Rozdział 7 - Wykłady

8 4 0
                                    

Aneta

Obudziłam się na żółtej kanapie, w pokoju obwieszonym mapami Europy, z których część była zabazgrana czerwonymi liniami. Okno było otwarte na oścież, a mroźne powietrze mocno wyziębiało pokój. Kiedy spróbowałam usiąść, poczułam silne ukłucie w boku, a potem również w klatce piersiowej. I był to chyba jedyny dowód życia, ponieważ czułam się tak lekko, jakbym    w każdej chwili mogła wyślizgnąć się ze swojego ciała. Po chwili zdecydowałam się wstać                         i przytrzymując na moment oparcia kanapy, podeszłam do jednej z map. Zobaczyłam na niej zaznaczone nasze miasteczko. Przyjrzałam się kolorowym kwadracikom oznaczającym poszczególne budynki  i domy, oraz plamom zieleni oznaczającym parki i lasek. Znalazłam też moją kamienicę, którą oznaczono czerwonym znakiem x, i od której poprowadzono czerwoną krechę aż do biblioteki, dwie ulice dalej. Były też inne, czerwono nabazgrane linie, z których najgrubsza zaczynała się na księgarni, przebiegała przez sklep Rybka, różowy dom w pobliżu rzeki    i oplatała miasto do Grot Zatracenia. Co ciekawe linia z Grot Zatracenia przewędrowała aż na mapę Europy, powieszoną obok i urwała się dopiero w Niemczech. To wyglądało, jakby ktoś zaznaczał na tych mapach sieć jakichś, nieznanych mi w tej chwili, powiązań albo czegoś    w tym rodzaju.
-Widzę, że się obudziłaś. - powiedział znajomy kobiecy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam białowłosą sprzedawczynię ze sklepu Rybka, trzymającą w rękach tackę z kubkiem parującej herbaty i talerzykiem kanapek. Kobieta lekko się do mnie uśmiechnęła i postawiła tacę                na odrapanym stoliku pod ścianą, po czym przysunęła go bliżej kanapy, żeby mojej wygodzie stało się zadość.
-Tak, a...dlaczego tutaj spałam? -zapytałam, próbując sobie przypomnieć, co właściwie się wydarzyło. Byłam z kimś na spacerze i rozmawialiśmy. Potem Żaneta poinformowała mnie, że nie ma taśmy... i dalej mam lukę w pamięci. Tymczasem Białowłosa zamknęła okno i poprawiła jedną z map, które przekrzywił przeciąg.
-Szczerze to nie wiem. - odpowiedziała, kiedy usiadłam na kanapie i wzięłam do rąk jedną             z apetycznie wyglądających kanapek. Pachniała świeżym chlebem . Ze śledzikiem. Mniam !Smakowała tak dobrze, jak pachniała. Mnie zapach śledzia nie przeszkadza – przeciwnie – kojarzy się z morzem, wakacjami. Kiedy zaspokoiłam głód i skupiłam trochę bardziej uwagę, zauważyłam, że jej ubrania w zasadzie nie zmieniły się od kiedy widziałam ją ostatnim razem. Brakowało tylko sklepowego fartucha z plakietką.
-Znaleźliśmy cię podczas spaceru - leżałaś na śniegu jak nieżywa. - powiedziała moja rozmówczyni i usiadła obok mnie. Zerknęłam na tatuaż z potłuczoną gwiazdą na jej przedramieniu. Nie pomyliłam się – to naprawdę ona.
-Znaleźliście? – zapytałam z roztargnieniem. Zastanowiło mnie, dlaczego nie pamiętam jak się tu znalazłam, ale w zasadzie pamiętam wydarzenia sprzed kilku dni.
-Tak, ja i mój kolega Acme. - powiedziała.
-Drogie panie, zaraz będzie wykład! Proszę o ciszę... - upomniał nas stojący w drzwiach starszy mężczyzna, w garniturze i zielonej muszce. Elegant zaraz też zniknął w drzwiach, ale ja i tak zauważyłam, że za elegancją ubioru kryje się zmięta sylwetka człowieka o surowej, poszarzałej twarzy, rozczochranych, tłustawych włosach i sińcach na szyi. Nie pozostawiono mi jednak czasu na rozmyślanie, ponieważ moja rozmówczyni zaskoczyła mnie propozycją pójścia na wykłady. - Jakie? Gdzie? - zapytałam, nie mogąc się zdecydować, które pytanie zadać najpierw.
-Chodź -to jest w pomieszczeniu obok. – Białowłosa powiedziała do mnie z uśmiechem. Jej dalsze słowa utonęły w gwarze dochodzącym z pokoju pełniącego funkcję auli. Wyglądało na to, że przybyło wielu słuchaczy.
-Hej, wiecie może, która jest godzina? - zapytał jakiś marudny, kobiecy głos.
-Taa..., ale ten zegar i tak nie działa. - odpowiedział jej znudzony męski głos.
-Dlatego pyta! - krzyknął nieco wyższy głos, może koleżanki tej, która zadała pytanie.
-Drodzy państwo, proszę o ciszę. - powiedział czyjś nisko - głęboki głos. W ciszy, która zaległa, usłyszałam skrzypnięcie zawiasów drzwi. - Tędy proszę, profesor Zalewski już czeka. Esme jesteś?
-Tak, tak. Już idziemy. - powiedziała szybko Białowłosa, chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą na korytarz. Nie protestowałam, bo zaciekawiło mnie o czym będzie wykład, na który mnie zaprosiła. Na korytarzu minęliśmy wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę                        z obandażowaną twarzą.                           i świdrującymi, białymi tęczówkami. Stał obok sali, w której uczestnicy wykładu już zajmowali miejsca i przytrzymał nam drzwi, żebyśmy mogły wejść. Przez głowę przemknęła mi niepokojąca myśl, że to strażnik, ale po chwili zganiłam samą siebie za zbyt bujną wyobraźnię i poszłam znaleźć sobie miejsce. Uczestnicy wykładu już siedzieli przy kwadratowym stole, na którym stała miska z ciasteczkami. Omiotłam zebranych szybkim spojrzeniem i zdążyłam zauważyć, że miejsca wokół stołu były policzone i wcale nie było tak wielu ludzi, jak wskazywał na to gwar na korytarzu. Wśród nich wyróżniał się mężczyzna w sportowej kurtce koloru magenty, dwie kobiety ubrane w identyczne koralowe płaszcze ze srebrnymi guzikami, smutny nastolatek opierający łokcie o blat i dziewczynka w błękitnym płaszczyku. Zdawali się mnie nie zauważać, ale zważywszy na to, że w ubłoconych spodniach.                            i podziurawionej kurtce wyglądam nie wyjściowo- jak ofiara wypadku albo uciekinierka, ucieszyło mnie to.  Z pewnością nie byłam ubrana stosownie do okazji. Esme                       z uśmiechem wskazała mi krzesło,       a kiedy usiadłam, skierowała się w stronę taboretu, stojącego w rogu sali. Przyjrzałam się twarzom ludzi, którzy siedzieli wokół stołu i westchnęłam. Wyraźnie było widać, że pomimo iż ich ciała znajdowały się w pomieszczeniu, tak naprawdę błądzili myślami gdzieś indziej. Mężczyzna w magentowej kurtce utkwił wzrok w zegarze; kobiety w koralowych płaszczach narzekały na korki na drodze, w których będą dzisiaj stały; smutny nastolatek od dłuższej chwili wpatrywał się w blat stołu, a dziewczynka w błękitnym płaszczyku bawiła się rąbkiem spódnicy. Na oko miała jakieś dwanaście lat. Jednak to, co patrzyło jej z oczu kazało przypuszczać, że starzeje się dużo szybciej niż inne dzieci. Zresztą dwunastolatki raczej nie spędzają wolnego czasu na wykładach.
-Dzień dobry państwu, nazywam się Otto Zalewski i poprowadzę dziś wykłady dotyczące ludzi niepotrzebnych. - rozpoczął profesor Zalewski, a Esme zgasiła światło.
-Co ja tu robię. - wymamrotała jedna z pań w koralowym płaszczu i skrzyżowała ręce na piersiach. Tymczasem w tyle sali profesor i Esme majstrowali przy czymś w skrzynce z przełącznikiem .
-Będzie ci to potrzebne na studia. - przypomniała jej druga z pań i sięgnęła po ciastko -Mmm... truskawkowe.
-Socjologiczne? - zapytałam zaciekawiona. Już wcześniej w internecie natrafiłam na ofertę studiów z warunkiem uczestnictwa w cyklach wykładów profesora Zalewskiego lub Niemirskiego.
-Biznesowe. - powiedział mężczyzna w kurtce koloru magenty, a kobieta trzymająca ciastko na moment zamarła. Po chwili zachichotała i powiedziała: - Musiałeś pomylić sale, my wybieramy się na psychologię.
-Ja zaliczam wiedzę o społeczeństwie. - powiedział nastolatek i sprawdził godzinę w telefonie. - Za udział w wykładzie dostanę piątkę                        z aktywności.
Dalszą rozmowę przerwało nagłe pojawienie się świetlistych punkcików na suficie, które utworzyły coś na kształt gwiezdnej konstelacji. W rogu pokoju zobaczyłam biały księżyc, a przy lampie kolejny, tylko świecący nieco cieplejszym światłem. Zgromadzeni widzowie                            z zaciekawieniem oglądali projekcję nieba, a dziewczynka, wskazując palcem jedną z konstelacji,                      z zachwytem powiedziała: - Wielka Niedźwiedzica.
Esme przemknęła na swoje miejsce, a profesor zaczął chodzić wokół nas i prowadzić wykład: - Drodzy państwo, dziś nie będę opowiadał o człowieku niepotrzebnym, jako o bohaterze rosyjskiej XIX wiecznej literatury. Dzisiaj opowiem o człowieku niepotrzebnym, jako  o współczesnym bohaterze z przeszłością, która sprawiła, że stał się niepotrzebny. - mówił profesor Zalewski. Do pomieszczenia wszedł Jair... Niósł tacę, na której stały kubki z logiem Grot Zatracenia - białą damą trzymającą klucze, i bardzo uważał, by się nie zakopnąć. Wyglądał trochę lepiej niż ostatnio. Ubranie miał niemal identyczne jak wtedy, tylko kieszenie spodni już nie były tak wypchane. Z cichym stuknięciem postawił tacę na stole i rozdał każdemu po kubku. Kiedy miał postawić przede mną kubek, uśmiechnęłam się do niego. Reakcja Jaira zaskoczyła mnie. Jego oczy rozszerzyły się, a przez twarz przemknął grymas strachu. Wyglądało na to, że dopiero teraz mnie zauważył. Zapach herbaty był intensywnie słodki, a kolor lekko malinowy. Przeźroczystość płynu pozwoliła mi dostrzec czerwoną różyczkę wymalowaną na dnie kubka.
-Przeprowadziłem liczne badania. Rozmawiałem z wieloma ludźmi, a także kolegami po fachu i doszedłem do wielu zaskakujących wniosków. – kontynuował Profesor. Otóż, człowiek niepotrzebny to osoba potrzebna, ale wypychana na margines swojej społeczności. Zazwyczaj albo odrzuca się ją ze względu na niedobór jakichś cech, w wyniku czego nie nadąża za pozostałymi członkami społeczności, albo wręcz przeciwnie - ma ogromny potencjał, ale ten potencjał budzi niepokój, strach, za którym wobec jego osoby podąża agresja...
-Musisz iść do toalety. Tam jest okno...-wyszeptał mi do ucha Jair i z powrotem wziął tackę do rąk. - Nie pij tego.
-A oni? - zapytałam, ale nie odpowiedział mi i szybko wyszedł z sali. Obejrzałam się i zobaczyłam, że Esme patrzy na mnie z wyczekiwaniem. Ciekawa byłam, czy usłyszała naszą wymianę zdań. Oby nie.
-Mmmm...zagraniczna? - zapytała szeptem jedna z pań w płaszczu, kolorem przywodzącym na myśl oceaniczne klimaty, albo egzotyczne akwarium, a jej koleżanka tylko w zmyśleniu kiwnęła głową. Zdążyła już opróżnić pół kubka, a siedzący w pobliżu nastolatek wypił cały. Zamoczyłam usta w herbacie udając, że piję i odłożyłam kubek na stół. Niby nic takiego się nie działo, ale komuś trzeba wierzyć – włączył mi się instynkt samozachowawczy.
-Zaraz przyjdę. - powiedziałam szeptem do siedzących obok słuchaczek i ruszyłam do drzwi.
-Już idziesz? - zapytała zdziwiona Esme i wstała.
-Idę tylko do toalety. - powiedziałam i położyłam dłoń na klamce.
-Pokażę ci gdzie jest. - zaoferowała się Esme i cicho odetchnęła. Kiedy wyszłyśmy na korytarz, o mało nie zderzyłam się z mężczyzną z obandażowaną twarzą. Dalej stał pod drzwiami, a w jego białych oczach zapaliła się cicha furia, która zgasła dopiero po tym, jak zobaczył wychodzącą za mną Esme. Nie spodobało mi się to co zobaczyłam. W dodatku nie miałam pewności,             czy Esme nie podsłyszała ostrzeżenia Jaira. Mogłaby próbować mnie powstrzymać przed wymknięciem się stąd. Szczerze mówiąc nie wiem co się dzieje, ale nie chcę się przekonać co jest w tej herbacie, jeśli mam choć cień wątpliwości co do swojego bezpieczeństwa w tym miejscu. Jeśli chodzi o pozostałych, myślę że i tak nie zdołałabym ich przekonać. Prawdopodobnie profesor przekona ich, że są bezpieczni, albo nie będzie musiał, bo będą woleli komfort od uwierzenia słowom lekko upaćkanej i zmiętej dziewczyny. Doskonale wiem, że w tej sytuacji mogę nie mieć siły przebicia, ani tym bardziej cienia dowodu, że coś jest na rzeczy.
-Poczekasz tu? - zapytałam na korytarzu Esme.
-Oczywiście. - powiedziała i na szczęście dalej nie poszła za mną. Łazienka od podłogi aż do sufitu była wyłożona białymi kafelkami, a naprzeciwko umywalek stały dwie kabiny. Niewielkie okno było tuż przede mną, a z niego rozciągał się widok na ośnieżoną ulicę. Podeszłam do niego i cicho je otworzyłam, po czym ostrożnie przerzuciłam nogi. Śnieg zachrzęścił mi pod stopami. Złapałam ramę i domknęłam okno, aby zamaskować choć na chwilkę drogę swojej ucieczki. Kiedy skończyłam, rozejrzałam się dookoła. Nie dostrzegłam w pobliżu żadnych przechodniów. Ruszyłam w kierunku pobliskiego miejskiego lasku. Stamtąd planowałam przejść do miasta i wrócić do domu. Plan był dobry, jednak kiedy weszłam między drzewa, zaczęłam się zastanawiać co się teraz dzieje z pozostałymi uczestnikami wykładu, którzy tam zostali. Może nic, ale postanowiłam sprawdzić czy wyjdą z różowego domu, więc schowałam się w pobliżu i czekałam. Na szczęście było takie jedno miejsce osłonięte drzewami i krzakami, aby mnie ukryć i na tyle oddalone od różowego domu, bym czuła się bezpiecznie. I przy okazji będę miała czas zastanowić się, gdzie teraz może być Żaneta. Jakoś nie wydaje mi się, aby dała się złapać Esme. Żaneta jest sprytna i na swój żabi sposób mądra. Zauważyłam, że przez te kilka dni bardzo dojrzała.

Jesteś daremOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz