Rozdział 8. Zmiany na...

171 8 2
                                    

Wszystko co miałam do załatwienia, załatwiłam, a przy wszystkim towarzyszyła mi przyjaciółka gdyż mało co kojarzę gdzie co jest, za dużo mnie na mieście nie ma jedynie kojarzę bar w którym pracowałam. 

Wchodzę do domu i biorę głęboki wdech, zostały mi cztery godziny do spakowania się i wepchnięciu mamie żałosnego kłamstwa. Jeszcze pamiętając zdejmuje pierścionek i chowam do kieszeni, nie mam ochoty na te akurat pytania. 

Zdejmuje buty i wchodzę do salonu gdzie znajduje się kobieta. Siadam obok niej, odwracam wzrok i czekam kiedy ona zrobi to samo. Działa.

- Gdzie byłaś? Jeszcze tak ładnie ubrana? - Pyta marszcząc brwi. Czuje jak łzy cisną się do oczu.

- Dostałam nową prace. - Przerwa, czuję jakby ktoś wbijał mi noż w serce. Kobieta podnosi się i siada wyprostowana. - Tylko że jest poza Londynem i muszę tam zamieszkać, nie sama bo z Lauren ale już dziś muszę się spakować.

- Poczekaj. - Rozstawia dłonie przed siebie i zamyka na chwile oczy jakby musiała to poukładać. - Czy ty właśnie oznajmiłaś że przeprowadzasz się jeszcze dziś?! Wylie ale...

- Będę ci wysyłać połowę moich zarobków i przyjadę kiedy tylko chcesz. - Łapie ją za dłonie i patrzę prosto w oczy. - Muszę, nie mam innego wyjścia. Też mi jest ciężko ale damy radę jesteśmy silne.

- Chyba i tak cię nie zatrzymam. - Wzdycha. - Za dużo dla mnie robisz, myślałam że nigdy do tego nie dojdzie ale jesteś już dorosła i nie chce byś miała taki sam los co ja. -Czuje jak mocniej ściska moje ręce. - To co teraz będziesz robić.

- Asystentka w jakimś biurze, jutro dokładnie się dowiem. 

- Rozumiem. - Rodzicielka kiwa głową i wyciera spływającą łzę.- Tylko żeby cię jakiś facet nie wykorzystał.

- Nigdy, spokojnie mamo. - Prycham i odwracam wzrok.

- A może ty kogoś poznałaś? Powiedz Wylie, przecież nie będę zła. 

- Nie, nie mam teraz w głowię związków. - Zerkam na rękę z zegarkiem. - Idę się pakować bo o dwudziestej drugiej będzie Lauren. - Uśmiecham się i kieruję do swojego pokoju.

***

Obejmuje mamę, próbując kontrolować łzy, które coraz szybciej spływają po mojej twarzy. Kocham ją bardzo mocno ale dalej tak nie możemy żyć, musze. Jeśli chociaż bym wiedziała kto jest ojcem, może by on pomógł ale zbyt wielkie nerwy dla mamy.

Dostaje wiadomość, jest już. Powoli odrywam się od niej, całuje w policzek.

- Jeśli tylko będziesz mieć wolne to przyjeżdżaj, dzwoń codziennie i pamiętaj że dam radę, a i uważaj na siebie. 

- Ty też i dzwoń jakby coś się działo, narazie. - Macham i wychodzę. Jeszcze większym szokiem było to że zmieściłam się w walizkę i jedną torbę.

Wychodzę z bolku i kieruję się na parking w jego szczycie. Widzę to samo auto co wtedy gdy mnie odwoził. Gdy tylko mnie zauważa zapalają się światła, które na sekundę mnie oślepiają i wychodzi mężczyzna.

- Tylko tyle rzeczy? - Pyta, irytujące tak powiem. Nic nie odpowiadam. Podaje rzeczy i wsiadam do auta. Gdy tylko on robi to samo i odpala wybucham płaczem. Chowam twarz w dłonie i płacze jak dziecko. - To będzie dla ciebie dobre. 

- Czuje się podle że ją tak oszukałam. - Mówię przez łzy. Wyciągam chusteczkę z kieszeni i wycieram twarz.

- Spokojnie, przecież kiedy będziesz chciała się z nią widzieć będziesz mogła, a i zapomniałem powiedzieć że zera chłopaków.

- Ile się jedzie do ciebie? - Mężczyzna jest zdziwiony że tak szybko olałam jego regułę.

- Niecałe trzy godziny, jak chcesz to prześpij się. - Nic nie mówię, jedynie opadam na parcie i myśle jak to będzie.


Praktycznie trzy godziny przejechaliśmy w ciszy. On próbował mnie o coś pytać ale ja nie miałam ochoty aby odpowiadać, jeszcze jest godzina przed pierwszą. Jestem zmęczona po tych emocjach.

Wysiadam z auta. Znajdujemy się na wielkiej posesji z ogromnym budynkiem, ładnie oświetlonym. Jak mały pałac. Wlekę się za mężczyzną pisząc SMSa do mamy że jestem. 

Wchodząc do środka, bucha na mnie to  bogactwo. Wszystko nowoczesne i eleganckie. Zauważam drugie piętro, wielkie obrazy, diamentowe żyrandole... bogato w cholerę. 

- Chodź za mną, pokaże ci naszą sypialkę. - Mówi. Dalej rozglądając się idę za nim. Będą w pomieszczeniu, które ma własną łazienkę wielkościowo jest jak połączenie kuchni, salonu i mojego pokoju, a i zapomniałam o ogromnej garderobie. Przybliżam się do ogromnego łóżka. On śpi na tym sam, przecież dziesięć osób by tu się zmieściło. Marszczę brwi zauważając złożoną koszulkę i obok pudełko, a w środku iphone. - To dla ciebie na sam początek. 

Piżama z Victoria's Secret na ramiączka, różowa i najnowszy iphone. Okey, coraz ciekawie. 

Po chwili czuję jak obejmuje mnie w tali i kładzie pod brudek na moim ramieniu. Trochę dziwnie.

- Głodna jestem. - Szybko odwracam się do niego przodem, chociaż wiem że to chwilowe. - Zjemy coś.

- Kucharka zrobiła coś na kolacje, może umyjesz się, zejdziemy, a potem pobawisz się nowymi zabawkami. - Uśmiecha się, ja jedynie nerwowo odkładając pudełko. 

- To może już pójdę. - Biorąc piżamę, czuje jak mocno łapie mnie za nadgarstek i przyciąga. - Albo zabawki zostawisz do ranka. 

- Jak chcesz.

- Mam nadzieje że jesteś jeszcze w szoku bo ja chce taką Wylie jaką poznałem wtedy na bankierze. - Tłumaczy ale ja jakoś nie mam ochoty.

- Chce się iść umyć i zjeść coś. Mogę? 

- Tak, twoje nowe rzeczy są oznaczone dla ciebie. Bierzesz tabletki?

- Tak, biorę. - Puszcza mnie i kieruję się do łazienki. Zamykam drzwi przekręcając tak aby nie wszedł.

- Masz ich nie blokować bo jeśli będę chciał wejść to wejdę. 

Nic nie mówię, wzdycham i robie to co prosił. Odwracam się i widzę że mam wybór, prysznic lub wanna. Szybciej będzie to drugie. Na jednej z półek jest pudełko, różowe możliwe że moje... taaa i z moim imieniem. Otwieram i widzę różne płyny i inne głupoty. Rozbieram się i lece pod prysznic. To będzie długa noc.


Wylie // A.Turner Cz.1 ✔️ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz