6.

980 65 102
                                    

Albus: 

Nazajutrz wstałem wcześniej niż wszyscy, powodem było to, że nie chciałem mieć do czynienia z Malfoyem. Gdy moi przyjaciele dopiero wstawali ja zakomunikowałem im, że idę już na śniadanie. Usiadłem przy długim stole i usiłowałem coś w siebie wcisnąć, jednak nie było to takie proste. Nagle do stolika podszedł Hugo i usiadł obok mnie.

- Słyszałem co się stało wczoraj - powiedział przyglądając mi się - Jak się czujesz?

- Fizycznie spoko. Mentalnie umieram. Podejrzewam, że dziś zjawi się tu mój ojciec i Malfoya, bo on wpiera, że sam się zatrułem tym wywarem, ah no i jeszcze akcja z pękniętym oknem - powiedziałem zrezygnowany.

- Jak się na nim odegrasz? - spytał.

- Nie wiem. Zapewne poniosę tego konsekwencje, ale on musi wiedzieć, że ze mną się nie zadziera. Też mu coś dam, myślałem o amortencji - powiedziałem, wiedziałem że mogę kuzynowi zaufać, dobrze się dogadywaliśmy i to z nim zawsze rozmawiałem podczas uroczystości rodzinnych.

- W razie jakbyś potrzebował składników do sporządzenia amortencji, to możesz się do mnie zwrócić - powiedział chłopak. Popatrzyłem na niego zagadkowo.

- Mój kolega z dormitorium ma dużo takich zapasów na eliksiry. Jestem do dyspozycji - powiedział i mi puścił oczko.

- Dzięki wielkie - powiedziałem z zadowoleniem, w końcu coś było po mojej myśli. Rose zmierzyła nas ciekawskim spojrzeniem, pewnie była ciekawa o czym rozmawiamy, gdyby się dowiedziała co jej brat knuje razem ze mną to by się pewnie nieźle wkurzyła. 

Po zjedzonym śniadaniu udałem się z przyjaciółmi na zajęcia z zielarstwa, które odbywały się dziś w sali, bo były to zajęcia audytoryjne. Zajęliśmy ostatnią ławkę, przeglądałem z zainteresowaniem książkę Mięsożerne drzewa świata, bo mnie wciągnęła, ale w sumie nie byłem jakimś fanem zielarstwa i zastanawiałem się po co ten przedmiot kontynuowałem, chyba tylko ze względu na dobrze zdane z tego przedmiotu sumy. 

Profesor Longbottom coś tam gadał jak to on, a ja przeglądałem podręcznik zastanawiając się jak przebiegnie konfrontacja u dyrektorki. Gdy tylko wyszliśmy z sali podeszła do nas McGonagall, czyli ta konfrontacja nadeszła szybciej niż się tego spodziewałem. 

Poszliśmy niechętnie do gabinetu za nią, zerknąłem na Scorpiusa, który wyglądał na zamyślonego. W środku czekał na nas mój ojciec i ojciec Scorpiusa. Obydwaj stali z założonymi rękami i czekali na nas, wyglądali na nieco wkurzonych.

- Jeżeli już wezwałam waszych rodziców, to znaczy że mam naprawdę dosyć - powiedziała dosadnie mierząc nas wzrokiem.

- Scorpius, co masz wspólnego z tym wywarem którym otruto Albusa? - spytał Draco, ojciec blondyna. 

- Nic. Jedno wielkie nic - powiedział pewny siebie chłopak. Mówił to z takim przekonaniem, widać jak łatwo przychodziły mu kłamstwa.

- To co, sam się otruł? - spytał mężczyzna.

- Tak, chciał mnie wrobić - powiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

- Albus - zwrócił się do mnie mój ojciec.

- Nie jestem debilem skończonym żeby się samemu otruć i robić z siebie durnia przed całą szkołą - powiedziałem poirytowany, czułem jak jestem coraz bardziej rozzłoszczony.

- Myślę, że jesteś - powiedział Scorpius.

- Ty... - syknąłem i rzuciłem się na chłopaka z pięściami. W efekcie nasi ojcowie nas musieli rozdzielić, a cała sytuacja musiała wyglądać komicznie.

Jeden Krok [SCORBUS Scorpius Malfoy x Albus Potter]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz