*Crystal’s POV*
Czułam głuche uderzenia mojego serca. Nie wiem, czy próba uspokojenia tego organu by coś dała. Ignorowałam zdenerwowane głosy Michaela i reszty, ciągle wpatrując się tępym wzrokiem w osobę przede mną.
Nie wierzyłam w to, co widziałam. Bo przecież trzymałam ją w ramionach, gdy umierała dwa lata temu. Zaczynałam wariować. Widziałam duchy, mój wykończony umysł podstawiał mi wizje kogoś, kogo kiedyś znałam, cokolwiek; chciałam wiedzieć, co się do cholery działo.
- Zawiodłaś mnie, siostrzyczko – powiedziała Tessa z udawanym smutkiem po chwili milczenia. – Spodziewałam się po tobie jakiejś reakcji, krzyku, płaczu, pytań Dlaczego?, które są moim ulubionym momentem rozmowy, nad którą mam całkowitą kontrolę. Właśnie tego momentu najbardziej wyczekuję. Ale to wszystko dzieje się też w twojej głowie, prawda? – zaśmiała się kpiąco. – Zawsze wszystko ukrywałaś i dzieciaki od małego brały cię za psychiczną.
- Jakoś mi to nie przeszkadzało – rzuciłam obojętnym tonem, ale miała rację: wszystko zawsze ukrywałam i mało kiedy pozwalałam emocjom ujrzeć światło dnia. – Więc słucham. Powiedz mi, dlaczego wiedziałam twoją śmierć, a teraz stoisz sobie przede mną jak gdyby nigdy nic.
Tessa uśmiechnęła się i potarła dłonie o siebie. Wyraźnie cieszyła się z mojego pytania, a ja w tym czasie zastanawiałam się, kim jest dziewczyna stojąca naprzeciwko mnie.
- Cóż – zaczęła, siadając na jednej z otaczających nas skrzynek. Założyła nogę na nogę i przekrzywiła głowę, patrząc na mnie jak na jakiś zabawny, lecz brzydki eksponat w muzeum. – Czego się nie zrobi, żeby uwolnić się od popieprzonej rodziny.
- Jesteś chora – wypowiedziałam pierwsze, co przyszło mi na myśl.
Tessa cmoknęła i wstała. Powolnym krokiem ruszyła w moim kierunku, jednak ja stałam nieporuszona. Ta sytuacja była wręcz przekomiczna i jakaś głęboko ukryta część mnie tarzała się ze śmiechu, lecz był też żal, złość i wyzierający dziurę w mojej duszy smutek.
- Och, Crystal – położyła dłonie na moich ramionach, a mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz. – Zapomnijmy o tym, co było. Bądźmy znów siostrami. Cameron…
- Ja nie mam siostry – warknęłam, strąciłam jej ręce i odsunęłam się, na co blondynka wywróciła oczami.
- I właśnie o to chodziło! – krzyknęła, jej oczy się rozszerzyły i już wiedziałam, że ciągle jest tak niebezpieczna, jak kiedyś. A może nawet bardziej. Teraz ilość ludzi Camerona była wiadoma: ich szef chciał ze mną współpracować, a nie podjęłabym się tego, gdyby Tessa straciła kontrolę i coś by mi się stało. – Zawsze byłaś dziwna. Zamiast cieszyć się, że twoją siostra żyje, ma się dobrze i może nawet zacząć cię lubić, to ty odwalasz coś takiego.
- Jak długo udawałaś? – spytałam, patrząc na nią uważnie. – Jak długo planowałaś to wszystko?
Tessa przekrzywiła głowę, udając, że się zastanawia.
- Tak naprawdę twoją siostrą byłam tylko wtedy, gdy byłyśmy małymi dziewczynkami – stwierdziła w końcu. – Potem zaczęły się te twoje ataki paniki i zrobiłaś się niesamowicie irytująca, bo nie chciałaś robić tego, co ci mówiłam. I w końcu myślałam tylko o tym, jak się od was uwolnić.
- Jesteś chora – powtórzyłam, a na moich ustach pojawił się wyzywający uśmieszek. – Przekaż Cameronowi, że nie będę z nim pracować. I nie będę teraz marnować na ciebie czasu.
Odwróciłam się, żeby odejść i pogodzić się z porażką, jaką były wszystkie moje czyny ostatnich dwóch lat, a wtedy poczułam mocny uścisk na nadgarstku i w następnej chwili stałyśmy z Tessą twarzą w twarz. widziałam w jej oczach furię. Kilkoro ludzi wokół nas poruszyło się niespokojnie na jej ruch, paru z nich nawet wycelowało w blondynkę broń, jednak ona nic sobie z tego nie robiła.
Ja miałam ataki paniki, Tessa problemy z agresją. Całkowicie normalne rodzeństwo.
- Nie odwracaj się do mnie plecami.
Zacisnęłam zęby i wyrwałam się z jej uścisku. Czułam wypełniającą mnie pogardę do żałosnej imitacji Tessy Hill.
- Spójrz na siebie, jesteś naprawdę żałosna – wyplułam z siebie słowa, patrząc na nią z odrazą. Ku mojemu zdziwieniu, Tessa się uśmiechnęła. Ona była naprawdę psychiczna. Nie miałam pojęcia, jaki pożytek ma z niej Cameron. No cóż, chyba tylko zaspokajanie jego męskich zachcianek, bo tylko do tego się nadawała w tej swojej króciutkiej spódniczce i wydekoltowanej bluzce.
- Zignoruję to. Cameron docenia twoje uparcie i oddanie sprawie, w jakiej działasz – powiadomiła mnie, a jej ton głosu zrobił się zimny. – Dlatego chce, żebyś dla niego pracowała.
- Jego niedoczekanie – mruknęłam i znowu się odwróciłam. Byłam już przy wyjściu, gdy zatrzymał mnie jej głos.
- Ej, Crystal? Weź to.
Coś srebrnego wylądowało obok mojej stopy. Podniosłam rzecz i zorientowałam się, że to łańcuszek, który Tessa dostała ode mnie na szesnaste urodziny. Moje gardło ścisnęło się nieprzyjemnie, ale mimo tego spojrzałam na nią pytająco.
- Nigdy nie miałaś dobrego gustu – wzruszyła ramionami z niewinnym uśmiechem. – Och, i przekaż Ashtonowi pozdrowienia od Naomi.
Zacisnęłam dłoń na srebrze i wyszłam.
Miałam wrażenie, że wybuchnę. Czułam kotłujące się we mnie emocje, puls dudniący w uszach doprowadzał mnie do szału, a w oczach piekły słone łzy. Nie mogłam jednak tego zrobić. Nie mogłam pozwolić słabości, żeby została zauważona przez świat. Byłam Crystal Hill, do cholery.
Minęłam samochód, w którym siedzieli chłopcy. Zeszłam krótkimi schodkami i stanęłam na brzegu portu. Krok ode mnie rozciągała się ciemna toń oceanu, którego szum działał kojąco. Słyszałam, jak drzwi auta się otworzyły, jednak nie obchodziło mnie to. Ostatni raz spojrzałam na łańcuszek, który odznaczał się blado na mojej dłoni. Następnie zacisnęłam oczy, zamachnęłam się i pozwoliłam nic niewartej ozdobie zatonąć.
W samochodzie panowała martwa cisza. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i spojrzałam przed siebie, jednak Mike nie ruszył.
- Na co czekasz? Jedź – rzuciłam zniecierpliwiona, nie patrząc na niego. Posłuchał mnie. Całą drogę milczeliśmy, ponieważ żadne z nas nie potrafiło znaleźć odpowiednich słów.