Rozdział 5. Robię to dla niej, nie dla siebie

225 10 2
                                    

Poranek rozpoczęłam z wielkim zmęczeniem i obolałymi plecami od najgorszych łóżek na świcie. Szybki prysznic, makijaż mało szczególny i strój roboczy. Mam nadzieję że jakoś nie będę się rzucać w oczy jak wczoraj. 

Goście zjawili się później, a mogłam jeszcze pospać z pół godziny. Po kolei każdy dostawał posiłek do podania dla każdej osobie. 

- Ty stawiasz obok swojego. - Szepcze dziewczyna. Podnoszę wzrok, zdziwiona jestem tym określeniem "swojego". Nic nie odpowiadam i zabieram swoją tace z talerzem i sztućcami. 

W głowię jedynie próbuje zapamiętać jak ułożyć te cholerne sztućce. Gdzie łyżkę, a gdzie widelec, a i noż. Wywracam oczami i pomiędzy dwa krzesła, jakiegoś gościa i Alexa. Czuję na sobie wzrok mężczyzny ale mnie jakoś to nie rusza. W tym samym momencie czuję na nagiej nodze jego dotyk, który wędruje do góry. Wzdrygam się i szybciej wszystko układam. 

- Smacznego. - Uśmiecham się i szybkim krokiem kieruję się w stronę kuchni po następny zestaw. 

- No, no widać że mu się spodobałaś. - Komentuję. Rzucam jej szybkie wrogie spojrzenie i zabieram następną tacę. - No już przepraszam. 

- Spokojnie, pomóż mi i wcześniej skończymy to. - Mówię z wielką niechęcią. Lauren jedynynie dotyka mnie w ramie i odchodzi. 

Śniadanie i obiad przebiegł bez żadnych komplikacji. Próbowałam jak najmniej chodzić przy nim, mieć jak najmniejszy kontakt, chociaż zaraz będziemy ze sobą w jednym pokoju. Dobra, ostatni raz i dowidzenia temu popieprzonemu miejscu, nigdy więcej. 

Znajdując się na miejscu pukam w drzwi, po chwili słyszę głośne "Proszę wejść". Łapę za klamkę i wchodzę do środka zamykając za sobą drzwi. Zauważam mężczyznę stojącego przy łóżku z papierosem w ustach. 

- Hey, Wylie. - Odzywa się pierwszy wypuszczając dym. - Zgrabnie dziś wyglądałaś jak nosiłaś te tace, szkoda że raz przyszłaś do mnie.

- Po tym jak mnie dotknąłeś nie miałam wyboru. - Uśmiecham się ironicznie i rozkładam ręce. - Dobra, szybko bo zaraz zbieram się do domu. 

- Usiądź. - Na jego rozkaz wykonuje zadanie i siadam na łóżku. 

- I co teraz? - Przybliża się. Zaraz kark zacznie mnie boleć.

- Masz takie piękne, pełne usta...

- Serio?! - Przerywam mu patrząc czy serio ma to na myśli ale jednak tak. Wywracam oczami i zaczynam odpinać pasek.

- Ej uśmiechnij się, masz taki piękny uśmiech. - Bierze mój podbródek w palce i podnosi do góry. Przełyka ślinę i uśmiecham się. - Tak lepiej. 

Nic już nie mówiąc, kończę moją zaczętą czynność. Wdech i zaczynamy. Mam nadzieję że zapłaci mi za to więcej. Nigdy sobie tego nie wybaczę. 

Wychodzimy z hotelu. Czuję się taka szczęśliwa że kieruję się w stronę samochodu przyjaciółki, że za jakieś dwie godziny będziemy w domu. Położę się spać i opłacę rachunki, na reszcie trochę więcej kasy niż zwykle, niestety jak to matka by powiedziała "brudna gotówka" ale co się nie robi dla dobra.

- Wychodzimy gdzieś wieczorem? Klub? - Pyta Lauren, otwierając samochód.

- Z miłą chęcią ale najpierw się prześpię. - Śmieję się. Wolność jest cudowna. 

- Wylie. - Słyszę męski głos zza sobą. Odrazu się zatrzymuje i odwracam na pięcie. Przecież wszyscy już pojechali, czy on został dla mnie? Czuję w środku lekki niepokój. - Odwiozę cię. 

Przelizuję usta nerwowo i odwracam do przyjaciółki. Dyskretnie pokazuje mi żebym jednak z nim pojechała. Nie wiem co robić, a co jeśli mnie zamorduje? Albo zgwałci na poboczu. 

- Poczekaj chwilę. - Mówię i szybkim krokiem podchodzę do przyjaciółki. - Jeśli nie odpiszę po trzech godzinach wzywaj policję, pamiętaj że cię kocham. 

- Dobra, sama bym się skusiła jechać taką furą. - Całuje mnie w policzek i wsiada do samochodu. Idę w jego stronę, naprawdę nie wiem czy powinnam by obcy facet mnie odwoził.

- Daj, wezmę ci torbę. - Podaję mu rzeczy, a on odrazu wkłada na tylne siedzenia. - Wsiadaj. 

Jeszcze przez chwilę przyglądam się pięknemu, czarnemu porsche. Nawet nie chce znać jego ceny. Wsiadam do samochodu. Tak jak wygląd z zewnątrz, podoba mi się wewnątrz. Odrazu zapinam pasy i opadam na oparcie.

- Za godzinę będziemy. - Wkłada kluczyki. A po chwili czuję jak dotyka mojego kolana. - Spokojnie, Wylie. Będzie dobrze, jeżdżę ostrożnie.

Nic nie odpowiadam, tylko biorę głęboki wdech i zerkam kątem oka na niego. Oby tylko dojechać, proszę. 

- Zatrzymaj się tu. - Mówię gdy jesteśmy blisko bloku. - Dziękuje za podwiezienie. 

- Czemu nie chcesz żeby cię pod dom zawieźć? - Nienawidzę jakoś jego pytań. Odpinam pas i odwracam wzrok. W sumie całą drogę przejechaliśmy w ciszy to czemu akurat teraz pyta. 

- Bo nie chce, dobrze. Było miło ale koniec.

- Czyli tobie też się podobało? - To pytanie zwala mnie z nóg nie wiedząc co powiedzieć. Biorę jego dłoń w swoją i patrzę prosto w oczy.

- Alex, jesteś cudownym mężczyzną ale daj mi teraz święty spokój i jedź do żony czy do rodziny, dobrze?

- Nie mam żony, ani rodziny. Czemu myślisz że taki jesteś? - Dobra, dalej to trwa. - Spotkajmy się, Wylie.

- Znajdź sobie towarzystwo w swoim wieku, to była tylko przelotny seks i tyle.

- To było coś cudownego. Wylie, pomogę ci.

- Dziękuje Alex ale nie. - Puszczam go i wychodzę z auta zabierając rzeczy. - Narazie. 

Odchodzę, nie odwracam się, słyszę jak odjeżdża. Wyjmuje komórkę i piszę do Lauren że żyję i nie musi wzywać policji. 

Nie mogę zapomnieć o całym zdarzeniu. Wchodzę do domu i rzucam rzeczy do pokoju. Wołam mamę, bo chce się z nią jak najszybciej przywitać. 

Jak zawsze sama w kuchni. Siedzi i pali papierosa. Wyjmuje stołek spod stołu i siadam przed nią. Niepokoi mnie że jest cała zapłakana.

- Wszystko dobrze? - Pytam i łapie ją za dłoń. - Mamo. 

- Wylie, tak nie może być. - Mówi przez łzy. - Przecież nas kiedyś wyrzucą z tego mieszkania, jeszcze mieszkamy w takiej okropnej okolicy.

- Spokojnie, nie wyrzucą. Zarobiłam teraz trochę więcej, a okolica jest może nie najlepsza ale damy radę. - Pocieszam ją ale czuję że to na nic.

- Tak bardzo się cieszę że ciebie mam! Jak na tym wyjeździe? 

- Okey, dużo roboty ale dawałam radę. - W tym samym momencie dostaje smsa od Alexa, ignoruje go. - I zarobiłam.

- Kto to? 

- Nikt ważny. Lauren, zaraz wychodzimy... czy może zostać z tobą?

- Nie marnuj tych młodych lat, idź się bawić bo tylko pracujesz. - Uśmiecha się i odchodzi. Patrząc czy jest już dalej wyjmuje komórkę i wchodzę w smsa. Chce się spotkać w restauracji. Myśląc o tym wszystkim odpisuje że się zgadzam, robie to dla niej, nie dla siebie.

Wylie // A.Turner Cz.1 ✔️ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz