określony wzór, rozumiesz?- wyjaśniałem jak mogłem.
-I gdzie niby ich mają zabić?- spytała zmęczonym głosem.
-Zwykle zniknięcia były wokół miasta w którym ginęli — przeglądałem wiadomości z akt policyjnych na hologramie wyświetlanym przez przedmiot na moim zegarku — teraz powinno to być...Blüdhaven, w Happy Harbour, jestem tu.- powiadomiłem ją.
-Johny, może i bym zadzwoniła do kapitana tutejszej policji, ale masz za mało dowodów a Alex zmarnował wasz ostatni kredyt zaufania na handlarza hot dogami. Przykro mi.- pokręciłem głową.
-Pozwolisz zabić trzech niewinnych ludzi?- nie rozumiałem jej postępowania.
-Nie, po prostu nie pozwolę ci się pogrążyć przez ten cały syf z twoimi uczucia— nie dokończyła, sfrustrowany rozłączyłem się.

Nie wierzę kurwa, że zamiast ten jeden raz zaufać jednemu ze swoich najlepszych detektywów woli poświęcić niewinnych. Wtedy zapaliła mi się lampka w głowie. Wparowałem do jadalni z prędkością głodnego Wallyego.
-Ktoś zainteresowany misją ratowniczą?- na te cztery słowa twarze wszystkich rozpromieniły się.

-Grupa alfa, Red Robin, Blue Beatle i Garfield. Waszym zadaniem jest uratowanie zakładników, trzech policjantów, grupa beta, Cassie, Rose i Impuls, wy zajmujecie się pilnowaniem by żaden nie zwiał. Po takiej obławie ci sekciarze w końcu trafią za kratki. Static, zajmujesz się wyłączeniem zasilania w całym budynku. Jeśli coś pójdzie źle macie natychmiast zgłaszać się do centrali, a i jeszcze jedno, starajcie się ograniczyć ofiary śmiertelne do minimum. To nie wy będziecie się potem spowiadać B. o tej całej misji. Życzę powodzenia.- zrobiłem najszybszą ale i najbardziej szczegółową odprawę jaką mogłem.
-Red Robin, przesyłam ci plany budynku i jego skan pod względem ludzi. Postaraj się ich pilnować, jesteś kapitanem swojego oddziału.- upomniałem go na co ten z wstydliwym uśmiechem kiwną głową.
-A czemu ja nie mogę po prostu wbiec tam i uratować zakładników a tamtych pozwiązywać?- spytał Bart wyraźnie zdziwiony.
-Gdybyś przyjrzał się hologramowi zauważyłbyś tłumiki metamocy poustawiane w całym budynku, każdy z nich ma zapasowe źródło energii, więc nawet z pomocą Statica nic byś nie wskurał. Jeśli chodzi o ich ucieczkę wiem, że mnie nie zawiedziesz.- powiedziałem twardo bez większego wyrazu moich emocji. Ten powoli pokiwał głową i wszyscy zniknęli w platformie Zeta.

Niemal od razu zapuściłem hologramy i obrazy z kamer dokładnie widząc każdy ruch drużyny.
-Przypominasz go.- szept M'gann wyrwał mnie ze skupienia.
-Nie jesteś pierwszą, która tak sądzi.- powiedziałem przeciągle uważnie śledząc ich ruchy.
-Twoje wyniki są dobre, jesteś wolny.- stanęła koło mnie.
-Wiedzą?- spojrzałem na nią pytająco i gdy ta powoli kiwnęła twierdząco głową westchnąłem.
-Nie powinienem uciekać, prawda?
-To zależy od ciebie, Dick. Powiem ci tylko, że kiedy sfingowałeś swoją śmierć było z nimi źle. Jeśli zrobisz im to jeszcze raz lepiej nie wracaj.- warknęła i gdy nie odezwałem się na to przez kilka chwil, odeszła. Wtedy spuściłem głowę, oparłem się o stół operacyjny na ramionach i westchnąłem.
-Bądź szczery. Już do tego wróciłeś, teraz znów nie będziesz w stanie z tym skończyć. Chociaż im pomóż.- warknąłem chowając twarz w dłoniach.

Przeniosłem dłonią hologram nad swoją rękę i uważnie go obserwując ruszyłem do swojego pokoju. Zapakowałem wszystkie rzeczy do torby, nie licząc oczywiście koperty z listem i wszystkim co w niej było. Ostrze wolałem zostawić między ubraniami. Przerzuciłem ją przez ramię patrząc przez kamery jak drużyna świetnie radzi sobie z bandziorami, uśmiechnąłem się na to i ruszyłem przed siebie wzdłuż korytarza do głównej sali. Gdy tylko tam byłem wysłałem odpowiedni komunikat do Ligi i każdej innej grupy bohaterskiej związanej z walką z Trybunałem. Po tym odpaliłem hologram z powrotem na środku sali i oglądałem każdy ich ruch, każdy pomysł i temat poruszany przez grupy i ich przywódców. Tak więc gdy wszystko poszło po ich myśli, bez potrzeby improwizacji czy zawalenia misji oddali złapanych w ręce policjantów. Wtedy usłyszałem platformę Zeta.
-Jaką masz informację.- usłyszałem głęboki głos Bruce'a.
-Uspokój plemniki B. Każdy kto się tym zajmuje ma prawo to usłyszeć.- powiedziałem swobodnie widząc jak grupy wracają, lecz zanim udało im się wrócić zjawiły się Legendy, Birds of Prey oraz Tytani, dzieciaki dołączyły po chwili.
-Pierwsza rzecz, co oni robili na nie autoryzowanej misji?- ten głos pełen odrazy, wręcz przeszły mnie ciary.
-Tak, niewinni mogli zginąć, bo policja nie wzięła zagrożenia na poważnie więc oni zrobili to co bohaterowie powinni zrobić w takiej sytuacji. Całą winę biorę na siebię i później oddam ci raport z zapisem czasu, techniki wykorzystanej przez nich, błędów które popełnili oraz dokładny zapis możliwych scenariuszy.- powiedziałem patrząc mu prosto w oczy.
-Dobrze...a co do tej informacji?- powiedział już nieco zmieszany. Podszedłem do niego i podałem mu kopertę po czym odwróciłem się i odszedłem nieznacznie.
-Drogi Richardzie Graysonie,
Przykro nam słyszeć o Pana stracie, stąd nasza oferta. Śledziliśmy Pana od początku i po ostatnich wydarzeniach najwyższa komisja chce pana zaprosić jako wojownika pod pseudonimem "Talon" do naszej organizacji.

Wiemy o Panu wszystko, znamy pański sekret Panie Nightwing i tak samo wiemy iż zmarła była z panem przy nadziej. Mamy nadzieję, że zaakceptuje Pan naszą propozycję.

Będziemy znać Pana decyzję.

Trybunał Sów.- przeczytał na głos po czym z koperty wyciągnął biało różowy przedmiot.
-Mogę być wtyką, jestem waszą jedyną szansą na zbliżenie się do nich.- przerwałem wręcz bolącą ciszę.
-Dick, tak mi przykro.- usłyszałem głos Renee.
-Jeśli nie będziemy działać szybko może być za późno, jedyna rzecz, nie wiem kiedy spotkanie miałoby się odbyć.- puściłem jej słowa mimo uszu, nie po to jestem w stanie wyparcia by mnie sprowadzała na ziemię.
-Koperta jest wykonana z dziwnego papieru.- zauważył nietoperz.
-Zauważyłem. Próbowałem odszyfrować ogniem, wodą i barwnikami chemicznymi, nic.- mruknąłem zastanawiając się nad czymś, i po chwili na coś wpadłem. Wyciągnąłem z torby ostrze i przyjrzałem mu się, na rękojeści były wygrawerowane trzy słowa, Non Tiembo Mala... zła się nie ulęknę, ironia. Bruce jakby czytając mi w myślach wystawił kopertę przede mnie. Cicho westchnąłem i okrążyłem dłonią ostrze, gdy drugą pociągnąłem tworząc soczysty dźwięk cięcia tkanek oraz głęboką ranę na dłoni z której ciurkiem wypłynęła krew wprost na papier. W niektórych miejscach krew nie wsiąknęła w nią układając się w odpowiedni adres oraz godzinę.
-Mamy to.- uśmiech zagościł na moich ustach.

Be my Robin || Dick GraysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz