1

191 10 14
                                    

Ink p.o.v.

-Ah! Dream serio?-strzeliłem sobie soczystego face plama-Jak mogłeś dostać z tego 3.

Szedłem po zadbanych ulicach z moimi przyjaciółmi. Miałem na imię Ink i byłem synem znanego adwokata w sądzie. Miałem białe kości i tatuaże na żebrach i rękach. Moje oczodoły były czarne a w nich co chwile zmieniały się kształty. Na policzku miałem niezmywalną plamę tuszu. Byłem potworem a dokładnie szkieletem. Nosiłem beżowa bluzkę z krótkim rękawem, brązowy szalik na szyi i tego samego koloru spodnie do kolan na szelki, a na pasie przewiązana niebieska bluza z białym futerkiem. Na nogach miałem firmowe, niebiesko-czarne adidasy. Przez poprzek od ramienia nosiłem pas z fiolkami farby. Na plecach miałem plecak i wracałem sobie spokojnie z szkoły.

-Nie mam bladego pojęcia-przyznał mój przyjaciel.

Był tak samo jak ja białym szkieletem. Jego oczodoły były czarne a w nich złote gwiazdki. Miał na sobie morską koszulkę i brązowe spodnie. Żółta bluza którą zawsze sobie wiązał za rękawy wokół szyi była jego znakiem rozpoznawczym. Był synem jednego z wicedyrektorów w jakiejś firmie.
-Nie załamuj się Dream! Na pewno jak poprawisz będzie piątka-powiedział mój drugi z przyjaciół.

Miał na imię Blue. Biały szkielet z wiecznym optymizmem. Jego oczodoły były czarne z niebieskimi gwiazdkami. Nosił szarą koszulkę z niebieskimi rękawami i szare błękitne spodnie. Pod szyją wiązał sobie tego samego koloru co spodnie bandankę. Syn profesora kaligrafii na Politechnice Anty-Voidu.

Chodziliśmy wszyscy razem do klasy i każdy z nas miał po 15 lat. Mieszkaliśmy w mieście Anty-Void Village w spokoju i dostatku. Dogadywaliśmy się z ludźmi. Często chodziliśmy na wystawne bale. Było cudownie.

Nagle z jednego zaułka usłyszeliśmy kogoś krzyk. Szybko tam pobiegliśmy i to co zobaczyliśmy było nie do pomyślenia.

Stało tam ośmiu szkieletów znęcających się nad jakimś bogatym człowiekiem.
Jeden miał kolorowe ubrania z wieloma łatami i wyglądał na najmłodszego (około 12 lat) z okularami zmieniającymi słowa.
Obok niego stał biały szkielet z białym ubraniem poplamionym krwią. W swej kościstej dłoni trzymał nóż i wyglądał na 16-latka.

Stała tam też notowana trójka piętnastoletnich dzieciaków. Jeden miał kaptur na czaszce.
Drugi, ostre zęby i dziurę po lewej stronie czaszki.
A trzeci miał czarne oczodoły z których wypływały jakby łzy.
Ta trójka miała piękne wyposażenie w broni i pełno krwi na rękach.

Stał też biały szkielet z czarno białym ubraniem. Prawe oko miał czerwone a pod nim szramę. Trzymał szable w dłoni.

Jeden mnie najbardziej zainteresował. Miał czarne kości. Na jego czaszce od oczodołów były pasy jak niebieskie linki. Oczodoły też miał niesamowite. Czerwone a w nich żółte kółko w prawym, a w lewym żółte z niebieskim. Dookoła niego latały jakieś gliche i napisy Error. Miał czerwoną koszulkę z zarzuconym na niego czarnym płaszczem z niebieskim dołem. Przy kapturze płaszcza było granatowe i bujne futerko. Jego czarne spodnie sięgały do kolan. Na stopach miał czarne trampki. Kiedy spojrzałem na jego dłoń. Miała dwa kolory. Ostatnie paliczki były czerwone a przedostatnie żółte. Trzymał całkiem pokaźny pistolet. Nie kojarzyłem tej marki co mnie zdziwiło.

Wszyscy wyglądali na poorer.

Nie mogłem bardziej się mu przyjrzeć bo przed nim stanął szkielet bardzo nam znany. Albowiem był to...

-Nightmare?-zdziwił się Dream-Bracie. Co ty robisz przy tym czymś-wskazał palcami na tych poorer.

-Bawię się. Przyjaźnię. Gadam. Oddycham. Coś jeszcze?-zapytał biały szkielet w czarnej bluzie i fioletowej koszulce. Nightmare.

Utopia //ErrinkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz