23.Ani śladu

2.9K 129 22
                                    




Szybko się ubrałam, związałam włosy w kucyka i razem z Mandy udałyśmy się do jej auta. Szczerze mówiąc nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Chciałam zakopać topór wojenny, o ile takowy w ogóle istniał. Brakowało mi też Brooke. Może Mandy nie jest taka zła jak myślałam.

Jechałyśmy bez niezręcznej ciszy. Dotarłyśmy na miejsce. Była to kawiarenka na obrzeżach miasta, nie kręciło się tam zbyt dużo ludzi, miejsce samo w sobie było bardzo urokliwe. Na zewnątrz stało kilka stolików, na których stały piękne bukiety polnych kwiatów. Nad głowami rozciągały się sznurki światełek, których używa się do ozdabiania choinek. Wyglądało to prześlicznie. Nagle mój zachwyt przerwał dzwonek telefonu, ale nie był on mój. Mandy wyjęła z kieszeni urządzenie i przystawiła je do ucha.
- Halo?... Nic mu nie jest? Dobrze, zaraz będę. - usłyszałam.
- Coś się stało? - zapytałam lekko zaniepokojona. Dziewczyna spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
- Ktoś napadł mojego młodszego brata, wrócił do domu w okropnym stanie. Cheryl, przepraszam ale muszę lecieć. Możemy przełożyć spotkanie?
- Jasne, nie ma problemu. - odparłam.
- Wsiadaj, odwiozę cię do domu. - zaproponowała.
- Nie, spokojnie. Jedź szybko do domu. Ja zadzwonię po rodziców. - położyłam jej rękę na ramieniu w geście wsparcia. Dziewczyna polowała głową ze wdzięcznością, po czym wsiadła do auta i odjechała.
Postanowiłam zadzwonić do mamy. Opowiedziałam całą sytuację, po czym poprosiłam aby po mnie przyjechała. Na całe szczęście zgodziła się. W oczekiwaniu postanowiłam usiąść na ławce przy drodze. Spojrzałam do swojej torebki i wyciągnęłam z niej paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Uznałam, że nie zaszkodzi mi, jeżeli przez jakiś czas to będzie mój sposób odstresowania się. Przynajmniej tak sobie wmawiałam. Wyjęłam papierosa z paczki, wsadziłam do ust i odpaliłam. Paląc go spoglądałam na ulicę, która nie należała do najruchliwszych. W tym czasie przejechały nią może dwa samochody i właśnie słyszałam nadjeżdżający trzeci. Zatrzymał się on obok mnie i wychylił głowę przez okno.
- Przepraszam, zgubiłem się. Wie pani co to za miejsce? Mam mapę, ale nie wiem w którym kierunku mam jechać.
- A gdzie pan ma zamiar dojechać? - uśmiechnęłam się z chęcią pomocy.
- Chcę kupić dom w Malibu, jadę go obejrzeć. - wyjaśnił.
- Jasne, niech pan pokaże mapę. - poprosiłam, na co kierowca wysiadł z pojazdu i podał mi to, o co prosiłam. Miał czapkę, okulary oraz bardzo długą brodę.
- Jesteśmy tutaj, żeby dostać się do Malibu musi pan cofnąć się i skręcić w tą drogę. - wyjaśniałam, gdy nagle poczułam na twarzy chusteczkę nasączoną czymś. Momentalnie poczułam bezwładność oraz moja świadomość malała. Czułam tylko, jak nieznajomy wciąga mnie do auta i odjeżdżamy z piskiem opon. Reszta jest mi nieznana...

MELANIE

Dojechałam w miejsce wskazane przez Cher, ale jej tam nie było. Dzwoniłam, pisałam ale jej telefon nie odpowiada. Weszłam nawet do kawiarni aby zapytać, czy nikt jej nie widział, ale jak można się spodziewać żadnych rezultatów. Wykręciłam numer do męża.
- Matt, nie wiem co robić. - powiedziałam z zaciśniętym gardłem.
- Mel? Skarbie, co się dzieje?
- Czuję, że Cheryl jest w niebezpieczeństwie. Miałam ją odebrać, ale ani śladu po niej. Matt, błagam, zawiadom wszystkich. Tu chodzi o jej życie, zaufaj mi.
- Oczywiście, że ci ufam. Wracaj do domu. Zaraz wykonam kilka telefonów. Skarbie, znajdziemy ją. To ty zaufaj mi. - usłyszałam, co nieco mnie uspokoiło. Wsiadłam w suto i czym prędzej pojechałam do domu. Cheryl nie zniknęłaby od tak. Coś musiało się wydarzyć.
Po podjechaniu pod dom na podjeździe zauważyłam całą masę samochodów. Matthew tak jak mówił zadzwonił do „paru" osób. Teraz liczy się tylko i wyłącznie nasza córka. Weszłam za drzwi i od razu ujrzałam ogrom ludzi robiących coś na komputerach, współpracowników Matt'a, ale rzecz jasna nie z hotelu... oraz mojego męża, do którego podbiegłam w celu wtulenia się.
- Tak strasznie się martwię. - wyszeptałam przez łzy chowając głowę w jego ramionach.
- Wiem skarbie, znajdziemy ją. Informatycy pobierają jej lokalizację z telefonu i szukają zapisów z miejskiego monitoringu. Co w ogóle się stało?
- Mandy rano tu przyjechała, pogadały, wyjaśniły sobie wszystko i pojechały na kawę. Cher później zadzwoniła czy mogę po nią przyjechać, bo Mandy musi wracać do domu, bo pobili jej Beata czy jakoś tak. Przyjechałam, a jej nie było. - wyjaśniłam ocierając stale płynące łzy. Modliłam się, aby nic jej nie było. Żeby to było tylko nieporozumienie. Niestety się nie myliłam. Mijały godziny, dni, tygodnie, a po Cheryl ani śladu. Wszyscy stale szukali jakichkolwiek poszlak, a ja i moja rodzina chodziliśmy jak na szpilkach z nadzieją, że zaraz nastąpi jakich przełom, ale bezskutecznie. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Sprawdzaliśmy dosłownie każdego, nawet Brooklyn oraz Alec'a, Mandy, innych mafiozów, dzieci innych mafiozów. Zawiadomiliśmy nawet policję, ale dobrze wiedzieliśmy, że nie zrobią więcej niż my. A nawet mniej. Informacje o zaginięciu Cheryl pojawiały się nawet w telewizji i gazetach. Dzięki temu codziennie wychodząc z domu spotykałam się ze współczującymi spojrzeniami. Dlatego przestałam wychodzić. Chciałam zostać i czekać na jakikolwiek znak, znak od mojej córki. Chciałam wiedzieć, że nic jej nie jest.

Love on a bodyguardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz