29. I po co mi to było?

341 27 2
                                    


Rozdział jest nie sprawdzony, więc mogą być błędy. ( czytaj na pewno są)


POV Harry

Jadę właśnie do domu Louisa, spakować jego rzeczy. Mój chłopiec musiał zostać jeszcze w szpitalu, to dobrze, bo mogę wziąć parę jego rzeczy bez lamentowania.  Ukradłem jego klucze ze szpital, mam nadzieję, że jeszcze nie zauważył.

Zadzwonię jeszcze do mamy, by zawiadomić ją o naszym niespodziewanym gościu.  Mam nadzieję, że mój chłopak będzie mógł spać ze mną w jednym pokoju. Wybierając numer mojej mamy, wszedłem do pokoju Lou i zacząłem szukać walizki lub jakiegoś plecaka. 

-  Halo? - usłyszałem głos Luny.

- Hejjjjjjjj mamo! - haha trochę boję się jej reakcji. Wdech i wydech Harry, jesteś przyszłym alfą stada, a boisz się swojej matki. - Więc.... Loutrafiłdoszpitalawięcchcęgozabraćdonasdodomubobojęsięzostawićgosamego

- Synu, nic nie zrozumiałam, zwolnij trochę. - kobieto... nie karz mi się powtarzać. 

-Więc... Louis, ten o którym ci opowiadałem, moja przyszła omega jest w szpitalu. Martwię się o niego, bo mieszka sam, więc czy może zostać z nami na jakiś czas? - zgódź się, zgódź się, zgódź się, zgódź się...

- Oczywiście, że tak! Jeju biedny, wszystko z nim w porządku? - zmartwiła się. Nigdy, bym się nie spodziewał takiej reakcji. Dobrze wiedzieć, że nie podziela opinii starego. Nie mam z nim najlepszych relacji.  

- Wszystko jest już w porządku. Przyjadę z Lou za jakieś parę godzin. Pakuję właśnie jego rzeczy i muszę jeszcze podjechać do sklepu, potrzebujesz czegoś? 

- Nie synku, będę na was czekać z kolacją, więc nie jedzcie nic na mieście. - rozłączyła się. Kolacja z Lou i z rodzicami. Chyba nie najlepszy pomysł. Nic już teraz nie zrobię, muszę pogodzić się z tym tragicznym losem. 

Otworzyłem szafę Lou i wziąłem parę jego bluz, spodni, koszulek i bieliznę. Ruszyłem do łazienki, by spakować jego szczoteczkę do zębów. 

Teraz muszę tylko odwiedzić sklep i kupić zmienne opatrunki, wodę utlenioną i bandaże. Może kupię nam jakieś napoje? To dobry pomysł. Jeśli któryś z nas obudzi się w nocy, nie będzie musiał iść do kuchni, narażając się na spotkanie mojego ojca.

Wyszedłem z domu Louisa i ruszyłem w drogę do sklepu.

POV Louis

I po  co mi  to było? Mogłem nie dzwonić po pomoc, ale... mam mętlik w głowie. Nie chcę umierać, jednak nie potrafię żyć. Nie widzę swojej przyszłości. 

Nie chcę zostawiać Harrego, jak widzę, że się stara. Ja też powinienem spróbować. Każda próba zawsze kończyła się niepowodzeniem, ale może teraz będzie inaczej? Nadzieja matką głupich. 

Hazz musiał coś załatwić. Mam nadzieję, że za chwilę przyjedzie, nudzi mi się. Poza tym śmierdzi tu jak w typowym szpitalu. Jedzenie tutaj jest chyba jakieś znalezione na ulicy, kto normalny lubi to jeść. 

time skip~~

Siedziałem se w szpitalnym łożu gapiąc się w sufit, gdy do mojej sali wszedł zielonooki. W końcu coś na co miło popatrzeć. Uśmiechnąłem się do niego, chłopak odwzajemnił mój czyn, dając mi szansę, by zobaczyć, jak w jego policzkach formują się dołeczki.

- Wstawaj, dali mi wypis, musisz go podpisać i możemy wracać do  domu. - nigdy nie przypuszczałem, że jedno zdanie sprawi, że będę tak szczęśliwy. 

Bez słowa wstałem z łóżka i ruszyłem do łazienki przeprać się z szpitalnych ciuchów w coś bardziej wygodnego. 

Ciekawe, czy  mój wujek już wie o całej sytuacji. Wydaje mi się, że nikt go nie powiadomił, pewnie uznali, że Harry to zrobi. Może i lepiej, nie chcę sprawić problemów, wystarczy, że musieli się mną zająć po  śmierci rodziców. 

Kible w szpitalu są równie obrzydliwe jak jedzenie. Ludzie mogli, by pomyśleć, że w szpitalu wszystko jest piękne i odkażone, prawda jest taka, że wyglądają, jakby ich nikt nigdy nie czyścił.  

Wyszedłem z tego okropnego miejsca, ubrany w moje ulubione dresy. Razem z Harrym ruszyliśmy do recepcji, gdzie podpisałem wszystkie papiery oraz dostałem swoje ubrania z dnia samobójstwa.  Wyrzucę je przy najbliższym śmietniku, nie chcę ich widzieć już nigdy w życiu.

Wsiadłem do auta, na miejscu pasażera oczywiście. Z tyłu znajduje się... mój plecak? Co?

- Harry co tu robią moje rzeczy?- spytałem kierowcę.

- Spakowałem twoje rzeczy, jedziemy do mnie. - o nie. Nie mam nawet, jak uciec. Nie chcę poznać jeszcze jego ojca. Mam złe przeczucie. 

Droga mijała nam w ciszy, jedyne co było słychać, to odgłosy głośnej ulicy. Pobyt w szpitalu mnie zmęczył, niby leżałem głównie w łóżku, jednak wciąż robili mi kilka badań.

Dojechaliśmy na miejsce. Weszliśmy do środka, ładnie tu mają. 

- Mamo jesteśmy! - krzyknął mój alfa, a stres ogarnął moje ciało. To będzie długi tydzień...


--------------------------------

Zaczynam żałować, że poszłam na biol.-chem. Rozszerzona biologia i chemia to nie to XD


BUT DADDY I LOVE HIM! ~ Larry i Ziam (Wolno pisane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz