Rozdział 16 - Talent róży

6 2 0
                                    

Żaneta

-Podaj hasło. - powiedział liściec           i zmrużył czarne, jak węgiel oczy.
-Enter. - odpowiedziała rozbawiona gąsieniczka. Liściec zastąpił jej drogę, a jego grzbiet w kształcie liścia wybrzuszył się w kilku miejscach i zapłonął jaskrawą czerwienią. Był wyraźnie zdenerwowany.
-Hm. Przyszła jesień? - zapytała spokojnie, jakby nie zauważyła jego reakcji i poprawiła ogonem kulki przyczepione do dwóch segmentów jej ciała. Rozejrzałam się dookoła, aby zawczasu zaplanować drogę kolejnej ucieczki. Na szczęście po jej słowach, barwa liśćca znowu zmieniła się w intensywną zieleń.
-Ech, liście opadają! Wchodźcie. - powiedział ponuro, po czym odsunął karton, abyśmy mogły przejść. W środku otoczył nas gwar rozmów. Zobaczyłam kilkanaście istot siedzących na niewielkich różnobarwnych hubach wystających ze ścian pnia, oraz na kamieniach, które w większości były poustawiane dookoła muchomorów, pełniących rolę stolików. Gąsieniczka podpełzła do muchomora przy ścianie i zajęła miejsce na rosnącej obok gąbczastej hubie. Mnie w tym układzie wolny pozostał kamień, który okazał się kawałkiem barwnej ceramicznej płytki.
-Lubisz grzybówkę? - zapytała Ona i ukryła pod stołem segmenty z przyczepionymi do nich lepkimi kulkami.
-Jeszcze nigdy nie próbowałam.-przyznałam, licząc, że będzie jadalna dla origami. Tymczasem gąsieniczka podniosła leżące pod ścianą łupiny po zeszłorocznych żołędziach i podała mi jedną. Niepewnie wzięłam ją do ręki i obejrzałam. Była naprawdę stara i wysuszona.
-Przeczytaj. – poleciła mi gąsienica i uśmiechnęła się tajemniczo.
-Ale co... - zaczęłam i urwałam, zerkając na niewielki napis wyryty na dnie naczynia.
-,,Talent róży, kolcom służy"- przeczytałam, a tymczasem Ona ścisnęła kawałek grzyba i utoczyła z niego trochę płynu. Po chwili wahania zrobiłam to samo i zmieszałam z rezerwą atramentu, aby móc to łatwiej strawić. Mieszanina zakręciła mi w głowie, aż musiałam złapać się blatu.
-Powoli, powoli. - zaśmiała się Ona i płynnym ruchem zamieszała płyn w naczyniu.                         
- Za pierwszym razem lepiej sączyć powoli.
Dotknęła mojej łapki i zapytała:
-Czemu tak szybko się zestarzałaś?
Poczułam, jak mój pyszczek pokrywa ciemnozielony rumieniec zakłopotania. Moja łapka faktycznie nie wyglądała tak gładko i czysto, jak wcześniej. Była wymięta, pobrudzona popiołem i szorstka. Westchnęłam i upiłam łyk grzybówki. Naprawdę się postarzałam. Jestem żywym orgiami, zrobionym dla rozrywki. Mnie samej jednak „rozrywka" nie służy. Nie mogę bezkarnie ukrywać się i uciekać, budzić się w dziwnych miejscach, mieć wypadki i upadki, tracić przyjaciół, trudzić się podróżami. Brakło mi słów na opowiedzenie tego, co przeżyłam u boku Anety               
- na opowiedzenie o strachu, smutku oraz wątpliwościach, jakie wzbudzała we mnie trójkolorowa różyczka. Brakło mi sił na przyznanie się jak bardzo czułam się wobec tego wszystkiego bezsilna. Wybuchłam płaczem.
-Przepraszam. - powiedziałam, kiedy udało mi się nieco uspokoić. Ona pokiwała głową i zamieszała grzybówką w naczyniu.
-Kim jest dyktator i o co ci chodzi z tym napisem? – zapytałam Ony. Na pyszczek gąsieniczki wpełzł szary cień, a oczy pociemniały jak burzowe niebo. O rany... Ona ma chmury w oczach. Obłoki przesuwają się leniwie i zmieniają kształty - to ewidentnie są chmury. Jak ona to robi ? Ona zdawała się nie zauważać mojego poruszenia.
-Dyktator to wężyca z „góry". Nie jest eksperymentem jak my. - wskazała na zebrane wokół istoty. - Ale rządzi tutaj. Pożera nas z wyjątkiem tych, którzy jej służą.
-Jeże i motyl ? - wtrąciłam.
-Też. Chce sprowadzić do Grot więcej tych z „góry" i mieć tu swoje potomstwo. Walczymy, aby węże nas nie wyparły. Jesteśmy inni, bardziej krusi.-mówiła z przejęciem. - Nie ma dla nas lepszego miejsca. Sprzymierzyliśmy się z ptasznikami, ale zostały porwane przez ludzi              do pokojów tortur. Pokoje tortur... Tak, to chyba była inna nazwa na pokoje do eksperymentów.
-Czemu cię tak zajadle goniła? - zapytałam, przypominając sobie pościg. Zaśmiała się po raz kolejny tego dnia i upiła łyk grzybówki.
-Usunęłam jej potomstwo. – wyjaśniła zniżając głos, mimo to kilkoro istot siedzących najbliżej nas zrobiło się nerwowymi i zaczęło wymieniać uwagami dotyczącymi konsekwencji jej działań. Z których,, pożre i nas", ,, jeże nas zakłują" i,, odda nas ludziom we wnyki" były najłagodniejsze.
- Jej dzieci? - upewniałam się, czując jak grzybówka coraz bardziej ciąży mi na wnętrznościach.
-To było konieczne.- powiedziała, wyraźnie nie czując siły swoich słów. Wskazała na trójkolorową różyczkę, którą wraz z grzebieniem Anety miałam przy sobie. - To też będzie. Wskażesz mi drogę do pokojów tortur, abym mogła odnaleźć pająki.
-Małe dzieci. - jęknęłam wyobrażając sobie, jak mogła wyglądać rzeź wężątek.
- Jak?
-Talent róży, kolcom służy. - rzuciła niecierpliwie i dopiła grzybówkę. Obłoki w jej oczach przybrały różowo pomarańczowe kolory, jak podczas zachodu słońca.
-Słowa papierowego lwa. Przyznał mi rację, ja tylko wykonałam wyrok. - dodała.
-Pomogę ci. - wyślizgnęło się z moich ust, zanim dokładnie przemyślałam co chcę powiedzieć. - Jeśli ty pomożesz mnie. – dodałam. Ona skinęła głową.

Aneta

Wgramoliłam się do łodzi i wyłowiłam wiosło. Rybki w wodzie zalśniły na żółto, jakby cieszyły się, że wreszcie przestanę im robić bałagan na dnie. Nagle przypomniałam sobie, że przecież jedną z nich mam przy sobie. Ostrożnie wyjęłam woreczek z rybką i odetchnęłam z ulgą,że udało jej się przetrwać w kieszeni podczas upadku. Już miałam ją wypuścić do jej wodnych sióstr, gdy nagle zgasło światło i zrobiło się ciemno. Wygląda na to, że tamci panikarze dotarli już do kasy, opowiedzieli o spotkaniu ze mną i właśnie zaczęły się wielkie poszukiwania albo jakaś inna procedura awaryjna na takie sytuacje. Rozejrzałam się dookoła. Jedynym źródłem światła jest moja rybka, którą dostałam od profesora. Jej żółte światełko daje szansę na zobaczenie czegokolwiek. Nie mogę zawrócić drogą, więc pozostaje mi płynąć dalej. Z daleka usłyszałam dźwięk gwizdka. Rybka zmieniła kolor i odbiła go na ścianach jaskini czerwoną poświatą. Westchnęłam, wzięłam wiosło do rąk, a potem nauczyłam się wiosłować. Wiosłowałam częściej po kamieniach niż po wodzie. Trochę się zgrzałam, zanim moje machanie wiosłami stało się bardziej efektywne i łódka przestała się kołysać. Otaczały mnie piski nietoperzy dochodzące z głośników ukrytych w szczelinach skał oraz odgłosy spadających kamyków. Szkoda, że nie ma ze mną Żanety. W jej towarzystwie nie bałabym się niczego – chyba tylko tego, że może utonąć. Ale ja bym na to nigdy nie pozwoliła! Zastanawiam się, co z ludźmi z obozu. Czy jeszcze żyją? Słyszałam wystrzały...
Dotarłam do potrójnego rozwidlenia i musiałam naprawdę mocno zaprzeć się wiosłem o skalny załom, aby zatrzymać łódź. Chwila, teraz muszę się zastanowić - droga na lewo jest zablokowana dwoma skrzyżowanymi, metalowymi drągami. Raczej nie wysiądę z łodzi, żeby wpław sprawdzić co jest dalej. Pozostałe dwa korytarze pośrodku i na prawo są oświetlone. Środkowy, najszerszy z korytarzy, oznaczony jest tabliczką : ,,Trasa rodzinna", a ten po prawej ostro zakręca zaraz za tabliczką ,,Dla dorosłych". Przyszło mi do głowy, że jeśli chcę się schować, to powinnam popłynąć zakazanym korytarzem. Z drugiej strony, Groty Zatracenia są miejscem wrednych eksperymentów, więc istnieje ryzyko, że natknę się na coś groźnego. Nagle zobaczyłam snopy świateł z latarek, które omiatały ścianę z zakrętu. Muszę szybko się na coś zdecydować.
-Widzisz coś?- zapytał męski głos.
-Nie mogło odpłynąć dalej.-rzucił drugi, niższy.
-Utopce nie istnieją. -ofuknęła ich jakaś kobieta i pisnęła. Pewnie któryś z nich ochlapał ją zimną wodą.
-Widziałem już różne rzeczy w tych grotach. - powiedział ostrożnie jeszcze jeden głos, należący do starszego mężczyzny. – A słyszałem jeszcze więcej, tak, że naprawdę może tu być wejście do samego piekła.
Najciszej jak umiałam, wskoczyłam do wody i mocno odepchnęłam łódź w stronę trasy dla rodzin. Potem przepłynęłam pod drągami i skryłam się w cieniu. Ich łódź przepłynęła obok mnie. Młoda strażniczka była wyraźnie poirytowana koniecznością prowadzenia poszukiwań utopca, pozostali zdawali się być mniej sceptyczni. Najbardziej obawiałam się wzroku starego strażnika  – nie wykazywał zniecierpliwienia tylko uważnie omiatał wnętrze jaskini mocnym światłem latarki. Wzbudzał zaufanie i przez chwilę kusiło mnie, żeby się ujawnić. Mogłabym się stąd wydostać. Pomyślałam jednak o Yasemine i innych, dalej uwięzionych w tych grotach. I Żanecie. Wiem, że ona jest już w drodze. Może tym tunelem zdołam dotrzeć do obozu.
-Łódź! - krzyknęła strażniczka.
-Nikogo nie ma. – stwierdził zawiedziony starszy strażnik. Kiedy odpłynęli, wpadłam na pewien pomysł... Oczywiście zrealizować go będę mogła dopiero, kiedy alarm wszczęty w części dla zwiedzających zostanie odwołany. Teraz jednak muszę wejść w ciemność i mieć nadzieję,że w niej przeżyję. 

Jesteś daremOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz