(9)

603 82 99
                                    

To był już trzeci dzień z rzędu, kiedy Hitoshi przyniósł jej z samego rana cieplutką kawę, dokładnie taką jak lubiła. Tłumaczył się, że i tak zachodzi po swoją, a wie, że dziewczyna ma nie po drodze, więc postanowił właśnie tym małym gestem umilać jej kolejne dni w szkole. Hikari bardzo to doceniała i cieszyła się każdym kolejnym kubkiem cudownego napoju, mimo że miała już dość ciągłych kłótni z chłopakiem o kwestie zwracania piędzniędzy. Każde kolejne "oj daj spokój" i "to nic takiego" podnosiło jej ciśnienie coraz bardziej. Było jej jednak niezmiernie miło, że o niej pamiętał.

— Co dzisiaj robimy? — zapytała, wychodząc ze szkoły. Powietrze było nieprzyjemnie wilgotne po kilku dniach ulewnych deszczy, więc opatuliła się ciaśniej kurtką i spojrzała na idącego obok chłopaka.

— My? — zapytał, marszcząc brwi. — Umówiłem się z kumplami na gierki.

Jasnowłosa spojrzała na niego wielkimi oczami, z których biło wręcz rozczarowanie i żal.

— Naprawdę?

Hitoshi uniósł kącik ust.

— Kumplami, Katō — powtórzył, a dziewczyna przymknęła oczy i wzięła głębszy oddech, zażenowana własną głupotą.

— No tak — westchnęła. — A więc?

— Nie mamy wiele opcji — powiedział, patrząc wymownie w niebo. Nad miastem wisiały szare chmury i zdawało się, że w każdej chwili może lunąć. Odpadał spacer, odpadała altanka, odpadało mieszkanie Hitoshiego, w którym jego ojciec odsypiał nocną zmianę.

— Masz pieniądze? — zapytała nagle, a błysk w jej oku lekko zaniepokoił chłopaka.

— Nie kupuje ci już żadnych zawieszek.

Dziewczyna pokręciła energicznie głową i spojrzała na niego z szerokim uśmiechem.

— Salon gier — powiedziała wyniosłym tonem, jakby ten pospolity pomysł zasługiwał na jakąś grubą nagrodę. Szczerze mówiąc, Hitoshiemu też przemknął on przez myśl, jednak szybko z niego zrezygnował, zdając sobie sprawę, że może nie mieć wystarczająco dużo funduszy by zapłacić za ich oboje. A bardzo chciał zapłacić za Hikari.

NIe dlatego, że ojciec tak go wychował (a wychował). Nie dlatego, że tak wypadało lub dlatego, że chciał wyjść na dżentelmena. Prawdziwym powodem tego zamiaru była jego wewnętrzna potrzeba uszczęśliwienia dziewczyny tak jak wtedy, kiedy postawił jej tę głupią zawieszkę do telefonu. Nie mógł wyrzucić z pamięci jej szerokiego uśmiechu, podekscytowania w głosie czy małych iskierek w jasnych oczach. Chciał znowu je zobaczyć i znowu usłyszeć tę radość, kiedy mu dziękowała, co oczywiście zbyłby kolejnym machnięciem ręki.

Jeszcze nie wiedział dlaczego, ale pragnął uszczęśliwić ją za wszelką cenę, dawać jej to, co najlepsze i nieustannie wywoływać uśmiech na jej twarzy. Była jego przyjaciółką. Jedyną i najważniejszą kobietą w jego życiu.

— Tym razem nie dostaniesz forów — powiedział po namyśle. Dziewczyna uśmiechnęła się triumfalnie.

— Więc jednak przyznajesz, że dałeś mi wtedy wygrać? — spytała. Hitoshi przeczesał włosy palcami i westchnął ciężko.

— Masz mnie — przyznał. Jasnowłosa zaśmiała się i ruszyła w stronę centrum miasta, wsuwając dłonie głęboko do kieszeni czarnej kurtki. Chłodne powietrze smagało jej twarz i delikatnie rozwiewało rozpuszczone włosy. Hitoshi szedł tuż obok, zerkając na nią co jakiś czas, jakby chciał się upewnić, że wszystko gra.

Kiedy doszli do głównej drogi, Hitoshi zwolnił nieznacznie i sprawnie przesunął się w prawo, by iść teraz od strony ulicy. Nie umiał tego logicznie wyjaśnić, ale w ten sposób czuł się pewniej. Im dalej od niebezpieczeństw ją trzymał, tym był spokojniejszy.

Nie zauważył nawet, kiedy zaczął się o nią martwić. Nawet w tak błahych, codziennych sytuacjach, cały czas o niej myślał. Rano, kiedy szykował się do wyjścia, przypominał jej w wiadomości o tym, by wzięła kurtkę albo parasol. Kiedy kupował kawę, zawsze brał dla niej dodatkową saszetkę cukru, bo wiedział, że wolała słodzić swój napój sama. Kiedy kupował przekąski, zawsze brał dwie, a kiedy szli ulicą tak jak teraz, dbał o jej bezpieczeństwo bardziej niż o swoje.

Zastanawiał się, czy tak zachowują się prawdziwi przyjaciele. W gruncie rzeczy traktował ją jak młodszą siostrę, której nigdy nie miał, ale... To chyba dobrze, prawda? W końcu była dla niego naprawdę ważna.

— Ile masz wzrostu?

Pytanie podziałało na niego jak kubeł zimnej wody i Hitoshi mógłby przysiąc, że nad jego głową pojawił się na chwilę napis "loading".

— Co?

— No proste pytanie — zdziwiła się. Chłopak spojrzał na nią z góry i mruknął coś o zawracaniu dupy.

— Skąd ci się to nagle wzięło? — zapytał. Jasnowłosa wzruszyła ramionami.

— Tak sobie szłam i zdałam sobie sprawę, że jesteś strasznie wysoki — powiedziała. Hitoshi uśmiechnął się złośliwie.

— Nie jestem — odparł. — To tobie się nie urosło.

Dziewczyna przewróciła oczami.

— Ile?

Chłopak wydał z siebie długie, pełne bólu westchnienie.

— A ja wiem... Jakośc z metr siedemdziesiąt siedem? — mruknął. Hikari przeliczyła szybko różnicę między nimi.

— Osiemnaście centymetrów — powiedziała, Chłopak parsknął śmiechem.

— Nie masz nawet metra sześćdziesięciu, krasnalu? — zakpił. — Gdzie ty byłaś jak rozdawali wzrost?

— Stałam po inteligencję i dobrą fryzurę, dziękuję za zainteresowanie — odparła, a Hitoshi niemal zatrzymał się na środku chodnika, udając oburzenie komentarzem dziewczyny.

— Czy to był wjazd na moje włosy? — zapytał. Hikari uniosła kącik ust.

— Sam sobie odpowiedz.

Hitoshi zacisnął usta w wąską kreskę.

— To koniec naszej pingwiniej przyjaźni.

— Nic z tego — zaoponowała jasnowłosa. — Podpisałeś dożywotni pakt. Nie możesz go zerwać.

— Jak to nie mogę? — oburzył się Shinsou. Dziewczyna pokręciła głową, jakby chciała pokazać swoją bezsilność w tej sytuacji,

— Tak to — odparła. — Trzeba czytać drobny druczek.

— No chyba sobie kpisz — prychnął. Dziewczyna zatrzymała się przed wejściem do salonu gier i uniosła głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.

— Pingwiny łączą się w pary na całe życie, Hitoshi.

To jedno zdanie odbijało się echem w jego głowie do końca dnia.

✔️Brainstorm || Shinsou Hitoshi x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz