Następnego dnia obudziłam się dosyć później niż zwykle. Nic dziwnego, bo wróciłam około czwartej nad ranem. Uznałam, że szkoda marnować dnia, więc wstałam z łóżka i udałam się pod prysznic. Dokładnie zmyłam pot i brud pozostały po wczorajszej imprezie, po czym ubrana w luźny dres zeszłam na dół.
- Widział ktoś moją książkę od matematyki? - zapytałam domowników.
- Znowu zamierzasz się uczyć? - zapytał tata.
- Jak to „znowu"? Nie uczę się tak często. Gdzie ta książka?
- Gwiazdko, ślęczysz przed książkami całe dnie. - odparł.
- Tobie i mamie powinno odpowiadać to, że mam dobre stopnie. - zmrużyłam oczy.
- I odpowiada. Ale nie za cenę życia towarzyskiego. Idź się z kimś spotkaj.
- Byłam wczoraj na imprezie.
- Na urodzinach. To się nie liczy. - westchnął.
- Schowałeś tą książkę, prawda? - zapytałam, a na twarzy taty pojawił się cwany uśmiech. - Dobra, dobra. Idę pobiegać. - westchnęłam.
- Baw się dobrze córciu! - krzyknął na pożegnanie.
Biegłam ulicami Los Angeles, a słońce prażyło mnie w twarz. Pogoda była cudowna. Miałam nadzieję, że utrzyma się ona przez następny tydzień, bo szykował się wyjazd szkolny. Niby zwykły obóz ze znajomymi, ale jednak dla mnie to coś więcej, a mianowicie okazja do spędzenia czasu z przystojnym Thomas'em Sandler'em. Mam do niego słabość od kilku ostatnich miesięcy. Oczywiście mam świadomość, że taki popularny Sandler nie zwróci uwagi na kogoś, kto zajmuje miejsce na niższym stopniu szkolnej drabiny „prestiżu", ale spróbować nie zaszkodzi.
Nagle poczułam wibracje w kieszeni dresów.
- Halo? - odparłam zdyszana.
- Cher, gdzie jesteś?
- Tato, dopiero co kazałeś mi gdzieś wyjść.
- Wiem, ale zapomniałem, że dzisiaj mamy gości. Podjadę zaraz po ciebie tylko powiedz gdzie jesteś.
- Nie musisz, przebiegnę się. - powiedziałam lekko rozbawiona, po czym wcisnęłam czerwoną słuchawkę i pobiegłam truchtem w kierunku swojego domu.
Po około kwadransie byłam na miejscu. Zdyszana przekroczyłam próg domu i skierowałam się do salonu.
- O, już jesteś. - rozpromieniła się mama, po czym odwróciła głowę w moim kierunku i zmarszczyłam brwi. Mój brat zaś wybuchnął głośnym śmiechem.
- Tak, wiem. Idę się przebrać.
- I umyć! - dodał tata, przez co posłałam mu groźne spojrzenie i szybko pomknęłam do swojej łazienki. Niedawno co brałam prysznic, a znów wyglądam jak spocony zapaśnik sumo. No nic, cała ja.
Szybko umyłam się, po czym wysuszyłam włosy i związałam je w kucyka. Rzadko mam rozpuszczone włosy, nie jest mi w nich wygodnie. Są zdecydowanie za długie i za grube na to, aby swobodnie powiewały.
Po wykonaniu całej toalety założyłam różową spódniczkę i białą, luźną bluzkę, po czym zbiegłam na dół.
- Od razu lepiej. - uśmiechnęła się moja rodzicielka.
- Czy ty sugerujesz, że w innych okolicznościach wyglądam brzydko? - zapytałam mamę, ale nie dane jej było odpowiedzieć, gdyż wszyscy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Z tego wszystkiego zapomniałam zapytać kto ma nas odwiedzić.
Usiadłam na kanapę i czekałam na rozwój akcji. W pewnym momencie do salonu weszło dwóch mężczyzn. Moją uwagę zwrócił jeden z nich. Wydawało mi się, że gdzieś go już widziałam.ALEC
- Stary, koniec z tym pieprzonym klubem. - powiedziałem, gdy zaparkowaliśmy pod ogromnym domem naszych nowych przełożonych.
- Alec, mieliśmy zacząć dopiero za kilka tygodni.
- Wiem. Najwidoczniej się im spieszyło. - powiedziałem nie znając dokładnie powodów, dla których państwo Jeffrey zatrudnili nas wcześniej.
Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy do drzwi. Otworzył nam wysoki, umięśniony brunet.
- Witam, Matthew Jeffrey. - przedstawił się. - Alec i Liam? - zapytał, na co oboje pokiwaliśmy twierdząco głowami. - W takim razie zapraszam. - gestem dłoni zaprosił nas do środka. Po przekroczeniu progu poczułem zapach szarlotki. Pomieszczenie było bardzo przytulne i jasne. Zdecydowanie mój styl.
Podążaliśmy za nowym szefem aż do salonu, gdzie czekała na nas reszta domowników.
- Moja żona, Melanie. - wskazał na bardzo ładną kobietę z przemiłym uśmiechem, z którą wymieniliśmy uścisk dłoni. - Cody i Cheryl. Syn i córka. - spojrzałem na wskazane przez mężczyznę osoby i doznałem lekkiego szoku. Znałem ją. Znałem tą dziewczynę. To ona wylała na mnie sok porzeczkowy zeszłej nocy. Miałem nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy, ale nie sądziłem, że aż tak szybko.
Ciekawe, czy mnie pamięta. - pomyślałem.
- A więc według waszych CV, które bardzo skrupulatnie przejrzeliśmy - przejęła głos pani Jeffrey - oboje macie zezwolenie na broń, prawo jazdy, skończone kursy samoobrony, strzelania...
- Jednym słowem jesteście idealni do ochrony naszych bliźniaków. - przerwał jej mąż.
- Tato, błagam. Nie mów tak na nas. - przewróciła oczami piękna brunetka w kucyku. - Nie chcę, żeby ktoś wiedział, że jestem jego siostrą, a co dopiero bliźniaczką... - przewróciła oczami, a ja zaśmiałem się pod nosem. Ma ona charakterek.
- Wracając do tematu... Zatrudniamy was. - kontynuował szef.
- Tak szybko? Żadnych więcej pytań? - zdziwił się mój przyjaciel.
- Owszem. Waszą firmę polecił mi mój przyjaciel. Ufam mu, więc ufam wam. Zaczynacie od jutra, uzgodnicie między sobą jak będzie to wyglądało.
- Stop, czy wy chcecie wynająć mi i Cheryl prywatnych ochroniarzy? - zapytał chłopak.
- Tak synku. - uśmiechnęła się mama bliźniaków.
- Uhh... Ale ja nie będę wszędzie chodził z nią! - uprzedził.
- Oj zamknij się. - przewróciła oczami jego siostra.
- Spokojnie, podzielą się wami. - wyjaśniła żartobliwie pani Jeffrey, po czym pożegnaliśmy się i opuściliśmy rezydencję. Szybko zeszło.
Moje myśli cały czas zajmowała nastoletnia brunetka, która podczas wczorajszej imprezy wylała na mnie porzeczkowy sok...______
Kochani byłabym wdzięczna, jeżeli pisalibyście mi pomysły na dalszy rozwój akcji. Może z któregoś skorzystam :)
CZYTASZ
Love on a bodyguard
عاطفيةDRUGA CZĘŚĆ „LOVE ON A GANGSTER" - Rany, nic ci nie jest? - zapytałem wyciągając dłoń w kierunku dziewczyny pomagając jej wstać. - Nie, chyba... - wybełkotała rozmasowując obolałe miejsce. - O Boże, tak strasznie cię... znaczy Pana przepraszam! - w...