Rozdział 14. Złe porządnie

129 9 7
                                    

- Wylie. - Na jego słowa zastygam w miejscu. Jestem tyłem do niego. Myślę czy zignorować jego i pójść na górę się przebrać, czy odwrocić się i dobrze skłamać. Biorę głęboki wdech, zamykam oczy i odwracam się na pięcie. Nie będę tchórzem, nie przed nim. Podnoszę głowę do góry i opieram dłoń na biodro. - Dlaczego masz mokrą koszulkę?

- Gadałam z ogrodnikiem i przez przypadek oblał mnie wodą. - Chichoczę i spuszczam wzrok na mokrą tkaninę. Teraz zauważam że czarny biustonosz prześwituję przez białą, mokrą koszulkę.

- Dlaczego z nim gadałaś? - Marszczy brwi i robi krok w moją stronę. Kurdę, muszę coś wymyślić że Gavin nie miał przechlapane, a najgorsze co może zrobić to go zwolnić, a wtedy to będzie moja wina.

- Skończyłam zajęcia to co mam robić? Ciebie nie było to z kim mam pogadać? - Macham dłonią i próbuje brzmieć jakby to była jego i wyłącznie wina.

- Ty ze mną w ogóle nie gadasz. - Prycha i krzyżuje ręce na piersi.

- Teraz z tobą gadam. - Podnoszę brew i przyjmuję jego pozycję. Mężczyzna próbuje powstrzymać rozbawienie z całej sytuacji.

- Dobra, już zmieniając temat. Dasz radę zrobić w trzy dni szkice garniturów? - Przez chwilę nie wiem o co mu chodzi ale po sekundzie przypominam wczorajszą rozmowę, gdy byliśmy podpici.

- Tak, tylko muszę mieć coś czym to zrobie. - Zarzucam włosy za siebie.

- To już mniejszy problem. Gadałem z moją znajomą projektantką i modelką, powiedziała że jak zobaczy twoje pracę to będzie mogła ci pomóc.

- No to dobrze, zrobię. - Kiwam głową i stajemy jeszcze w ciszy. - Idę się przebrać, co mam założyć?

- Co chcesz, po obiedzie jedziemy na chwilę do biura. - W tym samym momencie do salonu wchodzi kucharka. Ta sama co robiła mi dziś śniadanie.

- Dobrze że widzę państwo. Obiad gotowy. Już miałam wołać panienkę. - Mówi spokojnym tonem. Mój wzrok spada raz na nią, a raz na niego.

- To pójdę się przebrać po obiedzie bo jeszcze się ubrudzę gorzej. - Wzruszam ramionami. Obchodzę Turnera i kieruję się do kuchni.

***

Jedziemy samochodem do biura. Zostało nam jakieś pół godziny. Prostuję się na miejscu pasażera i poprawiam dosyć duży dekolt. Postanowiłam założyć dosyć obcisłą, czerwoną sukienkę przed kolano i myślałam że biustonosz podnoszący biust będzie idealny, a na ramiona marynarka. W dziesięć minut umalowałam się i zrobiłam włosy. Turner co chwilę mówił mi że mam wyglądać, gdyż będą tam jego współpracownicy. Pomyślałam że ładnie będzie wyglądać naszyjnik od niego i pierścionek, który muszę nosić gdy gdzieś wychodzimy. Mężczyzna po zmianie biegów kładzie dłoń na moje nagie udo i bardzo delikatnie naciska. Spuszczam wzrok na nogę, a potem na niego.

- Coraz lepiej wyglądasz, ta sukienka cudownie na tobie wygląda. - Przerywa spokojną ciszę, która trwała od dwóch godzin.

- Połóż dłoń na kierownicy. - Mówię oschłym tonem. Nie reaguję. Odwracam wzrok do okna i kładę nogę na nogę żeby zmusić go do zabrania. Słyszę jak wzdycha i zmienia bieg.

- Wylie.

- Mogę w następnym tygodniu jechać do mamy? Na dwa dni. - Mówię szybko żeby on nie zaczął tej głupiej gadki.

- Tak, powiedz kiedy, a ja załatwię ci transport. - I to właśnie chciałam usłyszeć.

Do końca drogi nie odzywaliśmy się. Poczułam trochę smutku że jestem w swoim mieście, tam gdzie moja kochana mama i szalona Lauren. Turner wjeżdża za budynek, parking dla pracowników i wyłącza silnik. Wychodzę poprawiając się. Zakładam okulary i idę do niego. Na nogach drobne czarne szpilki. Napewno nie wyglądam na swój wiek. Dałabym jakieś dziesięć lat więcej. Podchodzę do Alexa, który łapię mnie z talie jak w umowę. Całuje mnie w skroń i wchodzimy do środka. Wita się z każdym. Sprzątaczki, recepcjonistki czy nawet jakieś kelnerki. Stajemy przed windą i gdy tylko drzwi się otwierają puszcza mnie przodem. Mówię ciche "dzięki" i wchodzimy. Gdy tylko metalowe drzwi mają się zamknąć miedzy szparę dłoń wkłada... znana mi twarz.

Wylie // A.Turner Cz.1 ✔️ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz