Rozdział 3

491 21 10
                                    

NICHOLAS

Westchnąłem ciężko, przewracając się na łóżku i spróbowałem po omacku znaleźć telefon, który wył na cały regulator, chcąc namówić mnie do wstania. Diabelne urządzenie leżało jednak, jak co ranek, po drugiej stronie pokoju, uniemożliwiając mi powrót do krainy snów. A jakie to były sny, uśmiechnąłem się na tą myśl, a mój przyjaciel aż drgnął.

Zwlokłem się z łóżka, stając pewnie na nogach i dziękując w myślach, że mój organizm pozbył się, wypitego dnia wczorajszego, alkoholu. Wyciszyłem budzik i wyjrzałem przez przeszkloną ścianę, na Central Park, który tonął jeszcze w szarości poranka. Moje mieszkanie znajdowało się bardzo wysoko, a także godzina była na tyle wczesna, że nie było opcji by ktoś mnie zauważył, dlatego też nie przejmowałem się tym, że nie mam na sobie ubrań.

- Czas rozpocząć kolejny dzień, dzięki któremu zbliżę się do podboju świata - mruknąłem pod nosem, po czym zaśmiałem się smutno, bo wiedziałem, że brzmię jak pracoholik, którym notabene byłem.

Ruszyłem do łazienki, by doprowadzić się do stanu, przyjaznego dla oka, zaliczając przy okazji szybki, zimny prysznic, który ostudził moje rozpalone ciało. Czując się dużo lepiej, ubrałem skrojony na miarę garnitur w ciemnym kolorze, ułożyłem włosy i doprowadziłem swój zarost do porządku, po czym wróciłem do sypialni, by nie zapomnieć o telefonie.

W kuchni czekała na mnie świeżo zaparzona kawa, co mogło wskazywać na to, że Ava przyszła punktualnie.

Moja gosposia miała sześćdziesiąt cztery lata i znała mnie od lat młodzieńczych,jak jeszcze pracowała u moich rodziców. Gdy zamieszkałem samotnie, w tym apartamencie, udało mi się ją przekonać, by wspomagała mnie w codziennych, domowych czynnościach. Oczywiście kobieta zarzekła się, że będzie to robić, aż do momentu, gdy tej pałeczki nie przejmie moja żona.

Na myśl o Mad, na mojej twarzy pojawił się chytry uśmieszek. Wiedziałem, że w najbliższym czasie będę musiał się z nią spotkać, a także pozbyć się tego jej „chłopaka", gdyż wizja trójkącika z nimi, mi się wcale nie uśmiechała.

- O już pan jest! - Do pomieszczenia wmaszerowała kobieta w średnim wieku, a na jej ustach widoczny był uśmiech. Podeszła do płyty indukcyjnej i odwróciła się w moją stronę. - Zje pan śniadanie?

- Jeśli to nie jest dla pani problem - zwróciłem się do niej.

Nie lubiłem, gdy się przepracowywała. Nie wiedziałem czemu, ale była dla mnie jedną z bliższych osób, które mnie otaczały. Poniekąd zastępowała mi babcię.

Odwróciła się do mnie plecami i mruknęła, że dla niej nie jest to problem. Wyciągnęła tackę z środkowej szafki i zaczęła kroić warzywa, które wykorzystać chciała do mojego posiłku.

Sam nie miałem czasu na gotowanie, dlatego też robiłem to bardzo rzadko, za to częściej stołowałem się w restauracjach, podczas spotkań z klientami lub prosiłem moja asystentkę by zamówiła mi coś z baru, który znajdował się w budynku naszego biura.

Pani Len kręciła się po kuchni z niebywałą gracją i nie pozostawiała za sobą nawet okruszka. Gdy tylko coś jej się wylało, bądź wysypało, od razu to wycierała. Jej włosy, jak zwykle z resztą, związane były w perfekcyjny, wysoki kok, taki jaki często nosiły baletnice.

Fryzury tych tancerek znałem bardzo dobrze. Miałem jakąś dziwną słabość do tańczących kobiet. Szczególnie, gdy robiły to w mojej pościeli.

- Panie McConnell - zaczęła kobieta, gdy postawiła przede mną talerz z parującym omletem. - Czy jest możliwość bym w przyszłym miesiącu mogła wziąć kilka dni wolnego? Z mamą jest coraz gorzej i musiałabym im pomóc. Wiem, że już wykorzystałam większość swojego urlopu, ale to jest sprawa niecierpiąca zwłoki. Może być pan na mnie zły i potem dać więcej godzin, ale...

Hated HeirOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz