Rozdział 11 - Spotkanie

1.1K 69 86
                                    

Lauren Pov

Irytujący dźwięk telefonu od ponad piętnastu minut wydzwania gdzieś piętro niżej, dając mi tylko kilkusekundowe chwile wytchnienia w postaci ciszy. Nie mam siły się ruszyć, a co dopiero wstać z łóżka, odebrać i zakomunikować dzwoniącemu natrętowi, żeby najzwyczajniej w świecie się odpieprzył. Doskonale wiem, że powinnam teraz od dobrych dwóch godzin pracować i odpierać zmasowane ataki w postaci spojrzeń, pełnych zwątpienia i pogardy. Jednak chyba mam prawo pierwszy raz od dobrego miesiąca zrobić sobie wolne. A przynajmniej pojawić się w firmie później.

Mimo że jak na swoje możliwości nie wróciłam aż tak późno do domu, to muszę przyznać, że taka długa przerwa od klubu zrobiła swoje. Bolą mnie nogi, głowa, a przede wszystkim serce, które po usłyszeniu głosu Camili po drugiej stronie słuchawki do teraz nie chce się uspokoić. Jej ton głosu, choć nadal stanowczy, znacznie różnił się od tego podczas ostatniej rozmowy. Czyżby przemyślała kilka spraw? I dlaczego dzwoniła o tej porze, jakby nie mogła zrobić tego wcześniej? Sprawdza mnie w pewien sposób, czy może nawet w nocy nie chce dać o sobie zapomnieć? Boli mnie fakt, że nie mogę jej rozgryźć. Zupełnie tak jakby otoczyła się jakąś niewidzialną osłonką nie do przebicia. Kiedyś potrafiłam wyczytać niemal wszystko z jej oczu, mimiki, gestów. Teraz, choć tak bliska, jest mi zupełnie obca.

Obawiam się naszego spotkania, a jednocześnie chcę to wszystko wyjaśnić i zamknąć ten temat raz na zawsze. Może w końcu uzyskam odpowiedzi, które pozwolą mi ruszyć dalej? No bo przecież to wszystko, jej zachowanie nie może być aż tak skomplikowane, prawda?

Z wielkim wysiłkiem wstaję, po czym prawie się przewracam, potykając o własne nogi. Nie chcąc patrzeć w lustro, na ten zapewne obraz marnoty i rozpaczy, zarzucam na siebie pierwsze lepsze rzeczy i kieruje się w stronę schodów. Na chwilę przystaję, mierząc swoje siły na zamiary, jednak dzwoniący na parterze telefon raczej nie pozostawia mi wyboru. Właściwie, dlaczego go tam zostawiłam i która do cholery jest godzina? Zamazane wspomnienia z wczorajszego powrotu do domu, mieszają mi się rzeczywistym obrazem schodów, przez co zejście z góry wydaję mi się być raczej niemałym wyzwaniem, rodu z pieszej wycieczki ze szlakiem oznaczonym na czerwono. Kiedy w końcu moje stopy stykają się z podłogą, robi mi się nieco ciemno przed oczami, jednak dzielnie udaje się w stronę kuchni, po czym opróżniam sporą zawartość butelki z wodą. Moje przemęczenie pracą i całą sytuacją z pewnością dają teraz o sobie znać, a ja wiem, że może być w tej kwestii tylko gorzej.

Kiedy stwierdzam, że jestem już gotowa na odebranie po raz któryś przychodzącego połączenia, rozlega się dzwonek do drzwi. Momentalnie nieruchomieję, zastanawiając się kto może się dobijać do mnie teraz dobijać? Czyżby Camila postanowiła odwiedzić mnie wcześniej i zmienić miejsce naszego spotkania? Oby nie, bo wyglądam pewnie jak siedem nieszczęść i z pewnością nic sensownego z naszej rozmowy by nie wyszło. Kiedy po raz kolejny ktoś zaczyna dzwonić do drzwi, daje sobie mentalnego policzka i idę w stronę wejścia. Camila, czy nie, trzeba otworzyć te cholerne drzwi i zweryfikować moje domysły.

Jednak kiedy je otwieram, przede mną stoi osoba, której chyba najmniej bym się w tym momencie spodziewała.

- Olivia, co ty tu robisz? - odzywam się pierwsza, momentalnie mając mój wygląd w głębokim poważaniu. A ja myślałam, że to Camila. Ale ze mnie idiotka.

- Dzień dobry pani Jauregui... to znaczy Lauren, ja... - odzywa się niepewnie, patrząc na mój strój składający się jakichś krótkich spodenek i lekko prześwitującej, pomiętej koszulki. No cóż, nie jest to coś, do czego dałam się innym przyzwyczaić. - ... ja to znaczy... Dinah i Normani martwiły się o ciebie, a jako że one nie mogły sprawdzić co się z tobą dzieje, to poprosiły żebym ja to zrobiła.

YOU ARE MY SINGER 🌇  |CAMREN|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz