Dzień nie wiem który, w dalszym ciągu w niewoli. Czuję się jak zwierzę w klatce. Jestem cholernie głodna, a przecież dopiero co zjadłam to, co mi przynieśli. Jednakże nie ma co się dziwić, jedzenie co dwa dni w postaci nie za świeżego chleba może usprawiedliwić mój stan. Jeśli mam być szczera jestem dosłownie wygłodzona, nie mam energii. Mam nadzieję, że tata znajdzie mnie szybko. W przeciwnym razie... nie wiem czy przeżyję.
Siedziałam i myślałam nad wszystkim, kiedy nagle usłyszałam dźwięk obcasów zbliżających się do pomieszczenia, w którym się znajdowałam. Drzwi otworzyły się, a ja zobaczyłam w nich ją.
- Ty...
- Cześć Cheryl. - powiedziała, po czym uśmiechnęła się jak gdyby nigdy nic.
- Jak mogłaś? Zaufałam ci. Otworzyłam się przed tobą. Najpierw tamto, a teraz mnie kurwa porywasz?! - wykrzyczałam z łzami w oczach, jednakże „krzyk" w moich ustach brzmiał bardziej jak lekko podniesiony głos z powodu braku sił.
- Daj spokój. To nic takiego. Jak będziesz się słuchać to może przeżyjesz. - pogłaskała mnie po policzku.
- Ty jebana suko! - warknęłam, po czym resztkami energii rzuciłam się na nią. Nie przeszkadzały mi wtedy związane ręce, nogi. Chciałam ją zabić. Zanim się obejrzałam do pomieszczenia wbiegło dwóch postawnych mężczyzn oraz mi kobieta, która moim zdaniem była ich szefem.
- Ty szmato. - rzuciła Mandy wstając z podłogi. - Jesteś taka odważna?
- Dosyć, Mandy. Panowie się tym zajmą. - powiedziała spokojnym tonem. - Wiecie co macie robić. Jedna zasada, ma przeżyć. - powiedziała, po czym obie opuściły pomieszczenie. Byłam przerażona. Mężczyźni rzucili się na mnie i zaczęli mnie szarpać, bić, kopać. Dostawałam cios za ciosem. Ucierpiały moje żebra, twarz, dosłownie wszystko, na podłodze widziałam tylko pełno krwi. Nagle jeden z oprawców ukucnął nade mną i uśmiechnął się obleśnie.
- Jesteś niezwykle seksowna, gdy się nie bronisz. - rzucił, po czym wyjął z kieszeni kajdanki i przywiązał mnie nimi do kaloryfera. - Teraz bądź spokojna. - powiedział, po czym jego ręka powędrowała na moje piersi. Próbowałam krzyczeć, ale wiedziałam że nic to nie da. Chciałam się jakoś wydostać, ale nie miałam na to szans. Byłam bezsilna. W międzyczasie facet zdjął mi spodnie oraz bieliznę, a gdy zaczął dobierać się do moich miejsc intymnych... po prostu poczułam, że nią mam siły już walczyć. Jedynym, czego wtedy pragnęłam była śmierć.
ALEC
Wiedzieliśmy już, o co chodzi. Cheryl nazwała psa „Barbara", po czym dodała, że nie jest święta. Chodziło jej o miejscowość oddaloną o około 95 mil od Los Angeles - Santa Barbara. Jesteśmy pewni, że to właśnie tam przetrzymują ją. Państwo Jeffrey wysłali już swoich ludzi, aby powęszyli w tamtej okolicy, jednakże dalej brakuje nam tropów. Siedziałem akurat w fotelu przeglądając mapę miejscowości w poszukiwaniu jakichś miejsc mogących stanowić kryjówkę dla porywaczy, gdy nagle usłyszeliśmy głośny krzyk i płacz. Wszyscy pobiegliśmy do kuchni, a tam zobaczyliśmy panią Jeffrey klęczącą na podłodze we łzach.
- Mel, skarbie, co się stało? - zapytał zatroskany Matt.
- Zobacz co oni jej zrobili. - powiedziała przez łzy. Matthew wziął telefon do ręki i gdy tylko zobaczył wiadomość, jaką dostała jego żona zacisnął ręce w pięść.
- Skurwysyny tego pożałują. Znajdę kurwa każdego i wypatroszę. - warknął. - Weźcie zdjęcie do zbadania, może coś będzie na nim widoczne. - rozkazał. W tym samym czasie na ekranie komputera detektywów pojawiło się zdjęcie przerzucone z telefonu Melanie. Przedstawiało ono ją, małą, nieprzytomną i bezbronną Cheryl. Pobitą, całą zakrwawioną, wychudzoną i... bez bielizny. To mogło oznaczać tylko jedno... moje serce prawie stanęło, gdy pomyślałem o tym, co oni mogli jej zrobić. Schowałem ręce w dłoniach i zacząłem płakać. Tak bardzo chciałbym ją teraz przytulić, poczuć jej zapach i usłyszeć ten słodki głos. Oddałbym za to wszystko.
- Szefie, czy Cheryl nosiła jakiś złoty wisiorek? - zapytał detektyw przyglądający się zdjęciu.
- Miała ich od chuja. Dlaczego pytasz?
- Na podłodze leży jeden, wygląda to tak, jakby niechcący ktoś załapał go na zdjęciu.
- Chwila. - odezwała się Brooke z przerażeniem w oczach. - Ja wiem do kogo on należy. - wydusiła, przez co wzrok wszystkich, którzy znajdowali się w pokoju skierowany był na nią. - To wisiorek Mandy.
- Kurwa mać! - krzyknął Cody. - Ta psycholka porwała moją siostrę! Sprawdźcie ją, szybko kurwa!
- Poczekaj, mam lepszy pomysł. - wtrącił się pan Jeffrey. - Brooke, posłuchaj uważnie. Zadzwonisz do Mandy jak gdyby nigdy nic. Powiesz, że jesteś przybita, bo poszukiwania Cheryl stoją w miejscu i że chcesz się spotkać. My w tym czasie namierzymy jej telefon. Miejmy nadzieję, że jest w Santa Barbarze.
- Dobrze, już dzwonię. - przytaknęła, po czym wyjęła telefon i wybrała numer Mandy. Jeden sygnał, drugi...
- Hej Brooks, co tam? - przywitała się.
- Hej, Mandy, masz czas się spotkać? - powiedziała Brooklyn.
- Jasne, wszystko w porządku?
- Szczerze mówiąc nie. Przytłacza mnie to wszystko, nie ma żadnych śladów co do Cheryl. Chcę się komuś wygadać.
- Jasne, wpadnę do ciebie za około 2 godziny.
- Super, dzięki. Pa. - odpowiedziała, po czym Mandy się rozłączyła.
- Mamy ją! Jest w Santa Barbara, wysyłam panu dokładną lokalizację panie Jeffrey.
- Super. Alec, Liam jedziecie z nami. Marco, zbierz ekipę. Każdy ma mieć co najmniej dwie spluwy. Widzimy się w Santa Barbara.
- Matt! - krzyknęła Melanie za nim, gdy wychodził. - Uważaj na siebie.
- Będę, kocham Cię. - powiedział, po czym zawrócił, aby złożyć pocałunek na ustach żony. - Cody, dbaj o mamę.
CZYTASZ
Love on a bodyguard
RomanceDRUGA CZĘŚĆ „LOVE ON A GANGSTER" - Rany, nic ci nie jest? - zapytałem wyciągając dłoń w kierunku dziewczyny pomagając jej wstać. - Nie, chyba... - wybełkotała rozmasowując obolałe miejsce. - O Boże, tak strasznie cię... znaczy Pana przepraszam! - w...