-Rozdział 24-

263 19 6
                                    

 — Mamo, czy ty w ogóle mnie słuchasz? — spytałam oburzona.

Za oknem deszcz lał jak z cebra, ostrymi kroplami atakując ulice i dachy domów. Walił o szyby i w porównaniu do milczenia mojej matki był irytująco głośny.

— Słucham? Ach, herbata. Tak, możesz zaparzyć mi zieloną.

Tak właśnie zrobiłam. Był piątek, dochodziła godzina dziewiętnasta, a ja wpadłam na chwilę do mamy i Henry'ego, żeby nie narzekali, że nigdy ich nie odwiedzam. Chociaż oni nie byli w moim nowym mieszkaniu ani razu, odkąd się tam przeprowadziłam.

Mama była dość nieobecna, co czasem jej się zdarzało. Zapewne myślała o pracy, nawet jeśli dopiero co zaczął się weekend. Siedziała przy blacie i opierała brodę na pięści. Jej blond włosy tego dnia były rozpuszczone, ale wciąż nienagannie ułożone, i spływały miękko z jej drobnych ramion. Postanowiłam powiedzieć coś, co wyrwie ją z zamyślenia.

— Za kilka dni przyjadę tu i posieję warzywa.

Miałam rację — to ją zainteresowało. Momentalnie uniosła głowę.

— Co takiego?

— Kiedyś z tatą prowadziliśmy ogródek warzywny, pamiętasz? Po jego śmierci nikt się nim nie zajmował, aż w końcu wszystko wyrzuciłaś i zagrabiłaś. Chcę, żeby ogródek powstał na nowo.

Przez jej twarz przeszedł cień.

— I kto się będzie nim zajmował? Może ty?

— Będę przyjeżdżać i dbać o posiane warzywa. A potem je zbierać. Będziesz miała z czego ugotować obiad, ja tak samo. Może co jakiś czas dam coś także Aleksowi. Według mnie to dobry plan — odparłam, zalewając trzy liściaste herbaty.

— Czemu nagle teraz?

Wzruszyłam ramionami, bo nie znałam precyzyjnej odpowiedzi na to pytanie. Wiedziałam jednak, że od dawna chciałam pobudzić do życia ogródek taty, tylko brakowało mi odwagi i samozaparcia. Teraz, gdy moje życie wkraczało wreszcie na odpowiednie tory, uznałam, że to najlepszy możliwy moment.

— A czemu nie?

Nie odpowiedziała. Postawiłam przed nią szklankę z parującą herbatą i usiadłam na hokerze obok. Odwróciłam się w stronę mamy, a ta uniosła podejrzliwie brew.

— Czemu tak patrzysz? — spytała, upijając łyk naparu.

— Powinnyśmy porozmawiać — powiedziałam.

— Zaraz ze swojego gabinetu wyjdzie Henry. Lepiej weźmy się za robienie kolacji.

— Henry ma własne ręce i umie zrobić sobie coś do jedzenia. A my od prawie dwóch miesięcy nie zamieniłyśmy żadnego słowa, które miałoby jakieś znaczenie.

— Ach, czyli kiedy do ciebie dzwoniłam, to się dla ciebie nie liczyło?

— Cały czas unikasz najważniejszego tematu. To już robi się nie do wytrzymania.

Spuściła wzrok na swoje dzianinowe spodnie. Westchnęła przeciągle, po czym wstała i zaczęła krążyć po kuchni. Wkurzała mnie tym, że tak długo nic nie mówiła. Od dłuższego czasu próbowałam poruszyć z nią rozmowę, którą rozpoczęłam we Wigilię, mimo to moje starania wciąż spełzały na niczym. A ja chciałam rozmawiać o tacie. W domu Aleksa tak naturalnie wspominało się jego mamę, tak wspaniale oddawało się jej szacunek samą rozmową o niej lub modlitwą w jej intencji. Natomiast u nas temat taty był niemal zakazany. Teraz jeszcze silniej dostrzegałam, jak niesprawiedliwe i okrutne to było.

Nigdy przed wieczoremOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz