Camila PovLauren wyjechała wczoraj wieczorem, zostawiając mnie samą po raz pierwszy od kilku dni, dając mi szansę na zmierzenie się w samotności ze swoimi lękami i obawami. Mimo iż pożegnałyśmy się tylko krótkim "cześć" i jednym nikłym uśmiechem, to wiem, że to pożegnanie było raczej przypieczętowaniem końca pewnego rozdziału w naszym życiu, a nie jedynie formą dłuższego bądź krótszego rozstania. Widok jej sylwetki oddalającej się w stronę auta i trzymającą jedynie garstkę ubrań sprawił, że coś w tamtym momencie we mnie pękło. W końcu nie będę mogła już zwodzić ją mówiąc, że chcę jej powiedzieć prawdę, kiedy tak naprawdę mam ochotę ją tylko zobaczyć, pobyć na osobności. Oczywiście jest jeszcze wyjście w formie Karli, jednak jej postać nie sprawi, że Lauren spojrzy na mnie tak, jak kiedyś. Jest ona jedynie wyjściem awaryjnym, formą intrygi i niebezpiecznym zagraniem, które prędzej czy później wyjdzie na światło dzienne. I pomyśleć, że to wszystko zrobiłam po to, by za większość rzeczy mogła obwiniać mnie, a nie siebie. By ponownie nie musiała przeżywać tego, co kilka lat temu, kiedy odeszła Amber. I co z tego mam?
Owszem, nie zachowałam się w porządku, ale była to najdelikatniejsza forma odejścia, jaką mogłam zrobić, bez narażania jej czy innych moich bliskich. To zabawne jak podążanie ku marzeniom, sprawia, że spotykamy miłość, a później przez realizację tych marzeń musimy oddać coś, co było pięknym skutkiem ubocznym osiągniętych przez nas celów. Wszystko zatacza w życiu koło, które dla mnie jest raczej zaciskającą się na szyi pętlą. Właściwie powinnam teraz wszystko odpuścić. Oddałam Lauren pierścionek, Shawna aresztowano, większość się ode mnie odwróciła. Jedynie co mi pozostało, to przeżyć do końca kontraktu, a później zniknąć, być może już na zawsze. Powinnam zacząć wszystko od nowa, wyjechać, zostawić ten cały chaos za sobą. Zupełnie tak jak Lauren teraz. Naprawić kilka rzeczy, a później być może zniknąć, nikomu się nie tłumacząc. Szkoda tylko, że w tym wszystkim muszą uczestniczyć uczucia, które niczym drzazga, z każdą kolejną myślą na nowo wypalają poczucie winy, cały czas wchodząc głębiej i głębiej, nie dając o sobie zapomnieć. Nawet twarda niegdyś Jauregui, po pobycie w więzieniu nie potrafi już tak jak kiedyś odłożyć emocji i uczuć na drugi plan, za każdym razem coraz bardziej dając się im ponieść. Być może musiała na tyle długo udawać niewzruszoną w więzieniu, że teraz wszystko w niej pęka, albo po prostu w pewnym sensie się poddała, pozwalając losowi kierować nią jak chce. Poddała się przeze mnie?
Chcąc, choć na chwilę zatrzymać potok myśli, wstaję z łóżka i podchodzę do szafy, w której trzymam karton z pamiątkami. Być może nie powinnam tam teraz zaglądać i powinnam odpuścić sobie to wszystko, ale nie potrafię. Nie po tym, jak po raz kolejny zaspokoiłam Lauren półprawdą, mając nadzieję, że być może mi wybaczy. Że zostanie tak jak zawsze, kiedy potrzebowałam wsparcia.
Kładę nieco przyniszczony karton na łóżko, po czym powoli i z namaszczeniem wyjmuję jego zawartość. Zawsze myślałam, że otworzę je z Lauren za kilka dobrych lat, przy okazji kolejnej rocznicy i że cały wieczór będziemy wtedy wspominać wszystkie te wspólnie spędzone chwile, przy lampce dobrego wina i wolnej nastrojowej muzyce. Było to moim małym marzeniem, które od czasu jej aresztowania powoli, ale konsekwentnie oddalało się ode mnie, aż stało się już całkowicie nieosiągalne. Stało się miłą nadzieją przeszłości.
Nieco drżącymi rękoma wyjmuje ramkę z naszym wspólnym zdjęciem, które jako pierwsze, nieco nieśmiało zagościło na małym biurku w pokoju muzycznym. Doskonale pamiętam dzień, w którym zrobiłyśmy sobie to zdjęcie. Było to kilka dni, po tym, jak Lauren zapytała się, czy chciałabym być jej dziewczyną. Co z resztą zrobiła w dość oryginalny, przyprawiający o zawał sposób. Pamiętam, jakie wtedy byłyśmy szczęśliwe, wszystko było takie beztroskie, a wydające się wtedy poważne kłótnie, były po prostu próbą cierpliwości i procesem docierania się. Pasowałyśmy do siebie jak dwa zagubione fragmenty układanki, które całkiem przypadkiem wpadły w twórcze dłonie losu. Uzupełniałyśmy się, rozumiałyśmy, a przede wszystkim była między nami mocna więź, która łączyła w sobie miłość, porządanie, ale też i swego rodzaju przyjaźń.
CZYTASZ
YOU ARE MY SINGER 🌇 |CAMREN|
RomanceW życiu zazwyczaj bywa tak, że kiedy znajdziemy na swojej drodze tę odpowiednią osobę i zadamy jej jedno z najważniejszych pytań, reszta rzeczy toczy się już naturalnie, zupełnie tak jak w bajkach z naszego dzieciństwa. Ale życie Lauren Jauregui ni...