Hikari nie zamierzała zignorować zaczerwienionych oczu chłopaka czy jeszcze wilgotnych, wytartych niedbale w pośpiechu policzków, mimo iż wzrok Hitoshiego wręcz o to błagał.
Wpuścił ją do mieszkania, usilnie unikając jej wzroku. Poczekał aż zdejmie buty i kurtkę, a kiedy już miał zapytać czy nie napiłaby się herbaty, głos uwiązł mu w gardle. Jasnowłosa spojrzała na niego z troską, nie ruszając się choćby o milimetr. Po prostu stała i patrzyła jak chłopak raz za razem przełyka ślinę, próbując opanować zalewającą go falę emocji. Nic nie powiedziała. Zwyczajnie rozłożyła ramiona, posyłając mu lekki, pokrzepiający uśmiech, a Hitoshi prychnął z niedowierzaniem, by już po chwili wpaść w nie bezsilnie.
Hikari objęła go, pozwalając by oparł czoło o jej ramię, by schował cisnące się do oczu łzy i zacisnął drżące dłonie na szarym materiale jej marynarki.
I stali tak długo, w niemiłosiernie niewygodnej dla obojga pozycji. Ona, próbując objąć jego szerokie ramiona, ukryć przed światem, dać mu chociaż zalążek jakiegokolwiek poczucia bezpieczeństwa i on, pochylony jak starzec, ze zgiętymi kolanami i nosem w białych lokach przyjaciółki.
Słowo “przyjaciółka” brzmiało w jego głowie jak najgorsze kłamstwo.
— Nie musimy o tym rozmawiać — powiedziała ciepło tuż przy jego uchu. — Chyba, że chcesz.
— To nic takiego — odparł cicho, nie mając jednak zamiaru odrywać się od niej tak szybko. Dotyk jej ramion był zbyt kojący, zapach jej perfum zbyt piękny, ciepło jej ciała zbyt pokrzepiające, a jego spragnione bliskości serce zbyt uparte by odpuścić.
Hikari stała więc dzielnie, obejmując go z nieopisaną troską i uczuciem, pragnąc by ból, który wcześniej dostrzegła w jego oczach, zniknął równie szybko jak się pojawił. Nie znała jego przyczyny i nie była pewna, czy chce ją znać. Jedyne, co miało dla niej znaczenie to to, by chłopak uśmiechał się do niej tak, jak jeszcze tydzień temu, by nie chodził z głową w chmurach i nie zabijał wzrokiem wszystkich dookoła, włącznie z nią samą.
To nie był jej Hitoshi.
— Nie czuję rąk — westchnęła. — Możemy chociaż usiąść?
Chłopak westchnął ciężko, niechętnie odsuwając się od jasnowłosej. Jego oczy były jeszcze bardziej czerwone, łzy błyszczały na bladej skórze, ale ból w fioletowych tęczówkach nie był już tak bardzo widoczny.
Hikari posłała mu delikatny uśmiech.
— Dlaczego nic nie powiedziałeś? — spytała. Hitoshi wzruszył ramionami, nie mając nic na swoje usprawiedliwienie. — Przyniosłabym coś lepszego niż ciastka.
Nieśmiały uśmiech wkradł się na jego twarz. Nie myślał, że będzie to możliwe, jednak Hikari realnie sprawiła, że się uśmiechnął, a czarne chmury krążące nad jego głową zostały lekko rozwiane tym małym promykiem słońca.
Bo Hikaru była jego słońcem.
Jego światłem.
— Zrobię nam herbatę — powiedziała, kładąc mu dłoń na ramieniu i gładząc delikatnie jego wrażliwą skórę przez materiał koszuli. — I pogadamy, okay?
Hitoshi nie miał serca odmówić, mimo iż wiedział, że będzie musiał zmyślić coś na poczekaniu, bo nigdy nie będzie w stanie wyznać jej tego, co czuje. Dlatego przytaknął i poszedł się przebrać, gdyż kołnierz miał mokry od łez.
***
Hitoshi nie do końca zmyślił tę historię, mimo że to nie był prawdziwy powód jego drobnego załamania nerwowego. Opowiedział jej o swoim dziecięcym marzeniu, o zostaniu bohaterem, o tych wszystkich ludziach, którzy wyśmiali jego ambicje i kazali mu dołączyć do jakiejś szajki. O tych wszystkich, którzy odwrócili się od niego, gdy tylko przyznał się do tego, jaką indywidualność posiada. O tych wszystkich ludziach, którzy patrzyli na niego i jego ojca z pogardą i o tym, że mimo sukcesu taty, Hitoshi wątpił by kiedykolwiek udało mu się zostać kimkolwiek w tym świecie.
Bo bez dobrej indywidualności byłeś nikim. Tak wyglądała rzeczywistość.
Hikari słuchała go z uwagą, nie przerywając mu ani razu, nie przytakując ani niczego nie komentując dopóki nie skończył mówić, a gdy w końcu zamilkł, odłożyła trzymany w dłoni kubek i przysunęła się bliżej, by znowu go objąć.
Hitoshi nie przywykł do takiego traktowania. Prawie nie znał matki. Jego ojciec, oficer policji, który zawsze uczył go, że ma być twardy i nie do zdarcia, nie okazywał mu miłości w tak bezpośredni sposób. Hitoshi nigdy nie miał też dziewczyny, ani nikogo innego, kto obejmowałby go w taki sposób, wysłuchałby jego lamentów z taką uwagą, kogoś kto chciałby być przy nim w takich chwilach jak ta.
Hikari zaś nie potrafiła inaczej okazywać uczuć niż przez dotyk, gesty i samą obecność. U niej w rodzinie nie używało się słów. Dziewczyna większość życia spędziła w sferze umysłowej, nigdy nie czując potrzeby porozumiewania się z kimkolwiek werbalnie, skoro jedna krótka wymiana myśli mówiła jej wszystko, co chciała wiedzieć.
Dlatego tak dobrze się rozumieli.
On pragnął bliskości i dotyku.
Ona nie umiała podarować mu niczego innego.
— Już dobrze — powiedziała. — Wierzę, że będzie dobrze. Nie wiem czy ci się uda. Nie chcę pocieszać cię na siłę, pustymi słowami, ale wiem, że będzie dobrze. Świat jest okrutny, ale tacy ludzie jak ty zawsze znajdą w nim dobro, podarują je innym i otrzymają je w zamian. Wierzę w to jak w nic innego, Hitoshi. Więc nie martw się. Jest dobrze.
— Oczywiście, że jest — powiedział, a serce zaczęło walić mu z taką mocą, że bał się, że rozsadzi mu klatkę piersiową. — Jest dobrze odkąd jesteś przy mnie, Katō.
Dziewczyna oparła głowę na ramieniu chłopaka, uśmiechając się mimowolnie. Ona czuła to samo. Czuła, że w jego obecności ciemność jest mniej przerażająca, świat mniej szary, zimno mniej dokuczliwe, ból mniej nieznośny. Czuła się dobrze. Tak dobrze jak nigdy przy nikim innym.
— Przepraszam za dzisiaj — zaczął chłopak.
— Przestań.
— Naprawdę — odparł, wplatając palce w miękkie jasne włosy. — Zachowałem się jak dupek.
— Zachowałeś się jak człowiek, Hitoshi. Masz do tego zupełne prawo.
— Nie mam prawa na ciebie krzyczeć.
— Nie krzyczałeś na mnie.
— Prawie krzyczałem.
Dziewczyna odsunęła się odrobinę i spojrzała mu w oczy.
— I tak bym ci wybaczyła — uśmiechnęła się czule. Hitoshi w jednej chwili zatracił się w jej oczach. Patrzył na nią z uczuciem, na stalowo-błękitne tęczówki i odbijające się w nich światło. To tylko zbiór tkanek i komórek. Część ciała jak każda inna, a jednak coś w jej spojrzeniu mówiło mu więcej niż jakiekolwiek słowa.
Kochał ją.
— Nigdy cię nie zostawię — powiedziała z uśmiechem, chcąc przerwać tę ciężką ciszę. Dziwne napięcie między nimi było nie do zniesienia. Jakieś niewypowiedziane słowa wisiały w powietrzu i ściskały ją w piersi. — Obiecałam. Pingwiny zostają ze sobą do końca, pamiętasz?
Hitoshi chciał ją pocałować tu i teraz. Pokazać jak bardzo mu zależy, jak bardzo pragnie zostać, jak bardzo chce uczynić ją najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Swoją kobietą.
Nie miał jednak pojęcia jak miałby to dalej rozegrać, dlatego odsunął się delikatnie i podał jej kubek z herbatą.
— Pij bo wystygnie — rzucił, a dziewczyna przejęła od niego naczynie. — I nie martw się. Nie pozwolę ci odejść.
CZYTASZ
✔️Brainstorm || Shinsou Hitoshi x OC
FanfictionTwoja obecność była jak maść na najgorsze rany. Koiła mój strach, leczyła blizny, pozwoliła spróbować subtelnego smaku szczęścia. Nasza obietnica była najważniejsza. Znaczyła więcej niż największe wyznania, głębokie słowa, wzniosłe czyny. Moje obaw...