*Crystal’s POV*
- Crystal.
Gwałtownie otworzyłam oczy i usiadłam prosto na łóżku, tym samym sprawiając, że zaskoczony Michael zsunął się na ziemię z głośnym hukiem. Normalnie zaczęłabym się z niego nabijać, jednak teraz ani mi, ani jemu nie było do śmiechu. Próbowałam nabrać oddechu, ale coś jakby mi nie pozwalało. Ręce mi się trzęsły i czułam pot spływający po moich plecach. Dusiłam się, mój umysł brutalnie próbował mnie wykończyć, wywołując atak paniki, nad którym nie byłam w stanie zapanować.
- Crystal, do cholery! Spójrz na mnie!
Próbowałam skupić rozbiegany wzrok na Michaelu. Chłopak trzymał moją twarz w dłoniach, a w jego oczach widziałam strach. Mój przyjaciel się o mnie bał, tak jak każdego dnia przez dwa poprzednie lata.
- Mike – wydyszałam z trudem, mój głos brzmiał jak po przebiegnięciu maratonu.
Blondyn mocno objął mnie ramionami, przyciągając do siebie. Zacisnęłam dłonie na jego koszulce, próbowałam opanować ich drżenie, próbowałam się uspokoić.
- To tylko sen, tylko sen – powtarzał cicho do mojego ucha, pocierając kojąco moje plecy i bujając mną lekko, jak dzieckiem. – To tylko sen.
- Dobrze wiesz, że to nie był tylko sen – odparłam po chwili, gdy zaczęłam się powoli uspokajać.
- Dzisiaj to był tylko sen – zaprzeczył, nie przerywając uspokajania mnie.
- Co ja bym bez ciebie zrobiła – mruknęłam z wdzięcznością w jego ramię.
Michael zaśmiał się lekko na moje słowa.
- Zdecydowanie byś sobie nie poradziła – stwierdził radośnie; odsunął mnie, ciągle trzymając za ramiona i przyglądając mi się z troską. – Lepiej?
Pokiwałam niemrawo głową. Clifford był przyzwyczajony do moich ataków – w ciągu dwóch lat nauczył się, jak mnie uspokoić. Zawsze był przy mnie i nie miałam pojęcia, jak mu się za to odwdzięczę. Dwa cholerne lata, a on ciągle trwa przy moim boku. Nasza więź zdecydowanie zrobiła się silniejsza po śmierci mojej siostry. Kiedyś byliśmy normalnymi dzieciakami, które lubiły się zabawić w trochę nielegalny sposób, a teraz proszę, oto jesteśmy, opuszczeni przez rodziny, z bogatymi kartotekami policyjnymi, znani w przestępczym świecie Sydney. Ale on wie, że poszłabym za nim w ogień.
- To dobrze – powiedział. Ujął moje dłonie i zaczął bawić się moimi palcami, jak zawsze, gdy był zdenerwowany. – Znowu krzyczałaś – mruknął pod nosem, na co westchnęłam.
- Przepraszam – szepnęłam, ściskając jego dłoń. Chłopak uśmiechnął się do mnie słodko i energicznie wstał.
- Okej! – krzyknął; podszedł do mojej szafy i zaczął w niej grzebać, chociaż wiedział, że działa mi to na nerwy. – Czeka nas pracowity dzień, moja droga, więc rusz ten swój tyłek, bo już południe.
Jęknęłam z niezadowoleniem i zwlekłam się z łóżka. Ciągle czułam jakiś ciężar na płucach, ale przynajmniej mogłam oddychać i nie obawiałam się, że padnę na twarz. Podeszłam do Michaela i ze złością pstryknęłam go w ucho. Odsunął się gwałtownie, rzucając mi zirytowane spojrzenie.
- Won od mojej szafy, Clifford – powiedziałam, uśmiechając się do niego, na co on wywrócił oczami i odwrócił się, żeby wyjść z mojego pokoju.
- Ruszaj się! – zawołał na odchodnym, uderzając rozpostartą dłonią w ścianę obok drzwi. Gdy zniknął z mojego pola widzenia, zwróciłam się do szafy z cichym westchnieniem. Porwałam czarne rurki i jakąś koszulkę, czyli tak bardzo typowy dla mnie strój, i ruszyłam w stronę łazienki. Ogarnęłam się w ekspresowym tempie i byłam prawie pewna, że to przez ten dzisiejszy atak moje ciało było takie pobudzone. Weszłam do kuchni ze szczoteczką w buzi i zobaczyłam siedzącego na blacie Michaela.
- Co najpierw? – wymamrotałam niewyraźnie, podstawiając sobie rękę pod usta. Clifford zaśmiał się na mój widok.
- Spożywczy – stwierdził z teatralnym westchnieniem, otwierając lodówkę. – Bo nic nie ma.
Pognałam do łazienki wypłukać zęby. Gdy wróciłam, blondyn opierał się o blat z założonymi rękami.
- Nic nie ma, bo wszystko zjadłeś – powiedziałam zgryźliwie.
- Aleś ty zabawna – sarknął, wzbudzając tym mój śmiech.
- Jak zwykle – uśmiechnęłam się do niego czarująco, na co tylko pokręcił ze zrezygnowaniem głową. – Chodź! – pociągnęłam go za rękę w stronę wyjścia z mieszkania. Wsunęłam na nogi czarne trampki i ze zniecierpliwieniem patrzyłam, jak Michael zakłada masywne buty. Gdy w końcu się wyprostował, zawrócił do swojego pokoju po portfel, zabrał z szafki kluczyki do samochodu i po chwili staliśmy już przed windą.
***
- Kurwa – sapnął Michael, rzucając torby na kanapę. – Nigdy więcej nie wchodzę z tobą do sklepów z ubraniami – warknął, poprawiając włosy, po czym opadł na fotel i przymknął oczy.
- Nie marudź – wzięłam torby, które były moje i ruszyłam do mojej sypialni. – Sam z tego skorzystałeś!
Chłopak jedynie burknął coś niewyraźnie. Była czwarta popołudniu. Wróciłam się do salonu i wzięłam siatki z jedzeniem, żeby je rozpakować.
- Jakie plany na dzisiaj? – zawołałam z kuchni. Miałam nadzieję, że znowu będziemy śledzić jakiegoś gnojka mogącego doprowadzić nas bliżej swojego szefa, do którego próbuję dotrzeć już od dawna.
- Nie mam pojęcia – Michael wszedł do kuchni, żeby mi pomóc. Oparłam dłonie na wysepce na środku i wbiłam w niego zdziwione spojrzenie.
- Jak to? – zapytałam. – Przecież powiedziałeś, że mamy pracowity dzień.
- Zakupy z tobą zajmują prawie cały dzień – stwierdził. Chwyciłam pomidora z siatki przede mną i rzuciłam w chłopaka. Trafiłam idealnie w głowę. Brawo, Crystal!
- Co do cholery?! – jęknął, łapiąc się za tył głowy i patrząc na mnie ze złością. Wzruszyłam niewinnie ramionami. – Nic nowego, Crystal – mruknął, wracając do rozkładania produktów. Westchnęłam z bezradnością, a wtedy do moich uszu doszedł dźwięk przychodzącej wiadomości. Telefon znalazłam w salonie. Odblokowałam ekran i odczytałam smsa od dobrze znanego mi nazwiska, a na moje usta wpłynął zadowolony uśmieszek. Odpisałam i wróciłam do kuchni, ciągle wpatrując się w komórkę.
- Wychodzimy wieczorem – powiedziałam do przyjaciela.
- Co? Gdzie? – rzucił z ciekawością. Podniosłam na niego wzrok i uśmiechnęłam się szeroko.
- Idziemy na wyścigi, Mike.
a/n: tak bardzo żal mi tego rozdziału tbh