Jeden dom, drugi dom, trzeci dom, drzewo. Czwarty dom, piąty dom, szósty dom, sklep...
Liczyłam mijane w biegu budynki, wsłuchując się w śpiewającego do mojego ucha piosenkarza, którego poleciła mi ostatnio Lindsey. Głos miał ładny, trzeba było to przyznać, ale przyjaciółka lubiła radosne, pełne słońca piosenki, a ja, no cóż... raczej te smutne. Uwielbiałam ból, który wybrzmiewał w głosie wykonawców, w każdej śpiewanej przez nich linijce, w każdym słowie. Gdy sączył mi się do ucha, widziałam, że na tym świecie jest więcej zdołowanych osób i czułam, że nie tylko moje życie dąży donikąd. Czasem zastanawiałam się, dlaczego po wysłuchaniu takich piosenek było mi lepiej. Przecież były smutne.
Może dlatego, że nie byłam już wrażliwa na smutek, pomyślałam. Może lubiłam słuchać o tym, że ktoś ma złamane serce, by wiedzieć, jak to jest. By dowiedzieć się, jak to jest c z u ć .
Przebiegłam obok hydrantu, przy którym niedawno zaliczyłam bliskie spotkanie z ziemią — wolałabym go nie powtarzać — i przystanęłam. Spojrzałam na dom, z którego wybiegła wtedy niewidoma dziewczynka o niezwykłym wyglądzie. Zaintrygowała mnie i nie wiedzieć czemu, zapragnęłam z nią porozmawiać. Chociaż nic nie widziała, zdawała się zauważać więcej niż inni. Wciąż pamiętałam, co do mnie powiedziała — że mam ładny głos, ponieważ ma ciekawą głębię. Nikt nigdy nie powiedział mi czegoś takiego raptem po kilku słowach, jakie wypowiedziałam.
I nie wiem, czy to los mi sprzyjał — no dobra, wcale w to nie wierzyłam — ale jej czarne włosy nagle wynurzyły się zza płotu, a za chwilę zobaczyłam dziewczynkę w intensywnie żółtym kardiganie wychodzącą przez furtkę. Szła z psem przywiązanym do smyczy, na jej twarzy gościł beztroski uśmiech.
— Hej! — zawołałam, by zwrócić jej uwagę. — Czy na pewno powinnaś wychodzić z domu bez opieki?
Podeszła bliżej. Wskazała na psa.
— Mam opiekę.
— Wiesz, że nie o to mi chodziło.
— Racja — przyznała. — Brat nie pozwala mi wychodzić samej nawet na podwórko, ale on jest przewrażliwiony. A teraz korzystam, bo śpi.
Zaśmiałam się, bo coś w jej psotnym uśmiechu przypomniało mi o sobie.
Zaraz jednak spoważniałam.
— Powinnaś słuchać brata. Na pewno wie, co dla ciebie dobre.
— Nie twierdzę, że nie. Ale on nie wie, że najbardziej na świecie kocham zapach poranku. A wczesnym porankiem on śpi, więc wychodzę bez niego.
— I rozmawiasz z nieznajomymi — dodałam.
— Nie jesteś nieznajoma. Już cię poznałam.
— Nie wiem nawet, jak masz na imię.
— Phoebe. — Wyciągnęła rękę, więc ją ujęłam.
— Rebecca.
— A ja wolałabym nazywać cię wiolonczelą.
Zmarszczyłam brwi.
— Wiolonczelą? Dlaczego?
— Bo dźwięk twojego głosu mi się z nią kojarzy. Lubię muzykę klasyczną, wiesz? Maluje kolory w mojej głowie, choć nie znam nazwy żadnego z nich. Najbardziej ze wszystkich instrumentów lubię te smyczkowe. A dźwięk wiolonczeli jest bardzo głęboki. Tak jak twój głos. Śpiewasz?
— Nie śpiewam.
— A mogłabyś.
— Ale nie chcę.
CZYTASZ
Nigdy przed wieczorem
Fiksi Remaja~ Mówili o mnie, że jestem zimna jak lód. Jedyną osobą, która choć odrobinę ocieplała moją zmarzniętą duszę, był on. ~ Rebecca Miller jest silna, nieposkromiona i sarkastyczna. Nie przeprasza. Nie żałuje. Jedyne, na czym jej zależy, to szybka wyprow...