Bow and arrow

106 7 2
                                    

Moje powieki delikatnie uchyliły się by zaraz się zamknąć przez zbyt jasne, jak dla mnie światło, które padało wręcz idealnie na moją twarz. Podparłem się na łokciach i oparłem się o zagłówek. Strasznie bolała mnie głowa. Wstałem z łóżka i wyjąłem z szafy czarne dresy i równie czarną bluzę z niebieskim ptakiem na klatce piersiowej i niebieskimi końcami rękawów. Poszedłem do łazienki, i tam po wzięciu zimnego prysznica ogoliłem się i opatrzyłem się. Gdy doszło do ramienia zauważyłem, że rana nie jest głęboka ale rozchodziły się z niej zielone żyły.
-Oj źle to wygląda.- szepnąłem i zawinąłem ranę w bandaż. Później ruszyłem do kuchni, gdzie zastałem Matta z kanapką w ręce.
-Dzień dobry.- przywitał się na co ja kiwnąłem głową. Wyjąłem apteczkę i szybko znalazłem leki przeciwbólowe. Wysypałem na rękę trzy tabletki i od razu je połknąłem.
-Zluzuj majty, nie za dużo tych prochów?- zaśmiał się cicho. Rzuciłem mu zbolałe spojrzenie gdy ten odkładał talerz do zlewu. Wtedy już spojrzał na mnie zaniepokojony i podszedł przykładając rękę do mojego czoła.
-Matko, jesteś rozpalony.- powiedział i zaraz potem nakazał mi usiąść przy stole a sam przygotował mi jakieś leki i jedzenie.
-Nightwing się rozchorował, no nie wierzę.- znów się zaśmiał, do czego po chwili i ja się dołączyłem.

Po wzięciu leków grzecznie odmówiłem śniadania.
-Myślisz, że będą cię szukać?- spytał.
-Nie wiem, pewnie tak ale nic nie jest pewne.- westchnąłem i przetarłem twarz dłonią. Gdy na nią spojrzałem zauważyłem krew.
-Matt?- spytałem gdy przed moimi oczami zaczynało się robić ciemno.
-Dick?- spytał równie zaskoczony, lecz po chwili mroczki ustały.

P.O.V Matthew

-Myślisz, że będą cię szukać?- spojrzałem na niego pytająco.
-Nie wiem, pewnie tak ale nic nie jest pewne.- westchnął i przetarł twarz dłonią, gdy tylko odsunął ją od twarzy zobaczyłem rozmazaną smugę krwi na jego wardze.
-Matt?- powiedział zaniepokojony po tym gdy zobaczył krew, po czym zaczął opadać z krzesła. Szybko złapałem go za ramiona i zacząłem nim potrząsać.
-Hej, hej. Nie zasypiamy. Choć na kanapę, obejrzę cię.- powiedziałem wystraszony i biorąc go pod ramię poszliśmy na kanapę, gdzie go posadziłem.
-Zdejmij bluzę, prześwietlę cię.- powiedziałem wyjmując swój pancerny telefon. Dick powoli kiwnął głową i zsunął z siebie górną część odzienia ukazując miliony małych i większych jasnych blizn, rany po Bane'ie i wiele siniaków. Dwie blizny rzuciły mi się najbardziej w oczy.
-Od czego te blizny?- spytałem wskazując na nie.
-Ta od katany Slade'a, przez nią go zabiłem. Ta - tu wskazał na średniej wielkości X na jego piersi - jest z ostatniej misji z Ligą Młodych, zaraz przed porwaniem mnie przez Slade'a. Od niej wziąłem pomysł na strój Red X'a. Ten który mi ukradłeś.- spojrzał na mnie wymownie a ja tylko przewróciłem oczami i przeskanowałem go. Przyjrzałem się analizie i ze strachem, jak i niezrozumieniem, spojrzałem na niego. Wtedy zauważyłem opatrunek na ramieniu i z furią go zdarłem. Przez to co zobaczyłem niemal zwymiotowałem. Ciemno zielone przecięcie i odchodzące od niego równie ciemne, czy nawet błotne żyłki.
-Stary, z tym to już chyba tylko do Batmana.- powiedziałem zakrywając usta dłonią.
-Jest dobrze, wyliżę się.- powiedział pewnie i wyjął telefon, po czym wyklikał w nim coś bo szybko wstał. Ja go tylko z powrotem pchnąłem na kanapę.
-Jesteś dorosłym, więc rób co chcesz ale i tak cię opatrzę.- warknąłem i poszedłem po potrzebne rzeczy z apteczki. Gdy wróciłem mężczyzna oddychał dość ciężko, więc zabrałem się za ogarnianie tego chodzącego koszmaru zwanego Richardem Graysonem, on w tym czasie szukał jakichś informacji na telefonie i komputerze. Nie wiedziałem, że jest oburęczny. Codziennie dowiaduję się czegoś nowego.

POV. Dick

Gdy X mnie opatrywał ja włamałem się do oprogramowania Ligi Sprawiedliwych i Ligi Młodych, może zahaczyłem też o Batkomputer, ale tylko może i właśnie tak znalazłem dla siebie wręcz wymarzoną misję. Handel ludźmi i bronią.
-Skończyłem, myślałem że to ja nie jestem odpowiedzialny, ale jak widać pomyliłem się.- skrzyżował ręce na piersi.
-Co ci powiem, nie radziłem sobie jako Robin, nie radziłem sobie z życiem nastolatka i jak widać bycie dorosłym też potrafię spieprzyć.- wzruszyłem ramionami na co cicho syknąłem i potarłem obolałe miejsce na bicepsie.
-Taa, idę obrabować jakiś bank bo jedzenie się kończy a do roboty nie idę.- mruknął idąc w stronę wyjścia.
-Na rogu Dellawer i Phix w zielonym bloku mieszkanie 25 jest skrytka dealerów. Ich obrabój.- poprosiłem i gdy ten się zgodził szybko wyszedł.

Jeszcze chwilę słyszałem jego kroki, lecz gdy ucichły rzuciłem się biegiem do swojego pokoju, gdzie założyłem kostium i wręcz wyskoczyłem za okno.

Przeskakiwałem z budynku na budynek oczywiście uważając na ewentualnych mścicieli, mam nadzieję, że w tej tajnej społeczności wciąż wącham kwiatki od spodu. Więc wracając, biegłem przy okazji wyświetliłem mały hologram dzięki mojej rękawicy i hakowałem kamery uliczne by dowiedzieć się jak wygląda sprawa. Gdy byłem w połowie drogi usłyszałem cichy szept.
-W lewo.- i mimo, że mózg nie chciał nogi samoistnie wskoczyły do jakiegoś laboratorium przez okno.


Od razu stanąłem oko w oko z Lexem Luthorem.
-Osz kurwa.- powiedziałem to jakbym dostał jedynkę ze sprawdzianu do którego uczyłem się cały tydzień. Lex może i by powiedział to samo, ale zamiast tego uśmiechnął się.
-Nie znam cię, ale wnioskując po trykociku jesteś po przeciwnej stronie monety.- gdy to powiedział pstryknął palcami, a wokół moich bioder owinęła się wielka różowo fioletowa macka i porwała mnie w górę. Wiedziałem, że teraz nie uda mi się wyciągnąć pałek więc starałem się odczepić od niej, na próżno. Szybko owijała się wokół rąk, nóg, twarzy i tułowia by zaraz wciągnąć mnie pod wodę. Mocowałem się z nią i gdy wyswobodziłem lewą rękę wyciągnąłem z pasa ładunek wybuchowy. Wyrzuciłem go najprawdopodobniej w stronę głowy zwierzęcia, i gdy bomba wybuchła macki przestały napierać, a ja wypłynąłem na powierzchnię odczepiając macki od kostiumu, ale w zasadzie od skóry do której się zassały.

Pomieszczenie w którym się znajdowałem było ogromne, całe w białych kafelkach z jednym stołem do badań i dwoma kadziami. W jednej była ogromna ośmiornica, a w drugiej chyba błoto. Rozejrzałem się w poszukiwaniu Lexa, ale gdy nic nie zauważyłem ruszyłem w stronę jednych z dwóch drzwi znajdujących się tu. Gdy je wyważyłem moim oczom ukazały się brudne i wycieńczone kobiety. Gdy tylko mnie zobaczyły niektóre zaczęły płakać a inne błagać o pomoc. Szybko im się przedstawiłem i powiedziałem, że im pomogę. W trakcie wyprowadzania ich przez okno, nie chciałem ryzykować spotkaniem Luthora czy innego "złego", dałem anonimowy cynk policji.

Po pewnym czasie zostały już tylko dwie kobiety, i gdy jedna z nich zaczęła schodzić jej koleżanka krzyknęła przerażona i wskazała na górę błota idącą w naszą stronę.
-Uciekaj!- krzyknąłem zanim, jak się okazało Clayface, ją złapał. Odepchnąłem kobietę a sam wpadłem prosto w Clayface'a. Nie słyszałem totalnie nic. Nie otwierałem oczu. Wyciągnąłem swoją broń i odpaliłem na najwyższym poziomie na jakim było ją stać. Przeze mnie, jak i myślącą górę błocka przeszedł ładunek.

Dzięki mojemu kostiumowi nic mi nie było, gorzej z moim przeciwnikiem który wybuchł. Eksplozja rzuciła mną o ścianę, ale nic złego chyba się nie stało, może oprócz wstrząśnienia mózgu.

-Ale ohyda.- powiedziałem widząc, że jestem cały umazany w bliżej nieokreślonym syfie. Dokładnie przeskanowałem budynek, i gdy zobaczyłem odczyty różnych mieszanek chemicznych typu Venom, czy słynny "hit sezonu" od Cadmus, podłożyłem tyle ładunków wybuchowych ile mogłem. Oczywiście zebrałem próbki nieznanych mi substancji i szybko ulotniłem się z zasięgu rażenia po detonacji. Dopiero gdy byłem już w połowie drogi do save house'a zdetonowałem bomby.

-------

Co myślicie o nowym rozdziale? Dalej kontynuować tą książkę?

Be my Robin || Dick GraysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz