4

111 12 18
                                    

Error p.o.v.

Od dwóch tygodni przebywaliśmy oboje w jednej izolatce w SCP. Dostaliśmy własne identyfikatory które nam na przedramieniach wygrawelowali. Ja miałem SCP-4467. Piękna liczba prawda? Mówili do nas tymi liczbami. Codziennie zabierali nas do oddzielnych sali. Mnie do jakiejś białej sali gdzie przypinali mnie pasami do stołu i podpinali do różnych sprzętów. Wstrzykiwali mi jakieś chemikalia i sprawdzali jak na nie reaguje. Nie wiedziałem co oni robią temu richerowi i osobiście mnie to nie obchodziło. Czułem się coraz bardziej źle i z każdym dniem w mojej czaszce doprawcowywał się plan na ucieczkę. Dzięki małym otworom w ścianach, skontaktowałem się z pobliskimi więźniami. Wiele z nich próbowało uciec i mieli informacje. Kiedy miałem plan zaoferowałem im pomoc. Lecz odmówili. Powiedzieli abyśmy się szybko stąd wynosiło. To nie miejsce dla nas, a oni... Oni nie maja już nikogo. Nie mają gdzie wrócić i by się już nie odnaleźli w społeczeństwie. Byli za bardzo zniszczeni. Było mi ich żal ale nie mogłem nic zrobić.

Siedziałem pod ścianą i czekałem aż tamtego szczyla przyniosą. Po chwili wrzucili go do izolatki. Leżał parę metrów ode mnie. Podniosłem się i kucnąłem przy tym szkielecie. Leżał on na ziemi i z przerażeniem na mnie patrzył. Zniżyłem znacznie twarz ale tak aby go nie dotknąć.
-Mam szczylu plan jak się stąd wydostać-szepnąłem tak aby tylko on to słyszał.

Otworzył szerzej oczodoły. Widziałem jak w jego oczodołach pojawiły się gwiazdy. Rozbłysły nagle. Tak jak nadzieja. Ja się tylko chamsko usmiechnąłem.

-Dlatego chce ci powiedzieć, że potrzebuje od ciebie małej pomocy-szeptałem-A mianowicie ja będę cię dusił a ty będziesz się dusić. Ja po tym ucieknę.

Jego mina zmarkotniała.
-Ty? Chciałeś powiedzieć... My-także szepnął.

-Nie. Dobrze się wyraziłem-powiedziałem siadając.

On także usiadł i spojrzał na mnie spode łba. Po czym cicho się odezwał:
-Proszę... Zabierz mnie ze sobą.

Zaśmiałem się cicho.
-Ciebie? Czemu niby?-zapytałem ze sarkazmem.

-...-popatrzył w dół-Proszę...

Pomyślałem chwilę. Niby... Jak bym to zrobił... Mógłbym dostać jakąś kasę od jego starych pokazując siebie w dobrym świetle jako... Wielki Wyzwoliciel od Złych Osób!
Popatrzyłem na niego. Lecz jego magia... Musiałbym go wyszkolić trochę nad jej panowaniem aby mi czegoś nie zjebał i aby mnie nie pozabijał. Był w tamtym momencie jak tykająca bomba.
Zamknąłem oczodoły myśląc po czym na niego popatrzyłem. Ink wlepiał w moją osobę swe ufne oczodoły.

-Pod paroma warunkami-powiedziałem cicho.

-Zgadzam się-powiedzial szybko.

Popatrzyłem się na niego jak na debila po czym uśmiechnąłem się dość psychicznie.
-To się rozbieraj-powiedziałem.

Ink spalił tęczę na czaszce i się ode mnie odsunął. Ja się tylko zaśmiałem.
-Debil-wycedziłem do niego-Szybko byś zdechnął w świecie poorer gdybyś był w tym sam-zacząłem do niego podchodzić, a ten się cofał aż natrafił na ścianę, walnąłem ręką obok jego czaszki i zastąpiłem mu drogę-I co teraz? Zgodziłeś się. Ale powiem ci jedną, bardzo ważną rzecz-przybliżyłem swa twarz do miejsca gdzie powinien mieć ucho-Nigdy nie zgadzaj się na umowy o których nie masz pojęcia.~

Odsunąłem się od niego i siadłem z powrotem pod ścianą. Popatrzyłem jak ten trzęsąc się zjechał po ścianie w dół i usiadł pod nią patrząc na mnie ze strachem. Byłem w tamtej chwili dla niego nieczuły i zimny. On sią trząsł cały.

-To powiem na coś ty się zgodził-powiedziałem cicho-Zgodziłeś się na bycie wobec mnie posłuszny. To znaczy... Zrobisz wszystko, co ci zakażę. W.S.Z.Y.S.T.K.O. Na przykład...-zastanowiłem się-Jeśli każę ci kogoś zabić. Zrobisz to. Jeśli każę ci uprawiać ze mną seks-wzdrygnął się-Zrobisz to. Drugi punkt. Nie możesz mnie dotknąć. Twój dotyk będzie równoznaczny z twoją śmiercią i mnie gówno będzie obchodzić twoje zdanie. Trzy. Idziesz za mną wszędzie.

Zapadła cisza. Dałem mu czas aby on przemyślał to co powiedziałem. Panicznie się mnie bał, więc nie był pewny w tym wszystkim. Nie wiedział co jest lepsze. Żyć tu czy być zdanym na humorki psychopaty. Lecz jak mi się zdawało, po paru minutach wybrał.

-Na czym polega ten plan?-zapytał szeptem.

-Kiedy będę cię dusił. Zaczniesz wołać o pomoc-zacząłem-Przybiegną. Jak pewnie wiesz... Ta izolatka jest przeciw magii. Ale... Zauważyłem, że gdy otwierają izolatkę, jego moc maleje. Jeśli w tym krótkim czasie zbiorę w sobie bardzo dużo magii, powinienem wytworzyć jakiś atak. Moim priorytetem będzie nie pozwolenie im na zamknięcie drzwi, potem cie puszczę i ich unieszkodliwię. Następnie uciekniemy z tego pomieszczenia. Niedaleko jest szyb wentylacyjny a poza izolatkami można używać magii. Wejdziemy do wenta i pójdziemy aż na wolność. Wentylacja prowadzi do samego lasu. Potem to tylko bieg i koniec.

Przełknął tamten ślinę.
-K-kiedy chcesz-sz zacz-cząć?-zapytał ze strachem.

-Teraz-powiedziałem.

Podszedłem do niego i złapałem go za szyję przez rękaw płaszcza. Podniosłem do góry i zacząłem go dusić na tyle aby dał przynajmniej rade krzyknąć.

-PO-POMOC-CYYY!!!!!-wydarł się a ja uśmiechnąłem się psychicznie.

-ZAMKNIJ SIĘ!!-wydarłem się.

Kątem oczodołu widziałem już biegnących strażników. Zgodnie z planem otworzyli drzwi. Zamknałem oczodoły i poczułem jak mnie magia rozpiera. Widziałem wszystko jakby w zwolnionym tempie. Pomiędzy drzwiami a framugą powstała kość utrudniająca całkowicie ich zamknięcie. Puściłem Inka i wysłałem w zdezorientowanych strażników linki. Nie zdążyli zawołać o pomoc a byli już martwi. Uśmiechnąłem się. Podszedłem do nich i zabrałem im broń. Dwa pistolety, jeden mały nożyk, i dwa pełne magazynki. Włożyłem to wszystko do kieszeni w swoim płaszczu. Zerknąłem na Inka. Richer lekko pocierał szyję ale nie zemdlał. Nitkami położyłem tych żołnierzy pod ścianą. Usunąłem kość z drzwi i wyszliśmy z pomieszczenia. Przebiłem kościami kamery w rogach korytarza. Szybko zaczęliśmy biec aż się zatrzymałem. Uniosłem dłoń do góry i wyjąłem kratkę do wentylacji. Nitkami podniosłem nas na wysokość wenta. Weszliśmy do niego i ustawiłem kratkę z powrotem. Zaczęliśmy przesuwać się po korytarzach wenta. W pewnym momencie zobaczyłem światło przed nami. Wyjście. Linkami zacząłem otwierać kratkę wentylacyjną. Kiedy to zrobiłem, popatrzyłem się w dół. Byliśmy na wysokość około 15 metrów nad ziemią. Nie mogłem się narażać. Wytworzyłem gastera blastera i na niego wszedłem. Ink zrobił to samo. Rozkazałem smoczej jamie lecieć na przód. Lecz... Musiało jak zwykle coś mi przeszkodzić plany.

Utopia //ErrinkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz