Rozdział 12.

2.4K 251 28
                                    

*Crystal's POV*

Siwy dym szybko został rozwiany przez letni wiatr. Luźno spuszczałam nogi w dół, beztrosko machając nimi nad chodnikiem i pijanymi ludźmi. To odprężało. No, może nie tak do końca, biorąc pod uwagę chwilę nieuwagi i złamany kręgosłup na samym dole, ale jakoś nigdy mi to nie przeszkadzało.

To zabawne. Naprawdę mnie to bawiło. Minął już prawie tydzień, od kiedy dowiedziałam się o Tessie, i teraz miałam ochotę się śmiać. Jak bardzo chora psychicznie byłam ja, ona, Cameron, wszyscy wokół? W zasadzie to już się śmiałam z tego. Noc wcześniej, gdy siedziałam dokładnie w tym samym miejscu, wybuchłam tak głośnym śmiechem, że aż ludzie patrzyli się w górę, sprawdzając, skąd dochodzi ten żałosny dźwięk.

Bo był żałosny.

Przy okazji rzuciłam puszką po piwie w jakiegoś żula, krzyczącego coś do mnie.

Kogo to obchodzi?

Nie byłam pijana, jeśli o to chodzi. Dzisiaj skupiłam się na papierosach, tak dla odmiany.

Zabawne było to, że najbliższe nam osoby potrafią zranić nas najbardziej ze wszystkich.

Całe życie była dla mnie praktycznie wszystkim. Cholerna, egoistyczna suka. Przez ostatnie doby przepełniała mnie nienawiść, ale teraz to już nawet nie było to. Byłam po prostu rozczarowana. Jak mogła zrobić coś takiego? Już mniej bolałoby mnie, gdyby powiedziała mi na samym początku, że to koniec. Całe moje życie wyglądałoby inaczej. Nie marnowałabym dwóch lat na nią.

Z tępego wpatrywania się w budynek po drugiej stronie ulicy wyrwał mnie dźwięk otwierania ciężkich drzwi na dach kamienicy. Nie odwróciłam się, byłam prawie pewna, że to tylko rutynowa, cogodzinna kontrola Michaela; gdybym nie trwała w bezdennej rozpaczy, to może nawet zdziwiłabym się na widok Ashtona siadającego na murku obok mnie, jednak popatrzyłam na niego beznamiętnie, po czym znowu zerknęłam w dół.

Nie widziałam go od tamtej nocy. Jakby zapadł się pod ziemię. Teraz zauważyłam cienie pod jego oczami i zarost na policzkach. Pewnie tracił się w licznych klubach, turlając się potem do domu. Patrzenie na niego sprawiło mi przykrość i nie do końca wiedziałam, co powinnam powiedzieć. A coś przecież wypadało wymamrotać.

- Nikt nie umiera, prawda? – rzucił od niechcenia, wybawiając mnie z mojej małej opresji.

- Najwyraźniej – przytaknęłam i westchnęłam. – Jak bardzo popieprzone to jest, Ashton?

- Kurewsko.

- Gdzie się zgubiłeś na cały tydzień? – zapytałam po chwili.

- Gubiłem się wszędzie – odpowiedział; nagle zachichotał w ten swój irwinowy sposób, tylko trochę bardziej żałośnie. Wszystko było ostatnio żałosne. – Ach, Crystal, Crystal. Życie czasami potrafi dojebać człowiekowi.

- Nie powinieneś w ogóle być w to zamieszany, Irwin – mruknęłam do niego po paru minutach. On, natomiast, zerknął na mnie nieprzytomnie i pokręcił głową.

- Byłem w to zamieszany od momentu poznania Naomi – stwierdził gorzkim tonem; z jednej strony chciałam przyznać mu rację, jednak nie o to mi chodziło.

- Miałam na myśli mnie – poprawiłam go. Ponownie na mnie spojrzał, po czym zaczął się śmiać.

- Ciebie? – zapytał z czymś dziwnym w głosie, pocierając zmęczone oczy. – Dlaczego myślisz, że tutaj chodzi tylko o ciebie, Crystal?

Poczułam ukłucie złości.

- Dlaczego się do nas przyczepiliście, Ashton? – spytałam, przerzucając nogi na drugą stronę i stając na dachu kamienicy.

- Nie rozumiem.

- Powinnam była kazać wam spieprzać zaraz po tej akcji z telefonem – wymamrotałam. Słyszałam, jak Ashton prychnął, po czym stanął przeciw mnie. – Doskonale radziliśmy sobie z Michaelem bez was.

- Jesteś pewna? Bo to do nas Mike przyszedł, gdy cię aresztowali.

Tym razem jak wywróciłam oczami. I co z tego? Równie dobrze mógł iść do kogoś innego, o wiele bardziej zaufanego.

- I co z tego? Wy ciągle się pojawiacie na naszej drodze – powiedziałam, doskonale świadoma mojego zimnego tonu. Dzieliło nas kilka centymetrów, gdyż podczas tej ambitnej wymiany zdań zbliżyliśmy się do siebie.

- Jest w tobie coś nietypowego, Crystal – odpowiedział cichutko, przyglądając się mojej twarzy. – Chcieliśmy pomóc.

- Nie potrzebuję pomocy.

- Litość.

Mój odruch był wręcz automatyczny. Mocno go od siebie odepchnęłam, a on, nie wiedząc, że to nadchodzi, zatoczył się lekko do tylu i oparł o murek za jego plecami.

- Nie potrzebuję litości – wyrzuciłam z zaciśniętymi oczami. Nie potrzebowałam jej. Nienawidziłam litości od dawna. Doskonale radziłam sobie bez niej i nienawidziłam, gdy ktoś rzucał mi litościwe spojrzenia.

Popatrzyłam na niego chłodnym wzrokiem i odwróciłam się, chcąc odejść. Nie będę znosiła litości od Ashtona Irwina.

Byłam już przy ciężkich drzwiach, gdy poczułam, jak łapie mnie za rękę. Jednym szarpnięciem odwrócił mnie w swoją stronę, docisnął do metalowych drzwi i nawet nie zdążyłam się odezwać, bo poczułam, jak mnie całuje.

Myślałam, że ponownie go odepchnę i dodatkowo uderzę w twarz, bo co on sobie w ogóle wyobrażał? Ale nie, oczywiście, że nie. Co się z tobą działo, Crystal? Dlaczego odwzajemniłaś pieszczotę? I dlaczego ci się to podobało? Dlaczego wplotłaś palce w jego włosy i przyciągnęłaś bliżej, przyciskając się do niego cały ciałem?

Po krótkiej chwili oderwał się od moich ust, jednak nie odsunął. Czułam jego gorący oddech na szyi, gdy otarł się zarośniętym policzkiem o mój.

Gdy bez słowa zeszliśmy do mieszkania, czułam nowy przypływ energii. Jakby zastrzyk adrenaliny.

Miałam plan. I byłam gotowa do działania jak nigdy wcześniej.

crystal fire // ashton irwin ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz