Tom IV, Rozdział 13. Strata.

751 84 53
                                    

 ꧁꧂

Dom Lucy Heartfilii

Lucy stała przed dużym lustrem z podwiniętą bluzką i pustym wzrokiem spoglądała na swoje mizerne odbicie. Ignorując rwący ból, obróciła się bokiem, tak, że miała widok na swoje odsłonięte plecy. Z obydwóch stron jej ciało szpeciły paskudne blizny po postrzale, które aż do śmierci będą jej przypominały o stracie, jakiej doświadczyła. Tkwiła tak przez dłuższy czas, po czym zrobiła sobie nowy opatrunek. Opuściła poły ubrań do dołu, zarzuciła na ramiona ciepłe ponczo i mozolnie udała się na ganek.

Mając na uwadze, że musi ograniczać ruch fizyczny do minimum, ostrożnie usiadła w swoim ulubionym bujanym krześle i dokładnie zakryła nogi kocem. Teraz bursztynowe tęczówki wpatrzone były na otulone pomarańczowymi chmurami niebo. Przyjemny wiatr muskał jej twarz, a ona zamknęła się we własnym umyśle. To była taka jej mała ucieczka... Odskocznia od przytłaczającej rzeczywistości. Przyłapała się, że ostatnio robiła tak coraz częściej. Zrobiła się ckliwsza.

Od jej wybudzenia minął zaledwie miesiąc. Przez cały czas siedziała w domu i próbowała dojść do siebie, choć nie było to wcale łatwe. Cierpiała nie tyle, ile pod względem fizycznym, ale bardziej psychicznym. Strata nienarodzonego dziecka odcisnęła wystarczające piętno na jej udręczonej duszy, lecz już nie płakała ani nie lamentowała. Ku własnemu przerażeniu doszła do wniosku, że człowiek w jakiś sposób dostosowuje się do otoczenia. Przyzwyczaja się do bólu i gdy przychodzi mu mierzyć się z kolejną tragedią, znosi ją jakby z pokorą.

Co jakiś czas łapała się na tym, że odruchowo kładła dłonie na brzuchu, ale wtedy dochodziło do niej, że już nic tam nie ma i nigdy nie będzie. Miażdżąca diagnoza, jaką postawił Mystogan była dla niej niczym wyrok. Nigdy nie założy rodziny, bo nieważne jak mocno będzie tego pragnęła, fizycznie nie będzie w stanie począć nowego życia. Nie będzie dziecięcego uśmiechu. Nie będzie małych rączek. Nie będzie oczek, które patrzyłyby na nią z największą miłością i ufnością. Nigdy nie doświadczy upragnionego macierzyństwa, a co za tym idzie, nigdy nie spełni swojego marzenia.

Z bezsilności zacisnęła palce na kocu i przymknęła ciężkie powieki. Czuła, że z natłoku tych wszystkich negatywnych myśli zaraz oszaleje. Oparła głowę na wiklinowym oparciu i próbowała wsłuchać się w śpiew szykujących się do snu ptaków. Nie wiedziała jednak, że tego wieczoru czeka ją kolejna niespodzianka, na którą z pewnością nie była przygotowana.

꧁꧂

Dragneel mknął samochodem przez skrzyżowania Los Angeles i nawet nie specjalnie zwracał uwagę na to, że łamie przepisy. Nabuzowany, co chwilę mielił pod nosem jakieś przekleństwa, a z rozgniewanych oczu wydzierały się niewidoczne błyskawice. Zaciskał odrobinę obite palce na kierownicy tak żarliwie, że odpłynęła mu z nich cała krew. W głowie wciąż szalały mu dzisiejsze słowa Mesta, którego po tygodniach tropienia w końcu dorwał. Po tym, co od niego usłyszał, nie mógł się na niczym skupić... Nie mógł zebrać myśli. Był mocno zdezorientowany i właściwie już sam nie wiedział, co jest prawdą, a co nie. Wiedział natomiast, że jedyną osobą zdolną odpowiedzieć na jego pytania jest Lucy, do której właśnie zmierzał...

Ustalił, że Gryder ukrywał się w mieście San Diego na południu Kalifornii. Znał adres, gdzie aktualnie przebywał, dlatego od razu tam pojechał. Śmieć zapewne planował uciec do Meksyku, lecz jakie było jego zdziwienie, gdy w drzwiach wynajmowanego domu zastał ociekającego furią Dragneela, który nie dał mu ani sekundy na pojęcie sytuacji, w jakiej się znalazł. Wprawdzie Mest nie grzeszył siłą i potrafił dobrze walczyć, jednak w obliczu rozwścieczonego Salamandra mógł jedynie próbować się bronić. Natsu bardzo szybko powalił zaskoczonego przeciwnika na łopatki, samemu nie doznając przy tym szkody.

Mężczyzna z tatuażem II [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz