Rozdział 11. Kolega z ogródka

168 11 2
                                    

Postanowiłam że resztę dnia spędzie przy basenie ciesząc się pięknym słońcem. Siedzę na leżaku i obserwuję widok przed siebie, nic szczególnego. Basen jest położony na piętrowym tarasie. Czuję się jak w hotelu, nie jestem tu sama z Alexem. Są tu rownież sprzątaczki, kucharki, ogrodnicy i inni słudzy. Czuję się tu nie swojo, nawet nie potrafię siedzieć w samym kostiumie, na górną część założyłam koszulkę i tak nie mam zamiaru pływać. Dzwoniłam do mamy. Słysząc jej głos prawię się rozpłakałam, tak bardzo chciałabym być przy niej, po prostu usiąść obok, wypić herbatę i pogadać jak było w pracy. Jutro zaczynam pierwsze zajęcia, mam tylko cztery godziny od dziewiątej, więc nie ma tragedii. Śniadanie i obiad mi zrobią, wstanę piętnaście minut wcześniej i będzie dobrze, lepsze to niż moja stara szkoła, oddalona kilka minut od domu.

- Sok pomarańczowy. - Słyszę głos mężczyzny. Odrazu budzę się z zamyślenia i aż podskakuję. Myślałam że jest u siebie i da mi dziś spokój. Podkulam nogi i zauważam obok leżaka stolik, na którym leży szklanka z zimnym napojem.

- Dzięki. - Sięgam po nią i upijam z kilka łyków. Alex mi mówił że mogę brać wszystko co chce do jedzenia. Trochę mi to zajmę zanim zejdę do kuchni i coś wezmę. Cały czas siedzi tam kobieta, oczywiście zajmuję się swoją pracą i by nie zwracała na mnie uwagi.

- Jadę zaraz do miasta. - Siada obok mnie i opera rękę na kolanie. Odwraca wzrok w dal. Odkładam naczynie i obserwuję go. - Do wieczora mnie nie będzie, a później przyjdą moi koledzy na kolację. - W tym samym momencie zrywa się wiatr. Połowa moich pasm włosów przykleja się do twarzy. Co on wymyślił?

- Mam być przy tym czy raczej mogę posiedzieć w sypialni oglądając serial? - Pytam spokojnie. Mężczyzna odwraca wzrok i kpi z moich słów. Powinnam się domyślić, teraz będę jego zabawką do chwalenia.

- Będziesz mi towarzyszyć, przecież po to tu jesteś. - Zaciskam wargi i kiwam głową. Czego innego mogłam się spodziewać. Zaczesuję włosy do tyłu. - Przyjdą o dwudziestej, wcześniej się umaluj i wyszykuj, potem dam ci kartkę co masz odpowiadać w razie pytań, które ci zadadzą.

- Jasne, przecież nie powiem że jestem twoją niewolnicą. - Kładę policzek na kolanie i obserwuję go. Zastawiam się co odpowie. Wkurzy się, zaśmieje czy będzie miał totalnie wyrąbane na to.

- Nie przesadzaj, naprawdę nie masz źle. Zapewniam ci wszystko co najlepsze. - Patrzy na pływające chmury na niebie, wyjmując papierosa z kieszeni, a po chwilę zapalniczkę. - Próbuje traktować cię jak panterkę ale ty też musisz pokazać że jesteś kobietą dojrzałą.

- A miałeś kiedyś partnerkę że wiesz jak się ze mną obchodzić?

- Miałem, kiedyś ale miałem. - Wypuszcza dym i zerka kątem oka na mnie. - Nie miałem o tyle młodszej, jednej bym prawię się oświadczył, a z drugą ma... nie ważne.

- Chyba jak jesteśmy w związku szczerość, zaufanie i wierność to podstawa. - Na moje słowa wybucha śmiechem. Z jednej strony nienawidzę go ale z drugiej próbuje się do niego zbliżyć.

- A czy ja mówię że było inaczej? Każdą kochałem ale nie mogliśmy się dotrzeć do siebie. - Wyrzuca peta do popielniczki. - Będę po siedemnastej. - Wstaję i całuje mnie w czoło.

Po kilku minutach wstaję z leżaka, zakładam spodenki i podchodzę do barierek. Czarny mustang wyjeżdża z posesji, czyli jestem wolna i nie muszę siedzieć jak na szpilce. Czuję na plecach kego wzrok, może przez to że ma tu wszędzie kamery. Obserwuję wielki ogród i myśle co tu robić, może pójdę na obiad. W tym samym momencie zauważam młodego chłopaka podlewającego drzewka. W głębi duszy potrzebuję do niego podejść i pogadać, jeśli nie skorzystam z okazji to zanudzę się do tej osiemnastej. Odpycham się od barierki i chodzę po szklanych schodach na dół. Powolnym krokiem podchodzę do niego. Rany, jakie to chore będzie.

- Cześć. - Mówię będąc za jego plecami. Ma na sobie białą bluzkę, spodenki. Czarne, krótkie włosy. - Hey!. - Powtarzam ale on mnie chyba nie słyszy. Delikatnie pukam go w ramie. W tej samej chwili chłopak odwraca się i oblewa mnie wodą. Odrazu odsuwam się i zerkam na dół. Koszulka i spodenki są mokre, dobrze że mam pod spodem kostium.

- Bardzo panią przepraszam, nie zauważyłem. - Podchodzi do mnie wyłączają węża.

- To moja wina, nie powinnam podchodzi tak blisko. - Śmieję się i podnoszę wzrok na niego. Oh, nie spodziewałam się że ogrodnik może być tak przystojny. Przecież takie momenty zdarzają się w filmach romantycznych. Zastanawiam się czy Turner przymknął by oko na romans z nim.

- Pomóc w czymś pani? - Przerywa cudowną ciszę w której byliśmy wpatrzeni w siebie.

- Chciałam z tobą spędzić czas. - Jego mina nie ukrywa zdziwienia. No tak, dziewczyna podchodzi do niego i pyta czy dotrzyma mu towarzystwa. Bardzo normalna sytuacja. Marszczę brwi i nie spuszczam z niego wzroku. - Wszystko dobrze? Może przynieść ci wodę?

- Nie, nie dziękuje. - Drapię się po karku i odwraca spojrzenie. - Jak chcesz w sumie, pan Turner pojechał to co mi tam. - Wzrusza ramionami. Na samą myśl uśmiecham się. - W ogóle po raz pierwszy cię tutaj widzę. Też pracujesz w ogrodzie?

- Nie, nie pracuję. - Splątuje ręce za sobą. - Może to dziwnie zabrzmi ale jestem "narzeczoną" - Pokazuje znak cudzysłowów w powietrzu. - Niezbyt ciekawe zajęcie.

- Oh, to już sobie kogoś znalazł. - Prycha. Zastanawia mnie to co powiedział. Chłopak szybko rzuca na mnie spojrzenie. - Nie chodzi mi że to źle czy mam cię za jakąś prostytutkę, po prostu... nie wiem czy powinienem mówić.

- Nie wiem jak masz na imię. - Kładę mu dłoń na ramieniu.

- Gavin. - Przerywa mi.

- Gavin, słuchaj. Nic mu nie powiem, sama mu nie ufam znam go ledwie kilka dnia. Spokojnie. - Patrzę mu głęboko w oczy w przekonaniu że go jednak namówię do wyjawienia prawdy.

- Dobra, co mi tam. Wyglądasz na godną zaufania. - Śmieje się. - Podobno od dłuższego czasu kłamał swoich ludzi że ma narzeczoną gdzieś tam ale poszło to za daleko i zaczął szukać, każdy tu pracujący myślał że to bujda ale jak widać prawda.

- Hmm, dziwne to dlatego to spotkanie.

- Jakie spotkanie? - Dopytuje.

- Nie ważne. - Podnoszę głowę. - Długo tu pracujesz?

- Z dwa lata. - Wraca do swojej poprzedniej czynności. - Ojciec mi załatwił, pieniądze są dobre to czemu by nie skorzystać, a ty jak się dostałaś? Był jakiś specjalny casting. - Śmieje się i obserwuje strumień wody lecący na krzewy. Przecież nie powiem mu prawdy że byłam prostytutką.

- Gdzieś na mieście mnie zauważył. - Zarzucam włosy do tyłu.

- Myślałem że on tylko siedzi w pracy albo w domu. - Chichocze. Obserwuje go bacznie, może się jeszcze czegoś dowiem o Turnerze.

- Zauważyłam że za bardzo nie przepadasz za nim.

- Jest dziwnym i specyficznym. Przekonasz się sama. - Patrzy na mnie politowaniem. Co on musi o mnie myśleć.

- Już powoli się przekonuje. - Wzdycham. - Zaraz lecę na obiad, idziesz ze mną?

- Służba je gdzie indziej.

- Rozumiem, miło że się poznaliśmy

- Wzajemnie. - Uśmiecha się.

- To do zobaczenia.

- Do zobaczenia Wylie. Jeszcze napewno z kimś się zakolegujesz. - Nic nie odpowiadam, uśmiecham się i powoli odchodzę

Wylie // A.Turner Cz.1 ✔️ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz