TRZY MIESIĄCE PÓŹNIEJ
*Crystal's POV*
Za oknami samochodu było już ciemno, gdy razem z Ashtonem jechaliśmy do Luke'a i Caluma. Był to nasz tak zwany alko-piątek. Całe szczęście – Ashton zaofiarował się jechać samochodem. Cóż, może nie do końca zaofiarował; brał antybiotyk, ponieważ biedaczek złapał grypę. Dziwiłam się, bo przecież facet, gdy jest chory, to praktycznie umiera, a on postanowił spotkać się z resztą.
Co prawda, byłam zmęczona i wolałabym zostać w domu z Irwinem (który na razie nie miał w planach wyścigów), na kanapie, z jakimś dobrym filmem. Ale – uwaga! – Michael miał po raz pierwszy przyprowadzić swoją dziewczynę.
Tak, dobrze myślicie. Mój najdroższy Michael Clifford poznał kogoś i był naprawdę zakochany. Niestety, nie poznałam jeszcze jego wybranki, więc nie mogłam stwierdzić, czy jest warta jego cudownego serca, ale cieszyłam się, że nie jest sam.
Mike na początku również nie akceptował mojego związku z Ashtonem (w rzeczywistości sama go nie akceptuję i nie rozumiem, jak wytrzymuję z tym kretynem). Ale jakoś tak minął miesiąc, podczas którego spotykał się z tajemniczą dziewczyną, więc w końcu się z tym pogodził.
Dobrze, że chociaż on, bo któreś z nas ostatecznie musiało to zrobić.
Właśnie kłóciłam się z Ashtonem na temat naszego wspólnego mieszkania (kolejny wielki krok, na który chyba nie byłam gotowa), gdy rozdzwonił się mój telefon. Wyszukałam go w torbie; nieznany numer.
- Słucham? – odebrałam, machając na Ashtona dłonią, żeby się zamknął.
- Witaj, Crystal.
Głos był męski i nieznajomy. Zmarszczyłam brwi, myśląc, kto mógł do mnie dzwonić, i w jakiej sprawie.
- Kto mówi?
- To nie jest ważne – odpowiedział mężczyzna; w tym momencie poczułam niepokój. – Chciałem tylko spytać, czy byłaś na tyle głupia, żeby uwierzyć, że na Cameronie się skończy?
Zamarłam.
Od miesięcy nie słyszałam tego imienia, z czasem rozmyło się w mojej pamięci. Nie zapomniałam, po prostu o tym nie myślałam i ruszyłam dalej. Jednak ten telefon dał mi do zrozumienia, że coś się święci.
- Kto mówi? – powtórzyłam ostrzejszym tonem. Spojrzałam na Ashtona, który wyraźnie spoważniał.
- Och, Crystal – westchnął mój rozmówca. – Cameron był jedynie graczem. W zasadzie to jednym z lepszych graczy, ale poza nim wszystko jest o wiele większe, niż ci się wydaje.
- Tak myślisz? – mruknęłam, rozglądając się niespokojnie. Nie wiedziałam, co mam zrobić: ciągnąć rozmowę czy się rozłączyć. Druga opcja wydawała się logiczniejsza, jednak nie potrafiłam odsunąć telefonu od ucha.
- Dokładnie tak myślę – potwierdził. – Roznieciliście ogień.
Staliśmy właśnie na skrzyżowaniu i czekaliśmy na zielone światło. W momencie, gdy głos wypowiadał swoje ostatnie słowa, facet w skórzanej kurtce, stojący pod sklepem obok, odwrócił się i odsunął telefon, rozłączył się i uśmiechnął do mnie. Bez ruchu wpatrywałam się w niego, gdy spore czarne auto uderzyło w tył samochodu Ashtona.
- Co, do kurwy? – warknął Irwin, odwracając się ze złością do tyłu. Auto powtórzyło swój ruch, wypychając nas na środek skrzyżowania.
To było złe.
Spojrzałam na Ashtona, a za nim dostrzegłam światła pędzącej ciężarówki, która nie zamierzała się zatrzymać. Krzyknęłam jego imię, lecz było już za późno. Chłopak spojrzał na mnie, a wtedy oboje poczuliśmy mocne uderzenie. Siła, z jaką nas odrzuciło w bok, zaparła mi dech w piersiach. Miałam zaciśnięte oczy, czułam dłoń Ashtona mocno ściskającą moją, słyszałam przeraźliwy krzyk w uszach.
Mój krzyk.
Nie wiedziałam, ile razy się okręciliśmy, ale ostatecznie skończyliśmy do góry nogami. Minęła chwila, zanim się odważyłam otworzyć oczy. Bolała mnie głowa, więc nawet nie rozwarłam ich do końca.
Ashton nie ściskał już mojej ręki, to ja ściskałam jego. Z trudem odwróciłam się w jego stronę; wisiał nieprzytomnie, przypięty pasami do fotela tak, jak ja. Miał zamknięte oczy, a z jego skroni leciała krew.
- Ashton – szepnęłam zachrypniętym głosem. Chciałam coś zrobić; spróbowałam odpiąć pasy, lecz najwyraźniej się zacięły. Uniosłam rękę, pogłaskałam go po policzku, gorączkowo szepcząc jego imię, lecz to nic nie dało. Czułam łzy. Zignorowałam ból w klatce piersiowej i w nodze.
Czekałam.
Nie wiem, jak długo czekałam; czułam, że moje powieki robią się coraz cięższe, jednak nie pozwoliłam sobie na zamknięcie ich, dopóki nie usłyszałam karetki. Gdy jeden ratownik pojawił się z mojej strony, pokiwałam tylko słabo głową.
- Najpierw on – szepnęłam i straciłam przytomność, a ból odszedł w zapomnienie.
DZIĘKUJĘ!
- alex {hazashton}.