14.Smakuje?

5.2K 231 18
                                    

Wróciliśmy do domu i od razu po przekroczeniu progu poczułam zapach domowej szarlotki. Rzuciłam torebkę na sofę i w szpilkach pobiegłam do kuchni.
- O mój Boże, co tak pięknie pachnie? - zapytałam spoglądając na stojących w fartuchach Cody'ego i Liam'a.
- Ciasto. - wyszczerzył się mój brat. - Specjalnie dla ciebie. - powiedział, przez co nabrałam podejrzeń.
- Dodałeś tam arszeniku? Cyjanku? Trutki na szczury?
- Zamknij się, Cher. - zaśmiał się. - To przepis mamy Liam'a.
- Pilnowałeś go? Nie dodał tam zupełnie nic? - zwróciłam się do jasnowłosego. Miał bardzo niespotykany kolor włosów. Cholernie jasny blond miejscami przechodzący w zupełnie biały. Dodatkowo pasma kręciły się tworząc mini-afro, które bardzo do niego pasowało. Wyglądał słodko.
- Wszystko w porządku, pani szefie. - stwierdził, na co wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Chwilę później Cody do stołu przyniósł mi talerzyk z pięknie pachnąca szarlotką i szklankę mleka.
Niebo w gębie.
- Smakuje? - dopytał Liam.
- Ty jeszcze pytasz?
- Co was tak wzięło na gotowanie? - wtrącił się Alec.
- Chcieliśmy trochę poprawić humor Cher. - odparli, a ja poczułam ciepło na serduszku. 


***


Po zjedzeniu ciasta i przebraniu się w luźniejszy strój wszyscy zasiedliśmy w salonie, aby obejrzeć jakiś film. Oczywiście moje „Zostań, jeśli kochasz" przegłosowane zostało „Terminatorem", więc nieziemsko się nudziłam. Nie lubię filmów typu science-fiction. Strasznie mnie nudzą.
Podczas seansu nagle ktoś zadzwonił przez domofon umieszczony przy bramie.
- Ja pójdę. - powiedziałam zrywając się z kanapy.


- Rezydencja Jeffrey'ów, słucham? - wypowiedziałam w słuchawkę domofonu.
- Czy panienka Cheryl otworzyłaby drzwi swojemu wujowi? - usłyszałam, a na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech. Szybko przyciskiem otworzyłam furtkę, po czym odkluczyłam drzwi. Co jak co, ale moi rodzice cholernie dbają o nasze bezpieczeństwo. Nasz dom jest nawet wyposażony w monitoring.
- Aleś urosła! - wrzasnął radośnie wujek Marco, po czym przerzucił mnie przez ramię i zaniósł do środka. Całemu temu wydarzeniu towarzyszył mój śmiech.
- Kolejny Jeffrey proszony do starego wujka. - odparł blondyn, gdy tylko ujrzał Cody'ego.
- Wujek? Co robisz w mieście? - zapytał mój brat. Po głosie słyszałam, że również bardzo cieszył się z jego wizyty.
- Miałem zlecenie w Los Angeles, a że mieszkają tu moi ulubieni bliźniacy... - uśmiechnął się. - Ooo, Liam? Alec? Widzę, że mój przyjaciel jednak was zatrudnił. - usłyszałam.
Chwila, co?
- To wy się znacie? - zapytaliśmy razem z Cody'm w tym samym czasie, co wywołało śmiech u reszty.
- Ojciec Alec'a to mój dobry kumpel. - wytłumaczył. - Chodziliśmy razem do szkoły. Później trochę popracowałem w jego firmie. Oprócz tego chłopaki nie raz uratowali mi tyłek. - powiedział, a my pokiwaliśmy tylko głową ze zrozumieniem. 

- Rodzice są w Seattle. - odezwał się Cody.

- Tak, wiem. Zostanę tylko dzień, maksymalnie dwa.


***


Po tym, jak wujek Marco zaniósł swoją walizkę do pokoju gościnnego całą piątką usiedliśmy przy kominku i zaczęliśmy rozmawiać. Poruszaliśmy najróżniejsze tematy. Mamy Liam'a, która miała nowotwór, Al'a, jego samochodu o imieniu Emilio, miejsca kapitana w szkolnej drużynie lacrosse'a, które zajmuje Cody, moimi osiągnięciami naukowymi oraz pojawił się nawet temat... Brooklyn.

Brooklyn, która nie odezwała się do mnie słowem od kilku dni, ponieważ prawdopodobnie jest zajęta tą swoją Mady. Z początku trudno mi było opowiedzieć całą historię wujkowi, ale później się wyluzowałam. Nie oszczędziłam w tej opowieści nawet lekko wulgarnych słów. Co prawda kolejny raz zaskoczyłam wszystkich swoimi słowami i mogą sobie pomyśleć, że się staczam lub coś w tym stylu, ale jestem idealną córką gangsterów. Oczywiście nie są żadnymi złodziejami lub przestępcami... ale nie wahają się zabić każdego, kto zadrze z rodem Jeffrey'ów. Kiedyś mama i tata opowiadali mi i mojemu bratu historię swojego związku. Brzmiała... cudownie. Jakby była jakimś książkowym romansem o gangsterach... Wspomnieli też o tym, że wszystko zaczęło się od tego, że tata porwał mamę. Nie spodobało mi się to, ale później zmiękłam. W końcu prawdziwa miłość, czyż nieprawda?


- Pójdę się pouczyć. - powiedziałam wstając z fotela. - No co, ostatnio wcale nie zaglądam do książek. - wytłumaczyłam, gdy dostrzegłam na sobie zdziwione spojrzenia wszystkich zebranych, po czym ruszyłam po schodach do swojej sypialni. Zgarnęłam z biurka książki i zeszyty oraz laptopa i rzuciłam wszystko na łóżko. Położyłam się i włączyłam urządzenie. Na jego wyświetlaczu pojawiła się tapeta przedstawiająca mnie i Brooke siedzących na karuzeli w wesołym miasteczku. Miałyśmy wtedy po 15 lat, a fotografem była moja mama. Kiedyś chodziłyśmy do lunaparków bez przerwy. Uwielbiałyśmy te wszystkie atrakcje i zabawy.

No cóż... szkoda, że Brooklyn tak szybko zastąpiła mnie kimś innym...





___________________________________________


Hej kochani!

Mam nadzieję, że zadowolą Was te wypociny. Niestety nie jestem przekonana do tego rozdziału i poprawiłabym w nim dosłownie wszystko, ale naprawdę nie miałam na niego pomysłu.

Kolejną sprawą jest to, że nie było rozdziałów przez dosyć długi okres czasu. Spowodowane to było niestety brakiem weny i przygotowaniami do świąt! ;D

Więc właśnie z tej okazji chciałabym Wam życzyć WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! <3

Oprócz tego jako takie małe wynagrodzenie zaraz po świętach zabieram się do pisania maratonu ;)


*Obrazki w mediach przedstawiające stroje bohaterów dotyczą tylko ubrań. Model/modelka są przypadkowi i w żaden sposób nie przedstawiają wyglądu bohatera.*



Love on a bodyguardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz