Rozdział 8

1K 51 7
                                    

-Idzie!
Odłożyłem szybko teczkę na miejsce i wyszedłem z pomieszczenia. Stanąłem na swoim poprzednim miejscu. Myślałem, o tym co się dowiedziałem z tych papierów. Lidia. Tak naprawdę ma na imię. I ma 2925 lat. Około. Nie wiem z którego roku były te dokumenty.
-Masz coś?
Szepnął Bruce, przerywając moje rozmyślenia.
-Potem ci powiem.
-Dobra mam jakieś narzędzia.
Tony naprawił to ustrojstwo. Olivier wydawał się na prawdę bać Nihili. A właściwie Lidii... Lidia... coś mi się przypomina. Poszedłem do swojego pokoju na górze.

Rozmyślałem trochę. Muszę wiedzieć kim ona jest. Skąd ją znam. Muszę... Nihila to najsilniejsza istota w każdym wymiarze. A Lidia, Lidia...

Laboratorium

Matko. Nie. To nie może być ona. Ale wszystko by się zgadzało. Moce, głos, te oczy... Boże... to... to ona.

Tony
Byłem na dole, gdy do środka weszła jakaś blondynka.
-Ej ty! Blondi! Coś ty za jedna?
Zerknęła na mnie ale nie odpowiedziała.
-Ej panienko, gadaj.
Stanąłem jej na drodze.
-Nihila.
-Chwilusia. To nie możliwe. Ona inaczej wygląda.
Chociaż oczy były takie same...
-Cyber maska robi swoje.
Powiedziała, wyminęła mnie i zaczęła iść po schodach. Pobiegłem do niej i zawołałem.
-Czekaj! Chcesz mi powiedzieć, że stworzyłaś coś, dzięki czemu zmienia się wygląd zewnętrzny?!
Byłem w szoku. Ja próbowałem zrobić coś takiego od lat, ale cały czas czegoś brakowało.
-Yhm.
-Ale... ale jak? To przecież jest ciężkie do wykonania, żeby nanocząsteczki ogarnęły całe ciało.
Westchnęła.
-Dla mnie nie ma rzeczy nie możliwych.
-Czyli na prawdę jesteś, jak to powiedział Olivier techno świrem.
Powiedziałem a raczej stwierdziłem.
-Jakoś tak wyszło.
Szliśmy korytarzem. A ona zatrzymała się przy tych drzwiach. Tych które naprawiałam. I tych, co Steve był po drugiej stronie.

Nie musiała wpisywać kodu, drzwi się otworzyły. Bałem się, że coś się domyśli.
-Będziesz tu tak stał? Czy ruszysz to szanowne dupsko?
Warkneła. Odsunąłem się i kiedy miałem odejść, jej oczy rozszerzyły się, wzięła głęboki wdech i bardziej wyprostowała się . Coś jest nie tak. Cza spadać. I to jak najszybciej. Niestety nim się zorientowałem, już stałem przyparty do ściany.
-Gdzie, jest, Rogers?!
Spytała pełnym nienawiści głosem. No to już po nas...
-Steve? N-no... on... w-w... po-pokoju... chyba...
I w jednym momencie leżałem na podłodze, a ona ruszyła w kierunku pokoju Steve...

Po prostu już po nas. Ona wie, że on tam był!

Steve
Siedziałem na łóżku, cały czas myśląc nad tym kim ona jest. Przecież to niemożliwe żeby to była ona. A jednak... Byłem w szoku.

Nagle do pokoju wtargnęła... jakaś blondynka? Co u licha? Nowy wampirzy przyjaciel czy jak?
-Ym, dzień dobry?
-Dobry to był kurwa, zanim nie postawiłeś nogi w moim laboratorium!
Jej? O co... O nie. To ona. I wie. Już po mnie. Wstałem i spytałem.
-Ni... Nihila?
-Nie kurwa, leśny skrzat!
-Al... co... co cię do mnie sprowadza?

Będą problemy.

I to duże.

-Daruj sobie! Wszystko wiem! Kto pozwolił ci włazić tam gdzie zakazałam?! I to jeszcze szperać w moich rzeczach?! RODO KURWA JEST! A CIEBIE PUSZKO ZJEBANA NIKT NIE NAUCZYŁ, ŻE NIE ŁADNIE TAK PODSŁUCHIWAĆ?!
I w tym momencie drzwi otworzyły się, a Stark wleciał do środka.
-Eeee, ja noo, yyy. Tylko przechodziłem! I już mnie nie ma! Właśnie sobie przypomniałem, że miałem kolacje z Pepper!
Wstał szybciej niż upadł na ziemie i już go nie było. Uciekł. Dosłownie.
-Ee, no ja nie chciałem. Ja tylko...
Ale nie dane było mi dokończyć.
-Tylko co?! Zobaczyć, czy czasem elfem świetego Mikołaja jestem?!
Spojrzałem jej w oczy. To był zły pomysł. Jej oczy, były przepełnione gniewem, nienawiścią, pogardą...
-Chciałem sobie tylko przypomnieć kim jesteś. Łudziłem się, że znajdę tam odpowiedź.
Wzięła głęboki wdech. Próbuje się uspokoić... może mnie nie zabije?
-I co? Dowiedziałeś się?
Spytała z nutą pogardy w głosie. Nie lubię grzebać w czyjś rzeczach. Ale musiałem się dowiedzieć kim ona jest. Źle się z tym czułem.
-Coś mi świta. Ale nie jestem pewny...
W tym momencie, przyłożyła palec wskazujący do szyi. Jej twarz zmieniła się. Znowu stała się tą ciemnowłosą dziewczyną. Lecz tym razem. Stała przede mną bez maski...
-Lidia?
Spytałem, a raczej stwierdziłem.

Teraz byłem już pewny. To jest ta dziewczyna. To... to dzięki niej jestem tym kim jestem... Czyli Kapitanem Ameryką.




~~~~~~~~~~~~~
Witam!
Chciałabym wam podziękować za gwiazdki i komentarze! No i za to że to czytacie!
Dzięki za uwagę. Do następnego! <3

Pozbawiona skrzydeł Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz