12.

889 61 51
                                    

Albus:

Przez to, że Malfoy latał na miotle jak jakiś upośledzony to nie czułem się aż tak źle, że nie szła mi nauka szachów. Nienawidziłem tej gry, była nudna i od samego czytania o tym bolała mnie głowa. Ale dobrze, że on też nie był taki idealny ze wszystkiego. 

Minęło kilka dni, po zajęciach poszedłem na trening quidditcha. Wróciłem do dormitorium i zobaczyłem niezadowoloną minę Malfoya.

- Miałeś podlać wczoraj naszą roślinę - powiedział, skrzywiłem się lekko, bo oczywiście zapomniałem - Wychodziłem z pokoju, powiedziałem ci "podlej". 

- Zapomniałem. Ale no nic jej chyba nie jest - powiedziałem i podszedłem do doniczki, roślina która już sporo wykiełkowała miała liście koloru ciemnozielonego i wyglądała, jakby ledwo żyła. 

- Już ją podlałem. Nie wiem czy odżyje - powiedział chłopak z pretensją.

- Ej, zmartwychwstań - powiedziałem i nie wiem po co chciałem dotknąć jej liści, odskoczyłem jak poparzony od rośliny i złapałem się za dłoń.

- Nosz kurwa! - krzyknąłem. Malfoy popatrzył na mnie lekko przerażony.

- Mówiłem ci, że jak była na słońcu to nie można jej dotkać bo jest toksyczna - powiedział w pośpiechu chłopak. Oczywiście o tym zapomniałem, że nawet przez taflę wody bo mieliśmy dormitorium pod wodą wpadają mocne promienie słoneczne. Wybiegłem szybko do łazienki i włożyłem rękę pod strumień wody, za mną wbiegł Malfoy i patrzył się na moją zaczerwienioną dłoń.

- Może do skrzydła z tym pójdziemy - zastanawiał się blondyn.

- Już lepiej. Jebana, gdyby nie to, że jest nam potrzebna to bym ją skopał i wyrzucił  żeby zdechła - burknąłem.

 - Ty to byś wszystko skopał - skwitował chłopak. No tak, coś w tym było. 

Dzisiaj przypadał nam wspólny trening quidditcha, nie widziałem w ogóle Malfoya w roli pałkarza, bo się martwi że za bardzo komuś przywali tłuczkiem i coś mu się stanie. Ja się o takie rzeczy nie martwiłem, byłem świetnym pałkarzem i każdy się mnie bał, ale on w ogóle nie pasował do tej roli. Jednak byłem dumny z tego, że jakoś go nauczyłem, chociaż był w chuj oporny. Też musiałem mieć do niego cierpliwość, gdyby nie to, że było to w naszym wspólnym interesie żeby on dobrze grał, to w życiu bym nie miał cierpliwości do niego i zastosował inne metody. Ale wiedziałem, że muszę go ogarnąć i nauczyć.

Zbliżał się wieczór, nadal trenowaliśmy quidditcha, Malfoy jakby się przyzwyczaił do latania na miotle i nawet jakoś mu to wychodziło. Gdy był w powietrzu rzuciłem mu tłuczka żeby go odbił, chłopak zamachnął się z całej siły będąc jakieś trzy metry nad ziemią, ale stracił równowagę i spadł z miotły prosto na ziemię. Szybko zleciałem na dół i do niego podbiegłem.

- Ej Malfoy - powiedziałem i poklepałem go po policzku, jakby na chwilę stracił przytomność, popatrzył na mnie i się złapał za głowę. 

- Boli cię głowa? - spytałem, chłopak się skrzywił i próbował wstać. Pomogłem mu się podnieść i wziąłem pod rękę żeby pomóc mu iść.

- Pójdziemy do skrzydła szpitalnego - powiedziałem, powoli szliśmy, chłopak wyglądał na lekko oszołomionego. Przestraszyłem się szczerze mówiąc, miał ochraniacze, więc miałem nadzieję, że to nic poważnego. Potoczyliśmy się do skrzydła szpitalnego, wyjaśniłem pani Pomfrey co się stało.

- Nic poważnego na szczęście, jesteś lekko w szoku ale wstrząśnienia nie masz - powiedziała do blondyna po dokładnym obejrzeniu go. Czekałem na niego i miałem nadzieję, że nic mu nie będzie, musieliśmy jakoś trenować. Malfoy dostał coś do picia po czym wyglądał już znacznie lepiej. 

Jeden Krok [SCORBUS Scorpius Malfoy x Albus Potter]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz