Rozdział 16.

1.3K 141 10
                                    


*Crystal's POV*

'Wśród licznych ofiar znalazł się również niebezpieczny przemytnik, znany pod pseudonimem Cameron. W rzeczywistości nazywał się Collin Diaz. Zginęła również część jego pracowników. Ta informacja została potwierdzona przez Departament Policji Sydney...'

W skupieniu wpatrywałam się w zdjęcia ludzi, którzy zginęli na balu Austina. Policję zdziwił fakt, jak wiele poszukiwanych osób znalazło się na tej imprezie; zainteresowali się tym, czego skutkiem były liczne przesłuchania organizatora balu charytatywnego. Z tego, co wiedziałam, minęły dopiero dwa dni, a Harvey już był otoczony prawnikami i zdecydowanie zanosiło się na to, że znajdą dowody na jego nielegalne zainteresowania. Stawiałam na to, że do jutra postawią mu zarzuty.

Wśród ofiar mignęło mi zdjęcie Tessy. Poczułam wtedy malutką iskierkę żalu; ciągle pamiętałam ją jako moją cudowną siostrę. Wiedziałam, że nigdy nie poznam powodu, dla którego stała się tym, kim się stała. W zasadzie to nawet nie chciałam go poznawać. Mój ostatni moment w jej obecności był przepełniony nienawiścią do mnie i nie żałowałam żadnego ruchu, który wykonałam tamtej nocy. No, może trochę. Ale usprawiedliwiałam się tym, że jedna zła osoba mniej na tym świecie przepełnionym złem. Zawsze coś.

Ashton powiedział mi przez telefon, że po katastrofie nawiązała z nim kontakt niezwykła osoba – Naomi. Bardzo ucieszył mnie też fakt, że gdy zorientował się, kto do niego dzwoni, od razu się rozłączył. Irwin nie chciał z nią żadnej styczności, co całkowicie rozumiałam.

Oczywiście, oprócz niecnej elity Sydney zginęło mnóstwo niewinnych osób. To była nasza malutka porażka – pomimo tego, że Michael wyprowadził wiele ludzi, to i tak wiele zostało przysypanych gruzami. Widziałam w sobie zmianę; jakiś czas temu przeszłabym obok tego obojętnie, a teraz czułam, że będzie mnie to jeszcze długo prześladować.

Nie wiedzieliśmy, kto zorganizował wybuch. Jedyne, co udało się ustalić, a co było powszechnie znanym faktem – bomba była podłożona w sypialni Austina. Człowiek, który się tym zajmował, wiedział dokładnie, w którym momencie nacisnąć przycisk. Wszyscy byli już w środku, w drzwiach zrobił się tłum, gdyż nikogo nie chcieli wypuścić – moment idealny.

Michael wszedł do mieszkania z siatką jedzenia w dłoni.

- Od kiedy palimy w mieszkaniu? – zapytał z ciekawością, zerkając ukradkiem na papierosa w mojej ręce.

- Od kiedy rozwaliłam czujniki dymu – odpowiedziałam. Chłopak spojrzał na sufit i zaśmiał się, widząc jedynie resztki urządzenia.

- Jak wolisz.

- No tak – mruknęłam. Na tym w zasadzie skończyła się nasza rozmowa. Oboje mało mówiliśmy od balu. To nie tak, że był na mnie zły. Ja na niego też nie. O co mieliśmy się wściekać? Po prostu wiedzieliśmy, że oboje potrzebujemy odrobiny czasu.

Co chwilę spoglądałam na przyjaciela krzątającego się po kuchni. Mike postanowił coś ugotować. Jeśli miałam być szczera, to gotował nieziemsko i już dawno nie miałam okazji jeść czegoś, co wyszło spod jego rąk.

Czułam ukłucia ulgi. Sądziłam, że najgorsze było za nami. Co prawda, policja ciągle miała mnie na uwadze, jeśli chodzi o poszukiwanych, ale oboje mieliśmy okazję zasmakować czegoś nowego – normalnego życia. No, w miarę normalnego. Miałam nadzieję, że chłopak będzie w pełni szczęśliwy, bo zasługiwał na to po tych wszystkich latach.

Głos Clifforda wyrwał mnie z zamyślenia.

- Czemu się tak gapisz? Mam coś na twarzy?

Zamrugałam kilka razy i uśmiechnęłam się do niego.

- Zasadniczo masz głupią twarz.

Michael skrzywił się zabawnie. Ciepło rozlało się po moim wnętrzu.

- Pomóc ci w czymś, Mike? – rzuciłam, wstając z kanapy i idąc w jego stronę .

***

Następnego dnia mieliśmy odwiedzić szpital. Calum i Luke już u nas byli; Hemmings był konkretnie poobijany – jego śliczną buźkę zdobiły siniaki, które przypominały mi o moich ranach po zetknięciu z Danielem. Był to też temat do żartów, jednak zdenerwowanie Luke'a szybko mijało.

Naszym celem było odebranie Ashtona. Strzał Tessy był celny. Irwin oberwał dwiema kulkami – w ramię i w lewy bok. Na szczęście szybko dostał pomoc medyczną, co pozwoliło mu przeżyć.

Byłam nerwowa, myśląc o tym. Nikomu nie chciałam się do tego przyznać, ale się o niego martwiłam. Chociaż wydawało mi się, że każdy i tak o tym wie, to cieszyłam się, że ani razu nie padło to na głos. Myślałam, że przetrzymają go dłużej, aczkolwiek lekarzom bardzo mało czasu zajęła pomoc mu. Większość ostatnich trzech dni spędził na rozmowach z policją, co bardzo mnie denerwowało, ale nic nie mogłam na to poradzić. Był przesłuchiwany; gliniarzy zastanawiało, dlaczego przebrał się za ochroniarza (dostali spis wszystkich pracowników Austina). W końcu jednak udało mu się ich przekonać, że nie ma nic wspólnego z mafią czy innymi czarnymi charakterami.

Staliśmy na parkingu i czekaliśmy, aż Calum, jako jedyny normalnie wyglądający, pomoże wyjść osłabionemu z budynku szpitala. Jako że zaparkowaliśmy blisko głównego wyjścia, przez szklane drzwi widzieliśmy, jak Ashton podpisuje coś w recepcji. Jednak zanim wyszła oczekiwana przez nas dwójka, w korytarzu pojawił się jeszcze jeden mężczyzna. Wydał mi się znajomy, a gdy wyszedł przełknęłam ciężko ślinę i szybko się odwróciłam. Palce, którymi trzymałam papierosa, ścisnęłam na używce. Błagałam w myślach, żeby mnie nie poznał, żeby nie przechodził obok, jednak szczęście akurat teraz mnie opuściło.

Matty Goodheart, ubrany w codziennie ubrania zamiast munduru, zatrzymał się metr ode mnie i na mnie spojrzał. Złapaliśmy kontakt wzrokowy; przeklinałam fakt, że na niego spojrzałam, gdy wszystkie latarnie wokół mnie z łatwością oświetlały moją twarz. Już myślałam, że gdy mnie rozpozna, to się na mnie rzuci i zakuje w kajdanki – to było całkiem możliwe.

Wyobraźcie sobie mój szok, gdy ze śmiertelną powagą na twarzy powiedział:

- Dzięki, młoda. Masz szczęście, że jestem po służbie, ale i tak radziłbym ci jak najszybciej się stąd zmyć.

I poszedł.

Odprowadziłam go szeroko rozwartymi oczami, nie wierząc w to, co właśnie miało miejsce. On tak na serio?

- Co to, do cholery, było? – zapytał Mike stojący po drugiej stronie auta.

- To, mój drogi – zaczęłam w momencie, gdy Ashton i Calum znaleźli się obok samochodu – była siła starej znajomości i wiedzy, jak ją wykorzystać.

***

Ashton był niesamowicie blady, dopóki nie zjadł kurczaka, którego przygotował Michael na kolację. Wtedy na jego policzkach pojawiły się rumieńce; do tej pory narzekał na szpitalne jedzenie. To był bardzo miły widok, patrzeć, jak wracają mu kolory i powolutku nabiera życia. Co prawda, odzyskanie pełni sił miało mu zająć jeszcze sporo czasu, ponieważ stracił dużo krwi, ale wiedziałam, że jest na dobrej drodze.

Ten wieczór spędziliśmy wszyscy razem, rozluźniając się po raz pierwszy od bardzo długiego czasu. Chociaż ciągle musieliśmy uważać, to wiedzieliśmy, że czeka na nas coś dobrego. Cieszyłam się, widząc, jak wszyscy raz po raz wybuchają śmiechem i głośno rozmawiają. A gdy Michael rzucił w Caluma jedzeniem – wtedy dopiero zaczęła się na nowo pisana historia.


a/n: pozdrawiam i zapraszam na epilog już niedługo! 

crystal fire // ashton irwin ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz