Tom V, Rozdział 3. Znienawidzona królowa.

580 32 34
                                    

Dziękuję wszystkim, którzy jeszcze zostali na tym pokładzie i cierpliwie czekali na rozdział, ale przede wszystkim pragnę podziękować YashaAizawa, bez której ten rozdział byłby pisany przez kolejne pół roku. Ty jak nikt inny potrafisz kopnąć mnie w ten leniwy tyłek, także... UwU po stokroć i grobową deskę. Amen xD! 

꧁꧂

Kolejne drzwi...

Kolejny hotel...

Kolejny zawód...

Kolejny ledwo złapany oddech...

Erza biegła tak szybko, na ile pozwalała jej siła w nogach. Nie zwracała uwagi na to, że zaciekawieni ludzie patrzyli na nią jak na wariatkę. To nie miało dla niej żadnego znaczenia. Nie, kiedy on postanowił wrócić do Los Angeles. W dłoni wciąż zaciskała zakrwawiony medalion, który odnalazła w ustach zamordowanej Cany.

Scarlet nie była głupia i od razu rozpoznała w tym jego robotę. Najgorsze w tym wszystkim było to, że dokładnie wiedziała, czego chciał.

Nagle gdzieś w oddali na chodniku usłyszała śmiech beztroskich, bawiących się ze sobą dzieci. Zignorowała je i choć nie przestawała biec, za ich sprawą w jej głowie zamajaczył obraz trzech rozmazanych sylwetek.

Była tak zmęczona, że na moment przystanęła i schowała się w zaułku. Musiała złapać oddech i uspokoić szaleńczo bijące serce. Dla najbliższych była znana z niesamowitej odwagi i opanowania, lecz mało kto wiedział, że Erza Scarlet skrywała pewną mroczną tajemnicę. Na samo wspomnienie jego drwiącego uśmiechu zacisnęła mocno powieki, po czym bezsilnie upadła na jedno kolano. Ciężko dysząc, próbowała wyrzucić go z umysłu, ale on jak na złość wracał do niej niczym bumerang.

To wydarzyło się dawno temu. W odległej o wiele lat przeszłości. Byli wtedy najlepszymi przyjaciółmi, każde dnie spędzali razem. Erza myślała, że to były najszczęśliwsze chwile w jej jeszcze krótkim życiu. Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo przyjdzie jej tego żałować...

Wszystko zaczęło się od dnia, w którym się spotkali. Pewnego razu, gdy Erza spieszyła się do szkoły, potknęła się o nierówny chodnik, po czym runęła na ziemię niczym długa. Rana bolała ją niemiłosiernie, lecz mimo tego nie pozwoliła sobie na płacz. Była uparta i za nic w świecie nie chciała okazywać słabości. Nawet wtedy, gdy z jej zbitego kolana leciała krew. Sycząc, uparcie dusiła łzy, a wtedy nie wiadomo skąd pojawił się on.

Mystogan Fernandez był szarmanckim chłopakiem, który od niedawna mieszkał w sąsiedztwie. Wyróżniał się od swoich rówieśników tym, że jak na tak młody wiek, bił od niego spokój i opanowanie. Jego usta zawsze zdobił łagodny uśmiech, a w ciemnych zielonych oczach można było dostrzec troskę. Nie przeszedł obok niej obojętnie i bez wahania udzielił pomocy. Do dziś pamiętała bijące od jego dłoni ciepło, gdy klęknął przed nią i delikatnie bandażował stłuczone kolano. Jego gesty, jego szczerze zmartwiona mimika... Były czymś, czego tak naprawdę nigdy nie zaznała.

Erza nie znała swoich biologicznych rodziców. Odkąd pamiętała była pod opieką Makarova, który jak się później okazało, miał pewne szemrane powiązania z rodziną Fernandez. 

Od tamtej pory ona i Mystogan spędzali ze sobą niemal każdy dzień. Mieli te same zainteresowania, te same tematy, na które mogli rozmawiać aż do bladego świtu — jednym słowem stali się nierozłączni. Chłopak na swój sposób się nią opiekował, a ona nie wiedząc kiedy, zaczęła upatrywać w nim swoją bratnią duszę. Zaczęła żywić do niego silne uczucie, jakim była miłość.

Mężczyzna z tatuażem II [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz