(19)

508 67 49
                                    

Hikari jeszcze nigdy nie wylała tylu łez ile ostatniej nocy. Usnęła dopiero nad ranem, wykończona szlochem i zaciskaniem pięści. Wykończona nienawiścią do samej siebie i wyrzutami sumienia. Zmęczona wszystkim, co siedziało w jej głowie.

Utrata Hitoshiego była dla niej nie do zniesienia. Mimo że ich relacja nie trwała bardzo długo, zdążyła się do niego przywiązać. Przyzwyczaiła się do ich wspólnych wypadów po zajęciach, do porannej kawy, czekającej zawsze na jej ławce, do żarcików między lekcjami i do tego, że zawsze wracała do domu bezpiecznie, bo on był przy niej cały czas. Teraz zabawa małym breloczkiem była tak bardzo bolesna, że nie była w stanie na niego patrzeć. Ani na małego pingwinka, ani na różową ośmiornicę, leżącą teraz na podłodze pod biurkiem, gdyż był to pierwszy przedmiot, którym rzuciła w ścianę tej nocy. Jeden z wielu.

Jak mogła... Po tym wszystkim co dla niej zrobił. Po tym jak się za nią wstawił, jak sobie z niej żartował, jak swoim ciałem oddzielał ją od ruchliwej ulicy kiedy szli przez miasto, jak pożczył jej kurtkę, kupił bilety do salonu gier, oddał swoją bluzę, pozwolił wygrać na tej głupiej konsoli, po tym jak dał jej ten głupi kamień...

Wszystkie te rzeczy nabierały nowego znaczenia w świetle tego, co wtedy usłyszała. Echo nieśmiałego "kocham cię" sformułowanego w myślach chłopaka, pozostawiało palący ślad w jej piersi, gdy tylko sobie o tym przypomniała.

Kochał ją... Odwzajemniał jej uczucia, chciał z nią być, chciał tego wszystkiego czego ona chciała.

Zdradziła go. Złamała mu serce. Straciła jego zaufanie.

Jej myśli były jak tortury. Wyrzuty sumienia wbijały się w jej mózg jak miliony szpilek, nie pozwalając nawet na głębszy oddech, z każdą kolejną minutą coraz bardziej pozbawiając ją oddechu. Ale jaki był sens oddychania, kiedy Hitoshi tak bardzo cierpiał?

Łzy spływały po jej policzkach, gdy w bardzo bolesnym, długim procesie myślowym uświadamiała sobie, że na jego miejscu nigdy by sobie nie wybaczyła.

***

Nie było sensu udawać, że wszystko jest w porządku.

Hitoshi zamknął się w pokoju na trzy dni, wychodząc tylko na zmianę do łazienki lub po kawałek chleba, by nie umrzeć z głodu. Zasłonił zasłony, zgasił światło i pogrążył się w ciemnościach swojego pokoju, które nijak nie mogły równać się z mrokiem ogarniającym jego serce.

Odmówił pójścia do szkoły, odmówił brania leków, odmówił jedzenia. Odmówił dalszego funkcjonowania, dopóki jego serce nie przestanie krzyczeć, domagając się jakieś ulgi.

Ojciec się poddał. Przestał zostawiać mu pod drzwiami jedzenie, nie namawiał go do wyjścia, nie podrzucał mu nawet nowych gier, na które wydawał schowane w skarpecie oszczędności.

Hitoshi nie chciał rozmawiać, nie chciał grać, nie chciał nawet dłużej oddychać. Mężczyzna pukał więc tylko trzy razy dziennie, pytając czy żyje.

Jednak Hitoshi nie żył, a właściwie nie czuł się żywy. Zawieszony między tym światem a jakąś alternatywną rzeczywistością, dryfował na powierzchni swojej świadomości, nie odrywając wzroku od czarnego sufitu.

Nie płakał. Wszystkie łzy zmarnował pierwszego wieczoru.

Nie krzyczał. Wyrzucił z siebie wszystko drugiego dnia, gdy ojciec wyszedł do pracy.

Niczego już nie niszczył. Ręka nadal pulsowała nieznośnym bólem, po tym jak wyżył się na ścianie tego ranka.

Nie czuł już prawie nic, a było to gorsze niż najbardziej rozrywający ból.

Jego zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że sobie na to zasłużył. W końcu ignorował ją przez dobre kilka dni, a gdy przyszło co do czego, nie był w stanie nawet powiedzieć jej prawdy.

Jak musiała się poczuć, kretynie?

Musiałeś być takim cholernym tchórzem?

Czy tak zachowałby się bohater?

Jesteś cholernym egoistą, Shinsou Hitoshi.

Nie zasługujesz na miłość.

Chłopak zamknął oczy i westchnął ciężko. Ból w jego sercu był równie silny jak te myśli, rozszarpujące jego nerwy na drobne kawałki.

Zasłużyłeś na to.

Oczywiście, że zasłużył.

Jednak teraz, gdy ich obietnica nie miała już żadnego znaczenia, co jeszcze ich łączyło? Prawdziwe uczucie? Skąd miał mieć pewność, że to, co do niej czuje jest prawdziwe? Naprawdę ją kochał czy bał się samotności?

— Przepraszam, Hikari — wyszeptał w ciemność, jakby cokolwiek miało to zmienić. Była za daleko, żeby go usłyszeć.

***

Pojedyncza łza spłynęła po policzku dziewczyny, skapując na otwarty na kolanach zeszyt. Dłoń drżała jej niemiłosiernie, kiedy kreśliła kolejne znaki na białym papierze. Wylewała z siebie zarówno łzy jak i emocje. Nie wiedziała jak inaczej miałaby wyrzucić z siebie te wszystkie myśli, więc pisała. Pisała do niego, bo nic innego nie przychodziło jej do głowy, na nic innego nie mogłaby się zdobyć.

Czy wysyłanie tego było dobrym pomysłem? Może powinna mu to przeczytać, dać w szkole, wklepać w wiadomość na chacie?

Jej styl był zbyt poetycki. Brzmiał jak jakaś żałosna modlitwa, głupia miłosna piosenka o złamanym sercu. Jednak czym właściwie był ten rozdzierający ból jak nie właśnie złamanym sercem? Rozdartym, zdeptanym, popękanym...

Twoja obecność była jak maść na najgorsze rany. Koiła mój strach, leczyła blizny, pozwoliła spróbować subtelnego smaku szczęścia.

Nasza obietnica była najważniejsza. Znaczyła więcej niż największe wyznania, głębokie słowa, wzniosłe czyny.

Moje obawy zniszczyły wszystko, co razem zbudowaliśmy.

Przepraszam, Hitoshi, po prostu bałam się, że cię stracę.

Hikari zmięła kartkę. 

✔️Brainstorm || Shinsou Hitoshi x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz