Nadszedł dzień, w którym w końcu musiałam iść do szkoły. Niechętnie wstałam z łóżka i jak co dzień wykonałam poranną toaletę, po czym wybrałam z szafy pierwsze lepsze ciuchy, związałam włosy w kucyka i zeszłam na dół.
- Idź szybciej. - powiedziałam, gdy na schodach spotkałam swojego brata.
- Chyba śnisz.
- Spóźnimy się do szkoły.
- To nie mój problem. - prychnął, a ja powstrzymywałam się tylko, aby nie zmiażdżyć mu głowy. Kiedy w końcu udało mi się doczłapać na dół, co zabrało mi dobre dwie minuty życie przez tego idiotę poczułam zapach przepysznych naleśników. Cody spojrzał na mnie, a ja na niego i jak błyskawice pognaliśmy w stronę kuchni, z której dobiegał ten cudowny zapach.
Od razu dostrzegłam osoby, za którymi tęskniłam przez ostatnie dni. Siedzieli oni przy kuchennej wyspie i zajadali się przepysznymi naleśnikami, które najprawdopodobniej upichciła mama.
- No nareszcie wstaliście śpiochy. - uśmiechnęła się nasza rodzicielka, gdy tylko nas dostrzegła.
- Wróciliście wcześniej? - zapytałam podekscytowana.
- Dobra, chwila... Powiedzcie, że przywieźliście nasze cukierki. - wtrącił Cody, co wywołało u wszystkich śmiech.
Gdy rodzice wyjeżdżali w delegacje zawsze, ale to zawsze przywozili ogromną paczuszkę cukierków o różnych smakach, które później wspólnie konsumowaliśmy. Zawsze jako pierwsze znikały te z kawałkami białej czekolady, później galaretka w polewie miętowej, a na koniec zawsze zostawały znienawidzone przez nas wszystkich karmelki. Jak w ogóle można to jeść?
- Tak, mamy. - odezwał się tata wyciągając z szafki eleganckie pudełeczko przewiązane jedwabną kokardą z naszytym logiem "The Jeffrey Luxury", po czym szybko je otworzył. Chyba też nie mógł się doczekać. Oczywiście każdy z nas od razu złapał za wyżej wspomniany słodycz z białą czekoladą, który zniknął w mgnieniu oka.
Spojrzałam na zegarek i zauważyłam, że za niecałe pół godziny zaczynam lekcje. Tak naprawdę byłam już spóźniona, bo pewnie na ulicy są już niezłe korki.
- Gdzie Alec? - zapytałam. - Spóźnię się do szkoły.
- Przed domem. - odparła mama, na co skinęłam głową i uprzednio zabierając torbę, którą dostałam niedawno od wujka Marco wybiegłam we wskazane przez moją rodzicielkę miejsce.
Od razu ujrzałam Al'a opierającego się o czarnego SUV-a i patrzącego coś w telefonie.
- Dzień dobry panu, piękna dziś pogoda, nieprawdaż? - przywitałam się nieco żartobliwie, po czym złożyłam mu szybkiego buziaka w policzek i wsiadłam do auta. Wiedziałam, że na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Kilka sekund później sam pojawił się na siedzeniu obok i odpalił auto. Całą drogę przebyliśmy w ciszy, jednak nie była ona niezręczna. Bardzo lubię jego towarzystwo. Pod szkołą byłam, ku mojemu zaskoczeniu, tylko pięć minut po dzwonku. Szybkim krokiem udałam się do sali, w której miałam angielski. Gdy tylko przekroczyłam próg sali przywitał mnie miły wzrok nauczycielki, którą naprawdę ubóstwiam. To starsza kobieta z kilkoma zmarszczkami i niezwykle przyjaznym uśmiechu, co jest naprawdę rzadkie u nauczycieli.
- Przepraszam za spóźnienie. - powiedziałam, po czym chciałam zająć swoje miejsce obok Brooke, ale niestety już ktoś na nim siedział.
- Cher, chyba się nie gniewasz. Mandy nie miała z kim siedzieć... - szepnęła Brooklyn, ale ja nie zamierzałam odpowiedzieć. Czy się gniewałam?
Hmm... Miałam ochotę przystawić tej całej Mandy pistolet do skroni i strzelić z niego wielokrotnie.
- Cheryl, siadaj tu. - usłyszałam z drugiego końca sali. Spojrzałam na blondyna, który to zaproponował i miałam ochotę tym razem strzelić do siebie. Jedyne wolne miejsce w klasie to te obok Thomasa Sandlera, czyli chłopaka, przez którego prawie utonęłam. Nie chciałam robić przedstawienia, ani nie potrzebnego zamieszania, więc niechętnie usiadłam na krześle. Podczas lekcji blondyn próbował mnie zagadywać i zaczepiać, lecz ja nie obdarzyłam go nawet spojrzeniem.
- Słuchaj, ja... przepraszam za to, co stało się na obozie. Naprawdę nie wiedziałem, że boisz się wody. W innym wypadku za żadne skarby nie kazałbym ci się nawet do niej zbliżać. - szepnął. - Naprawdę mi na tobie zależy, Cheryl. Jesteś bardzo mądrą i prześliczną dziewczyną...
- Panie Sandler, widzę, że jest pan bardzo przejęty lekcją. Proszę odpowiedzieć na pytanie, które przed chwilą zadałam. - powiedziała nauczycielka.
- Umm... Emm... - jąkał się.
- Siła ludzkiego ducha. - szepnęłam tak, żeby słyszał to tylko blondyn, który chwilę dzięki mnie podał odpowiedź.
- Zgadza się. Nathaniel Hawthorne ukazał w tej powieści dylematy moralne i religijne, ułomności, a zarazem właśnie siłę ludzkiego ducha. - kontynuowała pani Grant. Thomas skinął mi głową w geście wdzięczności, na co lekko się uśmiechnęłam.
Chryste, Cher... Jesteś za dobra.
***
Po zakończeniu lekcji, podczas których nie zamieniłam ani jednego słowa z Brooklyn i tą całą Mandy udałam się na parking, na którym czekał już Alec. Z uśmiechem podeszłam do chłopaka i wtuliłam się w niego. Staliśmy tak przez chwilę, po czym czarnowłosy otworzył mi drzwi od auta, a kilka sekund później sam zajął miejsce kierowcy.
- Jak było w szkole? - zapytał, gdy odpalił silnik.
- Nudno. - odpowiedziałam. - Alec? Nie chce mi się wracać do domu.
- Stało się coś? - zapytał spoglądając na mnie co jakiś czas.
- Nie. Znaczy... trochę. Brooke i Mandy to teraz najlepsze przyjaciółki. Siedzą razem na wszystkich lekcjach.
- A ty? - zmartwił się. - Gdzie ty siedzisz w takim razie?
- Na jedynym wolnym miejscu... Obok Sandler'a.
- Chwila. - powiedział Alec lekko zirytowany. - To ten typek, przez którego...
- Tak. To on.
- No żesz kurwa mać. Pokurwiło ją? Co to za przyjaciółka? - warknął, na co się trochę przestraszyłam. Al chyba to zauważył, bo rozluźnił uścisk na kierownicy i przy najbliższej okazji zjechał na pobocze.
- Cheryl, kochanie. - spojrzał na mnie, gdy auto się zatrzymało. - Nie bój się. - złapał mnie za rękę. Jego dotyk jest bardzo uspokajający. - Ale nie pozwolę ci siedzieć obok tego chuja.
- Wszystko dobrze. Przeprosił. Nie chcę już o tym wspominać... - westchnęłam. Naprawdę doceniałam zaangażowanie chłopaka, ale miałam dosyć tego tematu. - Wszystko jest w porządku, ale...
- Ale tęsknisz za Brooklyn. - powiedział, a ja przytaknęłam. Naprawdę mi jej brakuje. Naszych wspólnych wypadów do galerii, kina, czy nawet wypadów na imprezę, na którą musiałaby namawiać mnie całe wieki.
- Jesteś głodna? - zapytał z łagodnym uśmiechem, który troszkę poprawił mi humor.
- Jak wilk. - zaśmiałam się, po czym Alec złożył na moich ustach delikatny pocałunek i pobudził do pracy silnik samochodu.
Ależ on ma nieziemsko miękkie usta...
CZYTASZ
Love on a bodyguard
RomanceDRUGA CZĘŚĆ „LOVE ON A GANGSTER" - Rany, nic ci nie jest? - zapytałem wyciągając dłoń w kierunku dziewczyny pomagając jej wstać. - Nie, chyba... - wybełkotała rozmasowując obolałe miejsce. - O Boże, tak strasznie cię... znaczy Pana przepraszam! - w...