Akrobata

120 9 1
                                    

Około godziny piątej moje nogi zaprowadziły mnie prosto do kuchni, gdzie wstawiłem kawę i przygotowałem sobie miskę do której po chwili wsypałem płatki owsiane. Później wlałem kawę do kubka i odłożyłem ją koło miski, i gdy już miałem iść po mleko spojrzałem na kawę i na miskę. Usiosłem brwi i złapałem kubek wlewając jego zawartość do miski. Złapałem łyżkę i wykonałem pierwszą próbę smaku, i gdy "potrawa" okazała się nawet jadalna dolałem jeszcze, na oko, jeden kubek czarnej cieczy i zacząłem jeść. Mniej więcej w połowie posiłku dołączył do mnie Tim, który nie wyglądał jakby spał choćby minutę.
-Cześć młody, jak się nie spało?- spytałem z ironią.
-Też cię miło widzieć, Dick.- powiedział nalewając sobie kawy do kubka.
-Najpierw śniadanie.- uprzedziłem jego pierwszy łyk.
-Ty tak serio?- spytał niedowierzając, z delikatnym uśmiechem.
-Tak, serio. Najpierw śniadanie, później kawa. Może też być kawa do śniadania.- pokazałem mu swoje jedzenie.
-Ty to serio jesz?- upewnił się młodszy.
-Jestem policjantem i raczej nie mam czasu na nic innego. Im szybciej tym lepiej, poza tym jest w tym wszystko czego potrzebuję, kofeina i jedzenie.- wytłumaczyłem a ten po chwili zrobił dosłownie to samo.

Po ogarnięciu się ruszyłem w stronę Batcave, i dosłownie po chwili usłyszałem Bruce'a.
-Chcesz odzyskać kostium?- spytał. Nie odwróciłem się w jego stronę. Spojrzałem na gablotę z nim i już czułem tą potrzebę anonimowości. Zwróciłem wzrok na swoje dłonie, które zacisnąłem w pięści i polowałem głową twierdząco.
-Marzę o tym.- odpowiedziałem.

Jak się okazało, mój kostium przeszedł swego rodzaju up grade. Spadnex z kewlarem był lepszy, niebieski ptak na piersi pociemniał, a jego skrzydła szły po barku, przez zewnętrzną część ramienia do dwóch środkowych palców. Maska była na praktycznie całą głowę, nie licząc oczu, obszaru ust i dołu nosa oraz góry, z której swobodnie wystawała moja czarna czupryna. Pałki miały jeden taki sam niebieski pasek jak kolor ptaka.
-Liczyłeś, że wrócę. Z tąd ten glow up?- spytałem przejmując kostium w swoje ręce.
-Liczyłem na to, a nawet jakbyś nie wrócił czułbym, że bohater w tobie wciąż żyje i ewoluuje.- odpowiedział. Kiwnąłem głową i zostawiłem go w jaskini. Szybko przeszedłem do swojego pokoju i przebrałem się w kostium, zostawiając maskę. Przejrzałem się w lustrze i widząc delikatny zarost na śniadej skórze przewróciłem oczami. Na czarno niebieski strój założyłem czarną koszulę i czarne spodnie. Zabrałem odpowiednie dokumenty i pieniądze po czym schowałem maskę do kieszeni spodni. Złapałem portfel ze wszystkim co przygotowałem i po umówieniu się z Alfredem wyszedłem. Mężczyzna miał się zająć Ani, gdy mnie nie będzie. Więc gdy już wszystko z nim ustaliłem ruszyłem w głąb Gotham. Ramie, było już w miarę użytkowane, więc temblak był niepotrzebny i gdy znalazłem się przy odpowiedniej uliczce podszedłem do odpowiednich zardzewiałych drzwi.

Zapukałem w nie 13 razy i czekałem na odzew. Nie minęła minuta a wejście otworzyło się z hukiem. Stanął w nich mężczyzna ze spuszczoną głową i widząc moją twarz spuścił ją jeszcze niżej i przepuścił mnie w nich.
-Czego chcesz?- spytał znanym mi głosem.
-Nie wiem, coś taniego i rozluźniającego.- odpowiedziałem.
-Ekstazy?- zaproponował na co ja zgodziłem się i po przekazaniu odpowiedniej sumy mężczyźnie otrzymałem tabletkę.
-Od kiedy handlujesz prochami X?- spytałem gdy już przypasowałem głos do odpowiedniej osoby, Red X.
-Trzeba jakoś zarabiać.- odpowiedział podnosząc głowę.
-Ale żeby tak?- spojrzałem na niego.
-Słuchaj, nie miałem wyjścia. Przez twojego szefa zadłużyłem się u Bane'a i porywam ćpunów do jego badań. Nie każdy ma fajnie.- zdenerwował się.
-Bane? Czemu akurat on? I co do tego ma Batman?- zdziwiłem się.
-Kradłem pliki Ligi Sprawiedliwych, gdy mnie przyłapał. Bane pomógł mi zniknąć.- powiedział wsadzając dłoń w brązowe loki.
-Bane pomógł zniknąć człowiekowi który nie istnieje?- zaśmiałem się na co ten spiorunował mnie wzrokiem zielonych oczu.
-Już, już. Nie bij. Mogę ci pomóc.- westchnąłem a Matt, inaczej X, uśmiechnął się lecz zaraz pochmurniał.
-Od kiedy Boy Wonder ćpa?- spytał na co westchnąłem.
-Nie tylko ty masz problemy, stary.- schowałem tabletkę do kieszeni.
-To gdzie jest ten twój Bane?- zmieniłem temat.

Po uzyskaniu wszystkich odpowiednich informacji i ustaleniu planu napisałem Alfredowi, że wrócę późno. Nie trudziłem się pisaniem do Bruce'a, miał zebranie w Lidze. Zdjąłem wszystko prócz kostiumu i nałożyłem maskę. Była idealna, czarna i dobrze kryjąca. Przy tym nie krępowała ruchów i szczerze mówiąc z tymi aspektami jak choćby włosy swobodnie opadające na moje oczy wyglądałem nadwyraz zjawiskowo. Czekałem jeszcze na X-a i gdy ten przyszedł ubrany w czarny, dobrze opinający spandex z równie czarną peleryną i czerwonym X na piersi, uśmiechnąłem się. Spojrzałem jeszcze na jego czarną maskę na totalnie całą twarz z wymalowaną czaszką i takim samym X-em jak na piersi, tylko, że na czole.
-No nieźle Grayson, z miesiąca na miesiąc jest tylko lepiej.- zaśmiał się.
-No nieźle Spinn, z miesiąca na miesiąc tak samo staruchu. Zmienił byś coś, a nie ciągle to samo.- przedrzeźniłem go.
-Dziecko.- skwitował i wyszedł na ulicę.
-Też cię lubię.- westchnąłem i ruszyłem za nim.

-Biłeś się kiedyś na highu?- spytał gdy staliśmy już na dachu budynku przed bazą Bane'a.
-Nie.- odpowiedziałem, a ten po chwili przekazał mi pół jakiejś tabletki sam połykając jej drugą część.
-Delerzy chyba nie biorą własnego towaru.- stwierdziłem.
-Jestem wyjątkowym delerem, w końcu popierdalam z mścicielem sam będąc w rajstopkach.- zaśmiał się i wystrzelił hakiem, który zaczepił się o dach bazy i po chwili zjechał na lince.
-Co ja ze sobą robię.- stwierdziłem i łyknąłem tabletkę. Rozejrzałem się jeszcze, w razie kamer czy innych pierdół. I dopiero gdy byłem pewny, że niczego ani nikogo nie ma zjechałem za Mattem.

Świat wirował, a ja jak i Bane nie przestawaliśmy walczyć. Ja praktycznie skakałem nad nim, lub na nim, a on próbował mnie zrzucić lub uderzyć. X zajął się parobkami Bane'a, i gdy rozprawił się z ostatnim ruszył do mnie, lecz zanim pomógł w walce wyciągnął ze swojego "pasa z zabawkami" coś na kształt pistoletu, i strzelił nim tuż obok mnie i mojego sparingowca. Zaczął się śmiać i wskoczył na nas, przez co we trzej wpadliśmy w wyrwę, która się tam pojawiła. Nagle byliśmy chyba na Atlancie. Tam nie przestawałem bić Bane'a, a X się tylko przyglądał i gdy zaczynało mu brakować powietrza przeniósł nas do Central City, gdzie wylądowaliśmy w jakimś parku. Nasza obecność wywołała krzyki i ogólny strach, więc po kopnięciu wyższego z pół obrotu w szczękę X znów nas przeniósł.

We dwoje opadliśmy plecami na ziemię. Obejrzałem się wokół siebie nie wstając i widząc Ligę Sprawiedliwych zwróciłem swój wzrok z powrotem na X w tym samym czasie po czym zaczęliśmy się niekontrolowanie śmiać. Powoli oparłem się na łokciach i spojrzałem na zdziwione twarze.
-O pardon, już nas nie ma.- powiedziałem a X przeteleportował nas do tego budynku, w którym omówiliśmy plan.

Nie przestawaliśmy się śmiać, i dopiero gdy zacząłem kaszleć X zaprzestał salwe śmiechu. Po chwili wykaszlałem trochę krwi na dłoń.
-Wszystko dobrze?- spytał.
-Jasne.- odpowiedziałem wycierając krew o kostium. Później przebrałem się w ubrania, w których przyszedłem a X przeteleportował nas do mojego pokoju w "Willi Bruce'a".
-Powtórzymy to kiedyś?- spytał z nadzieją.
-Zdecydowanie.- uśmiechnąłem się i przybiłem mu żółwika. Po chwili zostałem sam, podszedłem do lustra i zauważyłem powiększone źrenice, na co się uśmiechnąłem.

Miło nie czuć nic, prócz szczęścia. Przebrałem się z wszystkiego w zwykłe ubrania i z racji na późną godzinę położyłem się spać.

----------

Tak, wiem. Red X nie ma potwierdzonej tożsamości, dlatego stworzyłam własną. Matt Spinn, zielonooki i brązowowłosy 24 latek. I tak na marginesie, chcecie, żeby pojawił się jeszcze w tej książce?

Gwiazdkujcie i komentujcie!

Be my Robin || Dick GraysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz