*5 miesięcy później*
- Mam wrażenie, że jesteś niezdrowo podekscytowana - patrzę uważnie na kobietę. Ta jedynie się uśmiecha i wzrusza ramionami.
- Dziś twoje urodziny - zerka na mnie. - Cieszę się po prostu, że spędzimy ten czas razem.
- Aż się boję, co wymyśliłaś - wzdycham i opieram wygodniej plecy o fotel. Szatynka uśmiecha się szerzej, układając dłoń na moim udzie.
Resztę drogi spędzamy w ciszy, ale nie przeszkadza mi to. Dotyk Jauregui jest wręcz kojący i czuły. Kocham ją za to. Za to, jaka się przy mnie stała. Przy mnie i tylko przy mnie.
Zielonooka zatrzymuje się przed niewielkim domkiem letniskowym. Zaskakuje mnie jego prostota, delikatność oraz to, że nie jest tak potężny jak jej willa. Tu jest tak... Spokojnie.
- Chodź do środka - uśmiecha się. Przytakuję lekko, nadal chłonąc wszystkie widoki.
Nie rejestruję nawet momentu, kiedy Lauren łapie moją dłoń i ciągnie mnie powoli przed siebie. Idę posłusznie za nią, rozglądając się dookoła.
- To naprawdę magiczne miejsce - słowa same wypadają mi z ust. Kobieta cicho chichocze i otwiera drzwi, puszczając mnie przodem.
- Zjemy kolację przy zachodzie słońca na pomoście - podchodzi do mnie od tyłu, obejmując moją talię. - A potem będziemy się tam kochać do samego rana - szepcze mi do ucha, lekko je przygryzając, aż przechodzą mnie dreszcze.
- W takim razie to będą najlepsze urodziny w moim życiu - sapię i odwracam się w jej stronę. Zarzucam szatynce dłonie na kark, przyciągając ją do pocałunku. Oddaje go, przesuwając się w stronę kuchni i sadza mnie na blacie.
Obserwuję ją uważnie, kiedy krząta się po kuchni, gotując kolację. Uwielbiam ją w takim wydaniu. Beztroska, energiczna, wyluzowana. Mogłabym patrzeć na nią całymi godzinami, gdy jest taka spokojna i poświęca się swojej pasji.
- Gotowe - mówi po jakimś czasie. - Teraz możemy iść na pomost - uśmiecha się, co odwzajemniam i zeskakuję z blatu. Przy okazji pomagam też spakować jej jedzenie do wiklinowego koszyka, chociaż upiera się, że to mój dzień.
Ruszamy spacerkiem w stronę wody, trzymając się za ręce. Zauważam tam ładnie nakryty stolik, na którego środku stoi ogromny bukiet czerwonych róż. Spoglądam szybko na Lauren, ale szeroki uśmiech nie schodzi jej z ust. Kładzie koszyk i koc na pomoście, biorąc kwiaty, a następnie podchodzi do mnie.
- Obiecałam ci, że ten dzień będzie wyjątkowy i zapamiętasz go do końca życia - szepcze, oblizując usta. - I właśnie zamierzam dotrzymać obietnicy - podaje mi bukiet.
- Lauren, co ty... - otwieram usta ze zdziwienia.
- Camila, czy uczynisz mi ten wyjątkowy zaszczyt i poślubisz mnie? - klęka na jedno kolano, trzymając w dłoniach niewielkie pudełeczko. Kiedy je otwiera, moim oczom ukazuje się złoty pierścionek z delikatnym niebieskim kamieniem.
Oczy mi zachodzą łzami, gdy zniżam się powoli do jej poziomu. Wyciągam ostrożnie rękę i przejeżdżam palcami po jej sercu, po bliznach, a na koniec po plecach. Ze spokojem przyjmuje mój dotyk, nie odsuwając się nawet na milimetr, ani się nie wzdrgając. Zupełnie, jakby go chciała. Pragnęła.
- Oczywiście, że tak - szepczę cicho i wpadam jej w ramiona. Kobieta przytula mnie mocno, składając czuły pocałunek na moich ustach. - Kocham cię.
- Kocham cię i tylko z tobą chcę spędzić resztę swojego życia.
CZYTASZ
Króliczek Playboy'a || Camren FF || ✅
FanfictionŻycie zwykłej szarej myszki zmienia się, kiedy poznaje wpływową bizsenwomen. Czy ten układ ma szansę przetrwać?