Worldstar money

94 8 2
                                    

Gdy tylko przeszedłem przez próg mojego dawnego mieszkania które dzieliłem z Jess cicho westchnąłem. Przeszedłem koło białego blatu kuchennego jadąc po nim palcem gdy zauważyłem na nim list z piórem, chyba sowy.
-Hmm, a to nowość.- stwierdziłem widząc też ostrze w kształcie pióra. Odłożyłem je z powrotem na stół widząc napis na kopercie głoszący: Richard Grayson.

Ubrałem się w garnitur, płaszcz, ułożyłem włosy, oraz zasłoniłem różowe plamy podkładem i dopiero wtedy wsadziłem kopertę, pióro i ostrze do marynarki po czym wyszedłem na ulicę kierując się na cmentarz Świętego Krzysztofa.

Nie rozumiem, nie czułem totalnie nic, żadnego smutku ani gniewu. Nic. Gdy z daleka widziałem policjantów i zamkniętą dębową trumnę również nic.

Dość szybko znalazłem się za grupą policjantów. Powoli podszedłem do Kate i gdy zauważyłem jej mokrą od łez twarz przytuliłem ją do siebie. Dość szybko zauważyłem też Anikę, dziewczynka siedziała tuż przed mównicą, na której stał KC, policjant z działu anty-mścicielowego. Szybko znalazłem się koło niej i położyłem jej dłoń na ramieniu.
-Hej, tęskniłaś?- uśmiechnąłem się smutno gdy dziewczynka wtuliła się we mnie.
-Wróciłeś!- pisnęła.
-Obiecałem, nie pamiętasz?- pogładziłem ją po plecach.
-Pamiętam.- mruknęła a ja po chwili zostałem poproszony o powiedzenie coś o Jess.

Powoli podszedłem do wskazanego miejsca i cicho westchnąłem.
-Nie wiem co mógłbym powiedzieć o Jessy, mimo że znałem ją tylko sześć miesięcy czułem jakby to były lata. Kochałem ją z całych sił i wciąż kocham. W każdym związku jest czas na kłamstwo, czas na prawdę i czas na życie z tym wszystkim. Te właśnie momenty dzieliłem z Jessy. Jest też w życiu moment na śmierć, którego oboje się obawialiśmy. Przez naszą pracę widywaliśmy ją na każdym kroku, obiecałem jej, że zrobię wszystko by ją przed nią obronić. Przyżekłem jej, że ją ochronię...i zawiodłem. Nie dzieliliśmy tego momentu i będę się obwiniać o to do końca mojego życia. Jess była wspaniała, zawsze wesoła, zawsze poprawiała humor i dawała powód do uśmiechu mimo codziennego życia w tym szambie zwanym Star City. Zawiedliśmy ją, policjanci i mściciele. Zarzekali się, że nas uratują...i nie dotrzymali obietnicy. Oby trafiła do miejsca gdzie już nic nie zakłuci jej szczęścia i spokoju.- skończyłem swój monolog i położyłem dłoń na trumnie.
-Kocham cię..- szepnąłem i odszedłem od niej.

Chwilę później zostałem otoczony przez policjantów którzy po prostu złożyli mi kondolencje.

Razem z Kate zaprowadziłem Ani do jej siostry, a sami poszliśmy do baru opić ostatnią wolę Jessicy.
-Za Jess.- powiedzieliśmy równo i poleciała pierwsza kolejka. Po trzech następnych zaczęły się rozmowy, śmiechy i inne głupoty. Ja siedziałem przy barze i kilkukrotnie piłem z policjantami za zmarłą. Nie wchodziłem w głębsze rozmowy, za to otworzyłem list, który znalazłem na blacie.

Drogi Richardzie Graysonie,
Przykro nam słyszeć o Pana stracie, stąd nasza oferta. Śledziliśmy Pana od początku i po ostatnich wydarzeniach najwyższa komisja chce pana zaprosić jako wojownika pod pseudonimem "Talon" do naszej organizacji.

Wiemy o Panu wszystko, znamy pański sekret Panie Nightwing i tak samo wiemy iż zmarła była z panem przy nadziej. Mamy nadzieję, że zaakceptuje Pan naszą propozycję.

Będziemy znać Pana decyzję.

Trybunał Sów.

Przeczytałem ten sam list jeszcze kilkukrotnie zanim złapałem za kopertę, o zgrozo coś w niej jeszcze było. Odwróciłem ją do góry nogami i kilkukrotnie nią potrząsnąłem. Po chwili na moją dłoń wypadł biało różowy test ciążowy z dwoma kreskami.

Zakryłem usta dłonią przyglądając się listowi i plastkiowemu testowi. Wziąłem głęboki wdech i schowałem wszystko z powrotem do koperty a nią samą do płaszcza. Pożegnałem się z już mocno podpitymi znajomymi i wróciłem do już tylko mojego mieszkania. Napisałem Roy'owi adres i złapałem za jakiś alkohol z barku kuchennego i pociągnąłem pierwszego, dużego i gorzkiego łyka. Wyciągnąłem ostrze i spojrzałem na nie.
"Zrób to." Powiedział ten kobiecy głos.
-Jesteś pewna, że to dobry pomysł?- zakręciłem ostrzem na palcu.
"A czemu by nie? Straciłeś wszystko, bohaterowie cię nienawidzą, straciłeś Jess i Ani." Zaśmiała się.
"Twoja rodzina już dawno umarła, jesteś żałosny." Zaakcentowała ostatnie słowo.
-Może masz rację..- westchnąłem.
"Mogłeś przyjąć ofertę Zielonych Latarnii, ale oczywiście Batman i Robin byli ważniejsi, tak bardzo zabiegałeś o jego względy a mimo to nie trawi cię, zawsze patrzy na ciebie takim oceniającym wzrokiem. On dobrze wie, że jesteś do niczego i tak cię traktuje." Wypiłem część butelki wsłuchując się w głos.
"Zrób to!" Krzyknęła.
-Nie!- również podniosłem głos rzucając ostrzem z całej siły w drzwi wejściowe, które po chwili otworzyły się z hukiem a przez nie wpadł Roy z łukiem wycelowanym prosto we mnie.
-Hej, to tylko ja- podniosłem dłonie w geście poddania się. Roy powoli odrzucił łuk na blat i wyciągnął ostrzę ze ściany.
-Z kim rozmawiałeś?- spytał a ja zacząłem cicho kasłać.
-Z nikim.- powiedziałem z delikatną chrypką.
-Przebieraj się i pakuj, twoje wyniki są słabe a Ani chyba nie będzie gotowa na kolejną śmierć.- mruknął przeglądając rzeczy na półkach i w szafkach. Westchnąłem i ruszyłem do naszej byłej wspólnej sypialni, mojej i Jess. Przebrałem się w czarne dresy i granatową bluzę z kapturem po czym wyjąłem z szafy inne ubrania i bieliznę, z łazienki zabrałem swoje leki i produkty higieny osobistej po czym to wszystko wsadziłem do torby Nike. Spojrzałem na kopertę z listem i testem, i po krótkiej chwili zastanowienia wepchnąłem ją razem z komórką i słuchawkami do kieszeni bluzy. Na oczy założyłem okulary przeciwsłoneczne a na czubek głowy nałożyłem kaptur. Do tego na stopy wysunąłem swoje ulubione buty sportowe po czym wyszedłem prawie wpadając na rudego przeszukującego regał z książkami.
-Po co ci tyle książek?- było pierwszym o co spytał.
-Umiem czytać, nie to co poniektórzy.- rzuciłem mu sugestywne spojrzenie na co ten przewrócił oczami.

-Jak się czujesz po...sam wiesz czym.- westchnął patrząc na mnie współczująco.
-Dobrze.- odparłem wzruszając ramionami.
-Czujesz się dobrze?- spytał z delikatnym strachem w oczach.
-Może nie tyle co dobrze...nie czuję smutku, jakby to się nie wydarzyło.- sprecyzowałem.
-Toksyna Jokera i Scarecrow'a dobrze ci weszły, im szybciej cię oczyścimy tym szybciej wrócisz do siebie.- uśmiechnął się pokrzepiająco klepiąc mnie w ramię, i może bym w to uwierzył...ale nie było Wallyego, on mnie nienawidził i nie byłem pewny czy w ogóle chcę do siebie wracać, do tego kruchego i żałosnego mnie.

Wolałem nie czuć nic niż cierpieć.

__________

Ha!

Wróciłam. Jestem. Wiem, że późno ale i tak.

Pamiętajcie o gwiazdkach i kom!

Be my Robin || Dick GraysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz