19.

991 71 67
                                    

Scorpius: 

Nadszedł wielki dzień, to dziś był turniej czterech domów. Z tej okazji uczestnicy byli zwolnieni z lekcji, a wszystkie lekcje były skrócone. Rano nasi koledzy z dormitorium udali się na zajęcia, ja leżałem jeszcze, gdy zostaliśmy sami Albus od razu wpakował się do mnie do łóżka.

- Dzień dobry - powiedział i mnie namiętnie pocałował.

- To już dzisiaj - powiedziałem przejęty.

- Dziś rozpierdolimy konkurencję - podsumował chłopak. 

Wyszedłem z pościeli spotykając się z niezadowolonym spojrzeniem chłopaka i podszedłem skontrolować nasz dyptam, który wyglądał imponująco. Odznaczał się pięknymi, bujnymi jasnoróżowymi kwiatami, wyglądał bardzo ładnie, jestem pewien, że duży wkład w to miała żywica, którą poznaliśmy dzięki kuzynowi Albusa.

- Jak on nie dostanie czterdziestu punktów, to się wkurzę - powiedziałem przyglądając się roślinie.

- Rozpierdolę wtedy te wszystkie doniczki z innymi dyptanami i nie będzie wyjścia, nasz będzie musiał mieć najwięcej punktów - powiedział brunet, byłem nawet w stanie to sobie wyobrazić i zacząłem się śmiać. 

- Ja nie wątpię, że byłbyś do tego zdolny - powiedziałem, chłopak wstał i zaczął mnie przytulać.

- Mam nadzieję, że nam się uda. Ty zostaniesz przywrócony na stanowisko prefekta, a ja zostanę kapitanem drużyny - stwierdził rozmarzonym głosem chłopak.

Chwilę później zaczęliśmy się szykować, kogo nie minęliśmy z naszego domu, to życzył nam powodzenia. Zacząłem odczuwać pewnego rodzaju presję, że w końcu jestem jednym z lepszych uczniów w szkole, to powinienem wygrać turniej. Do tego była też presja ze strony ojca, który wysłał mi list zaznaczając, że ma nadzieję, że wygramy. Nie lubiłem działać pod presją. Czułem dodatkowy przymus wygrania, a wiedziałem że konkurencja nie będzie prosta. 

Wystroiliśmy się w szaty szkolne i powtarzaliśmy w ostatnich chwilach gorączkowo eliksiry, obawiałem się, że zapomnimy czegoś i eliksir się nie uda. Modliłem się, byśmy nie musieli wykonywać wywaru żywej śmierci, ale czułem że to nas nie ominie, a uczepiłem się, że jakimś cudem uda nam się go uwarzyć.

Wielka Sala była przystrojona w barwy czterech domów, przy stołach siedzieli uczniowie. Na podwyższeniu tam gdzie zawsze stała mównica stały cztery niewielki stoliki, kociołki, oraz masa składników do wykonania eliksirów. Stoły dla nauczycieli, którzy zawsze tam jedli zostały usunięte, nauczyciele siedzieli przy uczniach, Wielka Sala przeszła wielką reorganizację, stoły zniknęły a znajdowały się tu tylko ławki do siedzenia. Zanieśliśmy nasz dyptam, bo należało go wcześniej przynieść. Popatrzyliśmy z Albusem na Salę, która wyglądała zupełnie inaczej. Złapałem chłopaka dyskretnie za rękę.

- Stresujesz się? - spytał czując moją drżącą dłoń.

- Strasznie - powiedziałem przerażony. Chłopak pociągnął mnie do naszego dormitorium, gdzie nikogo nie było, bo nadal wszyscy byli na zajęciach.

- Nie denerwuj się. Nie znam mądrzejszej osoby niż ty. Poradzimy sobie, a nawet jak nie, to nie jest koniec świata. Jesteśmy w tym razem - powiedział trzymając mnie za trzęsące się dłonie.

- Masz rację. Ja za bardzo... - nie dane było mi dokończyć, bo chłopak mnie namiętnie pocałował.

- Damy radę - szepnął po chwili. Bardzo podniósł mnie tym na uchu, był świetnym oparciem. Gdy zbliżała się godzina rozpoczęcia turnieju zeszliśmy na dół. Sala była pełna, chłopak mnie dyskretnie pogłaskał po ręku na co się uśmiechnąłem, cieszyłem się, że to właśnie on jest moim towarzyszem. Weszliśmy na Salę i usiedliśmy w pierwszej ławce jak nakazał nam ku niezadowoleniu Albusa James. 

Jeden Krok [SCORBUS Scorpius Malfoy x Albus Potter]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz