Rozdział 24

425 26 12
                                    

NICHOLAS

Plan był prosty – opuścić przyjęcie niezauważeni przez naszych najbliższych. Zarówno mój tata, jak i rodzice Madeline zaoferowali, że pojawią się na dzisiejszym wydarzeniu, by wesprzeć nas, a szczególnie Maddie, w tym ważnym dniu. Patrząc na to z perspektywy czasu, a szczególnie planów, które zrodziły się w czasie naszego sam na sam – nie była to zbyt dobrze podjęta decyzja.

– Czemu czuję się jak w jakimś pieprzonym filmie akcji? – rzuciła dziewczyna, gdy chwyciłem za jej rękę, ciągnąc ją w stronę holu, który zakończony był wyjściem z budynku. – Skradamy się tak, jakbyśmy byli jakimiś szpiegami, a nie normalnymi ludźmi.

– Czy kiedykolwiek myślałaś, że jesteśmy normalni? – parsknąłem cicho, rozglądając się na boki. Na korytarzu nikogo nie było. – A teraz bądź cicho, bo jeszcze starzy nas usłyszą.

Nie chodziło mi o to, że istniało prawdopodobieństwo co do tego, iż ktoś by nas przyłapał. Z tym akurat bym sobie poradził. Ważniejsze było to, aby nie dać się zatrzymać na dłuższy czas, gdyż to uniemożliwiłoby nas szybki transport do mieszkania. A na czasie szczególnie nam w tym momencie zależało.

Ruszyłem prosto przed siebie. Maddie deptała mi po piętach, chichocząc, tak jakby przesadziła z alkoholem i działała pod wpływem pijackiego amoku. Miałem jednak pewność, że nie wypiła nic w ciągu tej godziny, jaką spędziliśmy na sali, a także wcześniej nie wyglądała na zbytnio wstawioną.

– A drodzy państwo, gdzie się wybierają? – rzucił kobiecy głos, dochodzący z wnęki w ścianie.

Zatrzymałem się gwałtownie, spoglądając w tamtą stronę. Nie spodziewającego się nagłego przystanku, Madeline wpadła na mnie z siłą. Straciła równowagę, chwiejąc się na wysokich szpilkach i gdyby nie moje ręce, które złapały ją w locie, padłaby jak długa. Trzymając ją za biodra, upewniłem się, że stała pewnie, po czym po raz kolejny spojrzałem w ciemność.

– Zobacz, kochanie, nasi gospodarze postanowili się ulotnić. Ciekawe w jakim celu? – kontynuowała kobieta, śmiejąc się perliście.

– Dokładnie w tym samym co my, najdroższa – zaśmiał się Elijah, wychodząc z cienia, a tuż za nim wyłoniła się jego żona, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Czyżbyście uciekali bez pożegnania do domu, hm?

Zaiste, mruknąłem w myślach, chociaż na zewnątrz gromiłem parę wzrokiem za to, że postanowili nas zatrzymać. Byłem pewien, że zaraz za nimi na holu pojawią się rodzice i cały nasz plan poszedłby się jebać.

– Maddie, musimy porozmawiać – zawołała kobieta znana od teraz jako Blokada Kutasa i ominęła mojego przyjaciela, podchodząc do nas bliżej. Złapała dziewczynę za rękę i pomimo jej sprzeciwu, zaczęła ją ode mnie odciągać. – Maddie, to naprawdę ważne – argumentowała, chociaż jej przyjaciółka nie miała zamiaru się ruszyć, zapierając się z wszystkich sił. – Napraaaawdę!

– Lil, może jednak pozwolimy im...

Elijah spróbował dotrzeć jakoś do swojej ukochanej, by jednak pozwolić nam iść w spokoju, ta jednak odepchnęła jego dłoń, ponownie wbijając wzrok w Madeline.

Dzięki stary, że chociaż spróbowałeś, przekazałem mu w myślach, a następnie spiorunowałem wzrokiem kobietę. Proszę wypierdalać, tam są drzwi.

Maddie jęknęła, przyglądając się błagalnemu wzrokowi posyłanemu jej przez Liliannę.

– No dobra – odpowiedziała ku mojemu zdziwieniu i wyplątała się z moich objęć, przemieszczając się w bok.

Hated HeirOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz