33

68 9 16
                                    

Error p.o.v.

Szpik kostny mnie zalewał gdy słyszałem tą paplaninę Ccino. Chciałem mu przywalić z pięści ale się powstrzymywałem. Przecież nie można się kogoś pozbyć przez to, że ma jakąś chorobę psychiczną czy nie widzi. ABSURD! I niby to ma być dobre dla społeczeństwa.

-Przecież ten wasz wymysł nie ma żadnych wartości-wywarczałem łapiąc się za nasadę nosa-Nie ma taki ustruj prawa istnieć! Czymś się niby kierujecie co?! CZY TO TYLKO WASZE KURWA WIDZIMISIE!

Ccino się zdziwił mojej nagłej zmiany i w sumie mu się nie dziwiłem. Nagle ze stoickiego spokoju zmieniam się w wkurwionego creeapera i warczę jak pies. Pff. Norma.
Ale po minie Inka także widziałem, że przecholowałem. Tak nie zachowują się zwykli richer'owie a miałem się dostosować i dopasować.

-Przepraszam...-udałem skruszonego-Nie powinienem tak wybuchać...

-Jasne. Jest... Ok-uśmiechnął się do mnie Ccino co po wymuszeniu odwzajemniłem.

Time skip

Wyskoczyłem do góry aby po chwili opaść miękko na łóżko duwosobowe, a Ink stał przy drzwiach zarumieniony i niepewny.

Cały dzień chodziliśmy z Ccino. Pokazywał nam wiele miejsc i szczerze miałem już dość tego miasta. Przynajmniej wiedzieliśmy z Inkiem gdzie mieszka Mettaton.
Po tej całej "wycieczce metropolioznawczej" byliśmy oboje tak padnięci, że postanowiliśmy zatrzymać się w hotelu. Lecz pani w recepcji odparła, że ma tylko jeden pokój do zaoferowania. I tak znaleźliśmy się oboje w tym pokoju gdzie jest tylko jedno łóżko dla dwojga.

Spojrzałem na Inka, który stał już 10 minut i wyglądał jakby nie wiedział co robić.
-A tobie co?-spytałem nie siląc się na grzeczność.

Ten się chwilę wahał z odpowiedzią.
-No bo... Łóżko jest niby jedno...-powiedział niepewnie.

-Racja. Nie widzę tu więcej materaców na czterech krótkich nogach z poduszką i kołdrą-przyznałem-Ale nadal nie rozumiem twojej reakcji.

-Eh... -westchnął-Co robimy i jak się dzielimy? P-przecież-zarumienił się bardziej-spać razem nie b-będziemy. T-tak?

-Nie-no i po minie Inka stwierdziłem, że ten już zgłupiał przez co roześmiałem się gromkim śmiechem-Oj oj Ink-przewróciłem się na plecy przez co widziałem go do góry nogami-Boisz się czegoś?

Ink p.o.v.

Patrzyłem na Errora. Czułem się tak zażenowany... Ale podeszłem do łóżka i usiadłem na jego krańcu opierając na kolanach łokcie i chowając twarz w dłonie choć i tak już ten komputer exe z wiecznym okresem widział mój rumieniec, który nie przestawał rosnąć.

-N-nie o to chodzi-szepnąłem.

Czułem jak materac się ugiął obok mnie.

-A o co?-usłyszałem przy mnie spokojny i zglichowany głos Errora.

-C-czy nie wydaje ci się to dziwne, że b-będziemy spać razem..? Nie będzie t-to zbyt... Komfort-towe...

-To będzie dziwne-odpowiedział mi dopiero po chwili-Ale jeśli Mettaton jest tak zapatrzony w siebie i wkurzający, to warto się na jutro wyspać. A uwierz mi. Spanie na podłodze nie jest aż tak wygodne.

Nagle poczułem jak Error położył swoją dłoń na moim czole i nie używając zbyt wielu sił przewrócił mnie na łóżko abym leżał na plecach. Jego czaszka była blisko mojej przez co spuściłem wzrok, ale ten uniósł mój podbródek w dłoni przez co zostałem zmuszony abym spojrzał w jego oczodoły. Na co jeszcze bardziej się zarumieniłem. W jego oczodołach widziałem jakiś dziwny spokój i opanowanie, ale także zmartwienie.

-Dlatego prosze-przemówił po chwili a mnie ciarki przeszły-Idź spać.
(Mózg autorki gdy to pisze- GO TO SLEEP! [Pozdro dla kumatych.] ~dop.aut.)

Przytaknąłem delikatnie czaszką, a ten odsunął się ode mnie i położył na miejscu obok. Ja się trochę przesunąłem nasuwając na siebie kołdrę. Przez parę minut leżałem bez ruchu wpatrując się w ścianę. Lecz potem przewróciłem się na drugi bok wracając wzrok na swego towarzysza.
Error leżał spokojnie i z na wpół przymkniętymi oczodołami.

-Error?

-Tak?-spojrzał na mnie.

-Dlaczego jesteś dla mnie taki miły?-zadałem pytanie, które mnie nurtowało.

-...-spojrzał się w sufit-Dlatego, że stałeś się dla mnie jak przyjaciel oraz kogoś mi przypominasz...-widziałem, że posmutniał na chwilę ale szybko to zretuszował-Stałeś się tęczowy jednorożcu do zniesienia.

-Kogo ci przypominam?-nie dałem się zwieść.

-...-chwile leżał bez ruchu-Kikiego...

Nagle w moim mózgu coś zagrzytało. Te imię... Coś mi przypominało. Ale nie wiedziałem co. Raz wystąpiło w moim śnie ale...

-Kim był Kiki..?-zapytałem ponownie.

-... Mój... Najlepszy przyjaciel z dzieciństwa...-odwrócił się do mnie plecami-Którego zabiłem...

Zamurowało mnie. Chwilę leżeliśmy tak bezruchu w ciszy.

-Dlaczego go zabiłeś...?-nie rozumiałem tego.

Spojrzał na mnie wściekły.
-A DLACZEGO BY NIE CO?! JESTEM PRZECIEŻ MORDERCĄ! A TO MORDERCY ROBIĄ!

-NIE JESTEŚ!-wydarłem się na niego-Nie jesteś mordercą...-powiedziałem po paru sekundach ciszy-Możesz mi nie wierzyć ale poznałem trochę twoje prawdziwe ja i wiem, że swoich przyjaciół i bliskich nie zabijesz-przybliżyłem swoją dłoń do Errora by po chwili położyć ją na jego policzku-Nie jesteś taki zły na jakiego się uważasz-delikatnie przesunąłem kciukiem po jego policzku.

Error na ten gest przymknął oczodoły. Wyglądał w tej chwili bardzo spokojnie i dosyć słodko.
*pisk wewnętrzny*
Na świętych twórców! O czym ja myślę?!

-Dziękuję-usłyszałem cichy szept z jego strony.

-Nie masz za co-uśmiechnąłem się-Po prostu powiedziałem prawdę. I tyle.

-Masz ładny uśmiech-wypalił po chwili-Taki jaki miał... Kiki... -posmutniał ponownie-Nadal chcesz znać historie mojego największego błędu...

-Tak.

-No dobrze...-westchnął-Było to pewnego dnia na wiosnę. Właśnie szedłem do naszego wspólnego miejsca gdzie się spotykałem razem z Kikim. Czułem się tamtego dnia dosyć dziwnie... Chwilę poczekałem pod wielkim drzewem aż się on nie zjawił-bardziej posmutniał-Krzyknął mi z daleka tylko "Cześć" gdy nagle... Obok mnie pojawił się Gaster Blaster... Mój atak. Kiki się przestraszył, tak samo jak ja. Nie zdążyłem nic z tym zrobić, bo chwilę potem on dostał z promienia-zaczął cicho płakać-Pr-próbowałem g-go obudzić... Krzycz-czałem. Błagałem... N-nic... Otarłem w tedy łzy i zaniosłem g-go pod jeg-go dom... Nacis-snąłem guzik od dz-dzwonka i uciek-kłem...

Mocno przytuliłem Errora.
Dopiero teraz rozumiałem słowa, które wypowiedział na samym początku naszego spotkania...
"Będziesz tak ranił każdego na swojej drodze. [...] Myślisz, że tylko ty musisz to przerobić? Ja zabiłem przez przypadek drogą dla mnie osobę kiedy moja moc się uwolniła! Ty też tak będziesz miał."
Powiedział on w tedy kierując się własnym przeżyciem!
Delikatnie pogłaskał Em go po plecach, na co on się wtulił cicho płacząc.

-Error... Mimo, że już wiem jak to było, uważam, że nie zrobiłeś niczego złego. To nie twoja wina-odparłem.

-Mhm...-odpowiedział niemrawo ponieważ tuż po chwili zasnął.

Utopia //ErrinkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz