*Crystal's POV*
Przygotowania do mojego jakże misternego planu trwały. Wszystkie szczegóły nie były jeszcze ustalone – ja i Michael ciągle nad tym pracowaliśmy. Aczkolwiek ogólny zarys mojego pomysłu wyjątkowo mi się podobał.
Byłam geniuszem w każdym tego słowa znaczeniu.
Ignorowałam nawet fakt, że każdy inny mądrzejszy człowiek mógł na to wpaść, ale kogo to obchodziło?
W końcu miałam zacząć robić coś. Tym razem to nie było błądzenie w ciemnościach. Mój punkt widzenia na całą sprawę się zmienił, miałam zdecydowanie więcej informacji, więcej faktów. Oraz więcej możliwości.
Od spotkania z Tessą minęło kilka tygodni. Sześć, dokładniej mówiąc. Był to czas, który przeznaczyłam na jakże głębokie przemyślenia nad ludzką głupotą. Wiedziałam, że jest to choroba, która jest rozprzestrzeniona na całym świecie, ale jej efekty nigdy nie dotarły do mnie osobiście w takim stopniu. Było to wręcz skurwysyństwo na poziomie zaawansowanym.
Wiedziałam, że ludzie dzielą się na tych dobrych i tych złych. W świetle prawa byłam w grupie złych, jednak moje sumienie wiedziało, że wszystko, czego dopuściłam się od fałszywej śmierci Tessy, było robione w dobrej sprawie. No, częściowo dobrej. Każdy robi to, co musi, prawda? Dla spokoju własnego ducha, nie czyichś zachcianek.
Wywróciłam oczami, gdy okazało się, że drzwi do mieszkania są otwarte. Michael naprawdę musiał nauczyć się pewnych rzeczy. Weszłam do środka i ściągnęłam kurtkę, wołając go. Nikt mi jednak nie odpowiedział.
Moja pierwsza myśl: jest w piwnicy w swoim komputerowym zaciszu.
Postanowiłam do niego zadzwonić, chcąc się upewnić.
- Crystal – powiedział od razu. – Jestem na dole. Chodź tu jak najszybciej.
Nie zdążyłam wypowiedzieć ani jednego słowa, bo się rozłączył. To było u niego tak bardzo typowe.
Nigdzie mi się nie spieszyło. Dopiero co wróciłam, byłam głodna i zbyt leniwa, bo dopiero co wchodziłam po tych schodach. Stan naszego dawnego mieszkania bardzo się polepszył od chwili, gdy tu wróciliśmy. Krótki korytarzyk prowadzący do malutkiej kuchni nie był zagracony, a powietrze nie było zatęchłe i pełne kurzu. Było po dziewiątej wieczorem, za oknami słońce już zaszło. W kuchni nalałam sobie soku i zrobiłam sobie kanapkę. Z kubkiem i talerzem w rękach zapaliłam światło w salonie i gwałtownie się zatrzymałam.
Na kanapie naprzeciw mnie siedział Daniel.
Rozwalił się tak, jakby był we własnym domu. Nie spuszczał ze mnie tego swojego przeszywającego spojrzenia, a na jego ustach tkwił nieruchomo uśmieszek, od którego mnie zemdliło. W sumie to zemdliło mnie na widok jego całokształtu.
Fuj.
- Co ty tu robisz? – spytałam, próbując zachować spokój. Odłożyłam kolację na starą ladę oddzielającą kuchnię od pokoju i skrzyżowałam ręce, opierając się ramieniem o ścianę.
- Cześć, Crystal – odpowiedział przesadnie słodkim głosem. – Chciałem cię po prostu zobaczyć.
Niech ktoś tu przyjdzie i mnie trzyma, proszę.
- Uroczo – skomentowałam z sarkazmem. – To teraz możesz wyjść.
- Ach, skarbie.
Spięłam każdy możliwy mięsień mojego ciała, widząc, jak podniósł się z kanapy. Nie chciałam przebywać ani chwili dłużej w jego towarzystwie. Uniosłam odważnie głowę, gdy powoli zaczął przechadzać się po niewielkim salonie. Uważnie obserwowałam każdy jego ruch, gdy przesuwał palcami po oparciu fotela czy szafce ze starymi książkami. To, co od niego dało się wyczuć, było.. Złe.
Czułam niebezpieczeństwo.
Stanął dwa kroki przede mną i uśmiechnął się kpiąco.
- Słyszałem, że miałaś w miarę bliski kontakt z ludźmi Camerona.
- Cóż, to zdecydowanie nie jest twoja sprawa. – Czego on chciał?
Zaśmiał się, patrząc przez chwilę na swoje stopy.
- To zdecydowanie jest moja sprawa.
Zanim się zorientowałam, leżałam na ziemi, powalona jednym mocnym uderzeniem. Czułam adrenalinę i iskierkę strachu, gdy złapał mnie za koszulkę i podniósł, przyciągając do swojej twarzy. Ciepły oddech, pachnący miętą, uderzył we mnie jak piorun.
Nie wierzyłam w to, co się działo.
- Moja sprawa. Bo widzisz, Crystal. Przez cały ten czas byłaś tak głupia, że nie zauważyłaś, że miałaś szpiega Camerona w swoim łóżku. I to dosłownie.
Oprócz chęci wtarcia piekącej twarzy z jego śliny, siła, z jaką dotarły do mnie jego słowa, była oszałamiająca.
Przez cały ten czas Cameron wiedział co robię. Znał każdy mój krok. I to przez niego? Przez Daniela? Boże, Crystal, jak mogłaś być tak niesamowicie głupiutka? Nie miałam jednak czasu na rozmyślanie nad tym, gdyż dostałam po raz kolejny. Uderzyłam ciałem o ścianę i upadłam na podłogę. Czułam ciężar na płucach i straciłam jakąkolwiek wolę walki.
Starałam się jakoś złapać go za ręce, gdy wymierzał ciosy, jednak moje marne wysiłki zdały się na nic. Słyszałam jego śmiech, czułam krew na twarzy i byłam prawie pewna, że mam złamane żebro. A gdy z impetem nadepnął mi na dłoń, nie powstrzymałam się i krzyknęłam z bólu.
- Nawet nie masz pojęcia, jakąś radość daje mi patrzenie na ciebie w takim stanie – szepnął mi do ucha, złapał za włosy i uderzył moją głową o kant blatu będącego ostatnią rzeczą, którą zobaczyłam zamglonym wzrokiem.
***
co ten Daniel? i tak, to naprawdę ja. może dodam coś szybciej niż za kilka kolejnych miesięcy.
~ alex.