Rozdział 7

463 15 14
                                    

MADELINE

– Chcesz mi, kurwa, powiedzieć, że jesteś dziedziczką pieprzonej fortuny i nie miałaś zamiaru pisnąć nawet słówka na ten temat?! – wykrzyczał mężczyzna, wstając na równe nogi i okrążył pokój kilka razy. – Ile my się, do cholery, znamy? Pięć minut?

Antony nie wyglądał na zbytnio zadowolonego z historii o tym, kim są moi rodzice, a także czym się zajmują i dlaczego postanowiłam udawać kogoś, kim nie byłam. Powiedziałam mu wszystko z wyjątkiem podania mu prawdziwego powodu, który uzasadniłby nagłe ponowne pojawienie się Nicholasa McConnella w moim życiu. Nie chciałam dolewać oliwy do ognia, póki nie dogadałam się z ojcem i nie przekonałam go do zmiany zdania. Zapewne była jeszcze inna droga, by odzyskać rodzinną firmę, bez zmuszania mnie do niechcianego ślubu.

– Teraz nagle ucichłaś? Naprawdę?!– kontynuował wzburzony, wyrzucając ręce w powietrze. – Do cholery, na spotkanie z twoimi rodzicami chciałem ubrać, zakupioną w podrzędnym domu handlowym, błękitną koszulę, twojej mamie wręczyć pieprzony mały bukiecik gerberów, a ojcu jakąś dobrą sklepową whisky. Maddie, jeśli w ogóle się tak nazywasz, przecież oni by mnie wyśmiali! Kurwa!

Poczułam ciepło w sercu, słysząc, jaki plan miał na wizytę w restauracji, gdzie w końcu miałam go im przedstawić. Od wielu tygodni czekałam na to by, w końcu udało się zgrać nasze kalendarze i nie mogłam się doczekać dnia wspólnej kolacji... Która miała odbyć się dzisiaj! Cholera!

­– Moja mama by cię za to pokochała, a ojciec, mimo iż udawałby, że to go nie rusza, poczułby do ciebie szacunek – powiedziałam szczerze, wiedząc, że tak by się zachowali. Nawet jeśli chłopak nie przypadłby im do gustu, uszanowaliby opinię i mój wybór, ponieważ byli moimi rodzicami. A przynajmniej mama, westchnęłam w myślach, przypominając sobie niemożliwy w realizacji plan taty. – Przepraszam.

– Przepraszasz?! – Mężczyzna prychnął, nadal na mnie nie patrząc. – Przepraszasz!

Po raz pierwszy w życiu zrozumiałam, że ukrywanie swojego pochodzenia i udawanie kogoś, kim nie byłam, było złym posunięciem. Wcześniej nie myślałam o tym, że przez to mogę kogoś skrzywdzić, gubiąc część prawdziwej siebie. Teraz byłam świadoma jak bardzo nawaliłam.

– Rozumiem, że to było podłe, ale zrozum, czy moje pochodzenie coś zmienia? – Spróbowałam ugryźć nasz problem z innej strony. – Czy kiedyś zachowywałam się tak, by ktoś normalny poczuł się gorszy?

– Mówiąc normalny, masz na myśli biedny – mruknął pod nosem, wywracając oczami.

– To twoje słowa! – zwróciłam mu uwagę. – W moim mniemaniu bycie normalnym to życie, jakie aktualnie prowadzimy. Ten świat jest mi bliższy, a nie tamten, gdzie rządzi pieniądz lub jego brak; gdzie nadęte dupki starają się zniszczyć tych „gorszych". – Zaakcentowałam ostatnie słowa, robiąc w powietrzu dłońmi cudzysłów. – Normalniejsze jest dla mnie życie, w którym trzeba odłożyć kilka groszy, by uzbierać pełną sumę na zakup rzeczy, o której się marzyło; gdzie czasem trudno jest przeżyć od pierwszego do pierwszego, bo nagle zabraknie pieniędzy. To jest dla mnie normalność, a nie pływanie w luksusach i płacenie ludziom za wykonywanie rzeczy, które powinny zostać zrobione przeze mnie.

Po raz kolejny spojrzałam na chłopaka, w myślach błagając, aby zrozumiał mój punkt widzenia.

– Ale... – zaczął, lecz przerwałam mu gestem dłoni.

– Z McConnellem wpadliśmy na siebie przypadkiem, a gdy się potknęłam o własne nogi, złapał mnie, bym nie upadła i zrobili nam to cholerne zdjęcie. Naprawdę nic mnie z nim nie łączy, bo – spojrzałam na niego z uśmiechem – zależy mi tylko na tobie. Serio, kochanie. Dlatego poczułam się skołowana i zdradzona, gdy dowiedziałam się, że mnie okłamałeś. Możesz mi wyjaśnić co się wczoraj wydarzyło?

Hated HeirOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz