Rozdział 11

861 38 7
                                    

Lidia
Spojrzałam na zegarek 23.30. Rozmyślałam dlaczego ja się na to zgodziłam. Przecież tylko problemów mi narobi. Jeszcze ratować będę go musiała.

No cóż... sama się na to prosiłam. A jeśli wyczują, od niego ludzką krew, to już po nim. Dlatego będę musiała mu dać moją krew do wypicia... Czemu ja się na to zgodziłam? Zeszłam na dół i poszłam do kuchni. Wyciągnęłam szklankę i przekułam wewnętrzna stronę nadgarstka kłami, a krew popłynęła do szklanki. Tylko łyczek, żeby go nie otruć. Moja krew, jest wyjątkowo silna w działaniu. Gdy spłynęła ostatnia kropla, usłyszałam za sobą.
-Co robisz?
Podałam mu szklankę.
-Co to?
-Wypij.
Spojrzał na mnie.
-Dzięki temu nie wyczują, że jesteś człowiekiem.
Wziął nie pewnie szklankę do ręki. Popatrzył na nią sceptycznie, ale wypił jej zawartość.
-Jakieś dziwne. Co to było.
Szłam w stronę wyjścia ale rzuciłam przez ramię.
-Krew.
Ten podbiegł do mnie.
-Jak to?! Czyja?
-Moja.
-Twoja?
-Tak nie histeryzuj, a teraz zamknij oczy i złap się mnie.
Popatrzył na mnie z uniesioną brwią.
-Taka teleportacja, tyle że do innego świata.
-Okej
Zamknął oczy.
-A robiłaś to już z innymi?
-Z człowiekiem, nie.
-Chwila! Co?!
Złapałam go za ramię i teleportowaliśmy się do głównego miasta w moim świecie.

Steve
Gdy otworzyłem oczy, byłem już kompletnie gdzie indziej. Ulice były ciemne i mroczne. Budynki pomalowane na ciemne kolory. Chodniki i ulice. Ludzie... znaczy wampiry a zwłaszcza kobiety ubrani w dość wyzywający sposób. No i mieli jakieś peleryny. Niebo było ciemniejsze niż to u nas. Gdy się w nie patrzyło miało się wrażenie patrzenia w nicość, czarną otchłań, która zaraz wszystko pochłonie. Księżyc je trochę rozjaśnił. Spojrzałem na Lidię. Jej ubiór zmienił się. Teraz miała skórzany top na ramiączkach z dekoltem. Czarne podarte spodnie i botki. No i te dziwną pelerynę. Jej kruczo czarne włosy były rozpuszczone a na twarzy miała makijaż.
-Zamiast mi się tak przyglądać, to raczej powinieneś sobie.
Powiedziała poprawiając swój zegarek. Wtedy spojrzałem na siebie. Miałem czarną koszule, czarne jeansy i vansy. I jak zauważyłem też miałem te dziwną pelerynę.
-A ta peleryna to po co?
-Taka tradycja. Ruszajmy.
Powiedziała, zakładając kaptur i ruszyła na ulicę, a ja za nią.

Rozglądałem się po mieście. Było niesamowite.
-Nie rozglądaj się tak, bo zwracasz na nas uwagę.
Syknęła.
-Dobra. A po ci ten kaptur?
-Żeby mnie nie rozpoznali.
-Jesteś sławna czy raczej poszukiwana?
-Różnie z tym bywa.
Popatrzyłem się na nią.
-Co zrobiłaś?
Zerknęła na mnie.
-A czego ja nie zrobiłam.
-Co?!
-Nic.
Pociągnęła mnie do jakiegoś budynku. Jak się okazało klubu.
-Po co my tu idziemy?
-Znam tu wampira którzy nam pomoże. Wie o wszystkim co tu się dzieje.

W środku roiło się od ludzi... znaczy wampirów. W tle leciała muzyka. Ściany miały krwisto czerwony kolor, a podłoga była czarna. Były też czerwone sofy. Na końcu lokalu stał bar. I w tamtą stronę się udaliśmy. Przy barze siedziało pare wampirów.
-Witaj Ameno.
Dziewczyna przeglądnęła się Lidii. Chyba jej nie rozpoznała... i to od niej mamy wyciągnąć informacje? Wyglądała jak jakoś narkomanka. Była pijana, ledwo siedziała na krześle.
-Kto tyy...
-Naprawdę? Musiałaś się upić?
-Aaa, Lidia!
Wrzasnęła. A barman do niej podszedł.
-Nie wymawiamy tego imienia tutaj.
-Ojoj, przepraszam kochanie.
Barman tylko wywrócił oczami i poszedł przygotowywać drinki. A ja spojrzałem na Lidię.
-Co?
Powiedziała poirytowana.
-Dlaczego nie mogą wymawiać twojego imienia?
Lecz nie odpowiedziała mi, bo dziewczyna którą nazwała Amena rzuciła jej się na szyje.
-Kochana!!! Jak dawno cie nie widziałam! Kiedy wyszłaś?! Czemu mnie wcześniej nie odwiedziłaś! Ja nie mogę wrócić na ziemie! Zrobili mi areszt! Rozumiesz?!! ARESZT!!!!
Oburzyła się. A Lidia próbowała ja odepchnąć od siebie.
-Tak, tak. Mam sprawę.
Oderwała się od niej.
-Słucham.
-Czy wiesz coś o wampirach które uciekają?
Spojrzała na nią i uniosła brew.
-O tych co uciekają z lochów?
Oczy dziewczyny rozszerzyły się.
-Ktoś ucieka?
-Czyli nic tu po nas.
Powiedziała. A koło nas zaczęła się kręcić jakaś wampirzyca.
-No proszę, nasza słodziutka Amenka ma przyjaciół!
A dziewczyna zacisnęła tylko pieści.
-Daruj sobie.
Odpowiedziała jej chłodno Lidia.
-Ale czemu? W końcu malutka znalazła sobie kogoś w jej stylu.
-Słuchaj, jak nie chcesz mieć problemów to spadaj.
Powiedziałem. A ona pojawiła się obok mnie.
-A ciebie jeszcze tu nie widziałam. Ładniutki jesteś.
Popatrzyłem na Lidię, a ona tylko wyruszyła ramionami w jej oczach było widać rozbawienie. A w moich było tylko „Ratuj".
-Okej, przykro mi że psuję ci plany. Ale musimy się już zbierać ze Stevem.
-Ciebie nikt o zdanie nie pytał zdziro.
A rozbawienie znikło z jej oczu, a jego miejsce zajęła złość.
-Uważaj na słowa.
-Bo co?
-Bo chyba nie wiesz kim jestem.
-Z zakapturzoną dziwką?
W jednej chwili Lidia pojawiła się przed dziewczyną, przyciskając ją do ściany i trzymając za gardło. Postanowiłem zareagować.
-Lidia! Odpuść! Ona nie jest tego warta!
Złapałem ją za ramię. A ona się cofnęła i ruszyła do wyjścia. Gdy już miałem pójść za nią. Tamta dziewczyna złapała ją za pelerynę i wrzasnęła.
-Jeszcze z tobą nie skończyłam!
Jak myślałem, pewnie użyła mocy. Peleryna Lidii zaczęła się fajczyć, ukazując jej plecy... na których było widać kawałek dwóch paskudnych blizn.
-Dość tego!
Wrzasnęła Lidia odwracając się.

~~~~~~~~~
Witaam!
Jestem w szoku! Zbliżamy się do 500 wyświetleń! Bardzo chciałam wam za to podziękować, jesteście wspaniali! Dziękuję za każde wyświetlenie! Za każdą gwiazdkę! I za każdy komentarz! Jestem na prawdę w szoku, bo nie myślałam, że tak będzie. Dodając historię, nawet mi się o tym nie śniło!
Dzięki jeszcze raz! I do piątku!
<3

Pozbawiona skrzydeł Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz